captcha image

A password will be e-mailed to you.

Pamiętacie, jak wpajano nam, że po książkach nie wolno gryzmolić? No więc te książki – „Młody naukowiec. Notatnik” i „Młody inżynier. Notatnik” – służą właśnie do bazgrania po nich. I zachęcają do samodzielnego wymyślania rozwiązań problemów podobnych do tych, z którymi na co dzień mierzą się naukowcy czy inżynierowie.

Fot. Crazy Nauka

Zbadaj pismo lustrzane, stwórz model szkieletu, prześledź migracje zwierząt, zbuduj detektor trzęsień ziemi, zaprojektuj bazę księżycową… W książkach „Młody naukowiec. Notatnik” i „Młody inżynier. Notatnik” wciąż powtarza się wezwanie do działania: wymyślaj, odkrywaj, testuj.

Wiadomo, że nic tak nie sprzyja zdobywaniu wiedzy jak osobiste zaangażowanie, dlatego najlepiej działa nauka przez zabawę. Doskonale wykorzystali to twórcy tych książeczek, tworząc atrakcyjne połączenie tytułu edukacyjnego, kreatywnego notatnika i podręcznika „Zrób to sam”, zawierającego szablony do wycinania i konstruowania z nich modeli przestrzennych, a także odwołania do stron internetowych z jeszcze większą liczbą eksperymentów.

Scribble Book

Czytelnicy mogą, a nawet powinni, po tych książkach gryzmolić. Sugeruje to oryginalny tytuł serii „Scribble Book” („scribble” znaczy „bazgrać”), stworzonej przez szanowane brytyjskie wydawnictwo Usborne. Skierowana jest do dzieci powyżej siódmego roku życia, choć wydaje mi się, że część zagadnień może być zrozumiała dopiero dla dzieci 9-10-letnich.

Autorzy tych książeczek są nauczycielami i popularyzatorami swoich dziedzin z różnorodnym doświadczeniem, takim jak praca w chińskiej szkole czy hodowla roślin mięsożernych. Co ważne, każdy z tych tytułów został skonsultowany merytorycznie ze specjalistką w danej dziedzinie. W przypadku „Młodego naukowca” była nią Carole Kendrick, nauczycielka nauk ścisłych i konsultantka edukacyjna, zaś przy „Młodym inżynierze” – prof. Shannon Chance z Centrum Edukacji Inżynieryjnej na University College London.

Testowane na dzieciach

Te wyjątkowe tytuły dostarczają mnóstwa zabawy dzięki temu, że dzieci mogą SAME znajdować rozwiązania czy SAMODZIELNIE tworzyć projekty inspirowane tymi istniejącymi w rzeczywistości. To bardzo ważne, bo dzięki temu dowiadują się, W JAKI SPOSÓB myślą naukowcy i inżynierowie, a nie dostają gotową wiedzę na talerzu.

I właśnie to osobiste, aktywne zaangażowanie w odbiór tych książek najbardziej spodobało się mojemu synowi, Adamowi. „Dzięki temu, że samemu coś się tu notuje czy wypełnia, można się więcej dowiedzieć na ten temat. To bardzo dobry sposób na wypełnienie czasu w deszczowym czy zimowym dniu, kiedy nie spędza się czasu na zewnątrz” – powiedział, kiedy zapytałam go o opinię na ten temat. Po czym, patrząc wymownie na padający za oknem deszcz, zabrał się za lekturę.  

Adam ma 11,5 roku i bardzo często jest poddawany naszym „książkowym testom”. To uczyniło z niego świadomego i bardzo wymagającego czytelnika. Z łatwością wyłapuje więc niedociągnięcia czy naiwności w książkach skierowanych do jego grupy wiekowej. W tych tytułach nie znalazł ich wcale. Wygląda na to, że „Młody naukowiec. Notatnik” go wciągnął, bo co jakiś czas stwierdzał coś w rodzaju: „O, nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak oko dominujące” albo wstawał, żeby przeprowadzić jakiś minieskperyment z utrzymaniem równowagi.

Ja również krytycznie przejrzałam tę książkę i nie dopatrzyłam się w niej znaczących niedociągnięć, no może z wyjątkiem tego, że zgodnie z diagramem klasyfikacji zwierząt nie da się prawidłowo zaliczyć do niej stekowców (bo są jajorodne, a mimo to są ssakami).

A ilustracje?

Adam bywa też wyczulony na infantylizm ilustracji. Niestety, często się zdarza, że dziecinna szata graficzna dyskwalifikuje nawet świetnie napisane książki, sprawiając, że trafiają do czytelników zbyt młodych na serwowane im treści. Z kolei starszaki – świadome swojej dojrzałości i, jak każdy z nas, poważnie się traktujące – nie chcą czytać takich książek, które opatrzone są dzieciuchowatymi rysunkami. W przypadku obu omawianych tytułów – „Młodego naukowca” i „Młodego inżyniera” – ten problem na szczęście nie istnieje. Owszem, książki są bogato ilustrowane i bardzo kolorowe, jednak ilustracje są dość schematyczne i dzięki temu w miarę neutralne, co jest ich ogromną zaletą.

Szata graficzna decyduje również o tym, że w obu tytułach nie ma „blachowatych” tekstów, jest za to dużo kolorowych ramek i wyróżników pozwalających na łatwiejszy odbiór treści. I, jak już wspomniałam, pozostawiono tu dużo wolnego miejsca na własne notatki i projekty. Autorzy za każdym razem podprowadzają czytelnika do takich kreatywnych obszarów, na przykład dając mu określone zadania i podając inspirujące przykłady z pokrewnych dziedzin. Adamowi spodobały się zwłaszcza zadania z cyklu „Zrób to sam”, jak na przykład eksperyment polegający na zbudowaniu mostu o jak największej nośności z kartki i dwóch stosików książek.

Podsumowując. Książki z serii „Notatnik” pozytywnie wyróżniają się na tle szerokiej oferty wydawniczej dla dzieci: stymulują ciekawość świata, skłaniają do mazania po nich i tworzenia własnych projektów. To doskonała propozycja na ten właśnie moment wakacji, kiedy dzieciaki odpoczęły już od szkoły i znów chętniejszym okiem patrzą na książki edukacyjne. Sądzę, że z łatwością dadzą się wciągnąć w kreatywny mikrokosmos obu tytułów.

Tytuły: „Młody naukowiec. Notatnik”, „Młody inżynier. Notatnik”

Autorzy: Alice James, Eddie Renolds, Darran Stobbart

Wydawca: Wydawnictwo Wilga

Nie ma więcej wpisów