captcha image

A password will be e-mailed to you.

Wszystko zaczęło się od wizyty w biurze obsługi firmy, która dostarcza nam prąd. Sympatyczna pani w okienku przejrzała nasze rachunki i powiedziała: „No w porównaniu z sąsiadami to państwo zużywają zaskakująco dużo energii”.

My? Przecież wyłączamy co się da, nie dogrzewamy się elektrycznie! Po powrocie do domu zrobiliśmy rachunek sumienia. No i okazało się, że chodzi o światło. Nasz dom wymyślony jest tak, by – zależnie od pory dnia i potrzeb – można było dopasowywać oświetlenie. Mamy więc mocne światło w kuchni, węże świetlne we wnękach, niewielkie punktowe lampki na ścianach, rozproszone światło zapalane wieczorem, mocną lampę oświetlającą teren przed domem. W sumie – kilkadziesiąt punktów świetlnych. Większość z nich to niewielkie żarówki, ale też wiele z nich świeci się w zimie przez ponad 8 godzin. Z kolei kilka elementów nas zaskoczyło – choćby halogenowe oświetlenie kuchni, gdzie przy każdej niemal pracy odpalamy 400 watów. A kiedy głowiliśmy się nad tym wyzwaniem, odezwała się do nas IKEA z pomysłem, żebyśmy napisali coś o oświetleniu LED. No i jedno z drugim tak pięknie się zgrało, że w efekcie powstał ten tekst 🙂

Nasz licznik prądu. Trwa walka, by cyfry po lewej zmieniały się jak najrzadziej

Nasz licznik prądu. Trwa walka, by cyfry po lewej zmieniały się jak najrzadziej

Policzyliśmy (o czym za chwilę) i zaczęliśmy Wielką Wymianę Światła. Przyznaję – jeszcze nie skończyliśmy, bo roboty jest sporo. Jedno założenie narzuciło się samo: idziemy w LED-y. Powody są trzy:

  1. Są niezwykle oszczędne – zamiennik typowej 60-watowej żarówki ma moc 10-11 watów
  2. Bardzo długo działają – nominalnie to 15-25 tys. godzin. Czyli co najmniej 5 lat świecenia po 8 godzin dziennie.
  3. Stały się niedrogie, a momentami nawet tanie. W IKEA żarówka RYET o mocy 11,5 W czyli odpowiednik klasycznej 72 W kosztuje 10 zł (sprzedawane są po dwie), a za wersję odpowiadająca klasycznym 25 W zapłacimy 4 zł.

OK, to brzmi jak zestaw gładkich haseł. Gdy rozmawiałem ze znajomymi, szybko pojawiły się wątpliwości. Najważniejsza – czy te LED-y faktycznie są opłacalne? Bo koszt takiej żarówki jest wielokrotnie wyższy, niż koszt żarówki klasycznej, tej z żarzącym się wolframowym drucikiem. Liczenia nie powinno być dużo, sprawdźmy.

Weźmy typową żarową żarówkę 60 W, która daje około 800 lumenów. Niech pali się na przykład 4 godziny dziennie. Normalna żywotność takiej żarówki to 1500 godzin ciągłego świecenia. Jej cena to ok. 1,5 zł.

Zamieniam ją na żarówkę LED. Do obliczeń biorę RYET mającą 11,5 W i dającą 1000 lumenów, a więc o 25% jaśniejszą. Jej żywotność to 15 000 godzin, ale założę bardzo ostrożne 10 000 godzin. Cena – 10 zł. No i czas świecenia ten sam czyli 4 godziny dziennie.

Koszt brutto 1 kilowatogodziny (kWh) przyjmuję jako 0,6 zł. Taryfy mogą się różnić, ale zwykle to mniej więcej taka kwota. Liczę okres 5 lat – w końcu trochę w domu jeszcze pomieszkam.

No to, jak obiecałem, liczymy!

5 lat po 4 godziny dziennie to 7300 godzin.

W ciągu 5 lat żarówki 60W zużyją energię kosztującą 262,80 zł. Będę je musiał wymienić przynajmniej 4 razy, więc zapłacę w sumie 6 zł. W sumie koszt 268,80 zł.

W tym samym czasie żarówka LED zużyje energię kosztującą 50,37 zł. Przyjmując (pesymistycznie) żywotność równą 10 000 godzin pozostanę z moją jedną żarówką kosztującą 10 zł. W sumie koszt zakupu i używania LED-a wyniesie 60,37 zł.

OK, nie mam wątpliwości. Na jednej żarówce oszczędzam ponad 200 zł. Nie licząc kosztów dojazdu po nowe żarówki żarowe i czasu potrzebnego na ich wymianę.

Ale oczywiście ekonomia to nie wszystko. Mniejsze (a właściwie – dużo mniejsze) zużycie prądu to mniejszy ślad węglowy, jaki pozostawiam. Czyli mniej spalonych paliw kopalnych (Polska węglem stoi) i mniejsza emisja dwutlenku węgla do atmosfery. Jest o co walczyć, bo zachodzące zmiany są coraz większe i dotyczą również Polski.

Czy to zdrowe i bezpieczne?

Przy okazji światła LED pojawia się, bardzo zresztą słusznie, pytanie o zdrowie i bezpieczeństwo takich źródeł. Faktycznie, LED-y wytwarzają więcej promieniowania w paśmie niebieskim. A to promieniowanie potrafi stwarzać problemy. Po pierwsze działa na organizm pobudzająco, co jest zrozumiałe, bo światło stojącego wysoko nad horyzontem Słońca zawiera dużo barwy niebieskiej. Jeśli więc próbujemy się rozbudzić i rozkręcić, to takie zimne, błękitne światło bardzo nam w tym pomoże. Jednak wieczorem, kiedy wskazane jest raczej wyciszenie i „wyhamowanie” rozpędu, niebieski zaczyna przeszkadzać. Szerzej o tym pisaliśmy w tym tekście.

Druga kwestia to wpływ niebieskiego światła na wzrok. Jak pokazały opublikowane świeżo badania, promienie w tym paśmie uszkadzają komórki światłoczułe w oku. Ale zanim się przestraszysz – pomyśl. Przecież światło słoneczne to mnóstwo niebieskiego koloru. By uniknąć tej barwy, trzeba by zrezygnować z najbardziej naturalnego źródła światła. Kluczowe jest, by nie przesadzać z tym niebieskim. A my przesadzamy – głównie za sprawą telefonów, komputerów i telewizorów podświetlanych diodami emitującymi właśnie ten kolor.

Czy to znaczy, że w domu należy unikać oświetlenia LED? Absolutnie nie. Za to trzeba je dopasowywać do potrzeb stosując takie barwy światła, jakie pojawiają się w naturze. Rano, gdy potrzebujemy szybkiego i skutecznego startu, chłodne, niebieskie światło jest bardzo wskazane. Wieczorem lepiej go unikać i dopasować się do kolorów takich, jakie daje zachodzące Słońce. W telefonach i komputerach włączyć aplikacje filtrujące barwę niebieską. Takie rozwiązanie pochwala autor wspomnianego badania, dr John Payton. Ale co ze światłem w domu?

Świeć sobie jak chcesz

Rozwiązania są dwa. Można zainstalować inny zestaw świateł na wieczór, a inny na dzień. Wbrew pozorom to wcale nie jest takie trudne – górne, mocne oświetlenie w zimniejszych kolorach, a boczne, słabsze lampy świecące cieplej, z mniejszą ilością błękitu.

Ale powiedzmy sobie szczerze – jeśli ktoś nie zaplanował tego na etapie wykańczania wnętrza, taka zmiana będzie trudna. Dlatego warto skorzystać z możliwości, jakie dają nowoczesne lampy LED. Chodzi o kilka funkcji: możliwość przyciemniania, a przede wszystkim – zmiany temperatury czyli barwy światła, łączenia różnych źródeł światła ze sobą i sterowania tym wszystkim zdalnie.

Lampy TRÅDFRI z możliwością zmiany barwy światła Fot. IKEA

Lampy TRÅDFRI z możliwością zmiany barwy światła Fot. IKEA

IKEA wprowadziła serię rozwiązań nazwanych inteligentnym oświetleniem pod wspólną nazwą TRÅDFRI. Mamy tu czujnik ruchu, zestaw do przyciemniania światła, zestaw pozwalający na zdalne przyciemnianie i zmianę barwy światła oraz stację łączności pozwalającą na sterowanie światłem przez aplikację w smartfonie.

Oczywiście to tylko narzędzia – najważniejsze jest to, co i gdzie świeci. O zwykłych (choć LED-owych) żarówkach nie będę długo opowiadał: wkręcasz i przestajesz się martwić. I to na długo. Za to warto przyjrzeć się żarówkom mniej zwykłym – na przykład mojej ulubionej LUNNON, która wisi u nas nad stołem.

Jednak tym, co naprawdę mnie zachwyciło są panele świecące. To różnej wielkości płyty, które można powiesić na ścianie, suficie czy gdzie tam kto ma ochotę. A one po prostu… wiszą i świecą. Seria FLOALT to trzy panele w różnych rozmiarach i o sile światła sięgającej 2800 lumenów. Jednak najciekawiej się robi, gdy użyjemy pilota lub aplikacji TRÅDFRI. Pozwalają one na zmianę barwy światła. Mamy więc to, czego szukaliśmy – w ciągu dnia zimniejsze, bardziej niebieskie światło a wieczorem ciepłe, żółtawe, pozbawione niekorzystnego wówczas pasma błękitnego.

Dodatkowo użycie aplikacji sprawia, że w jeden zespół można połączyć do 10 źródeł światła – paneli, inteligentnych żarówek czy (kolejny mój ulubiony produkt) świecących drzwiczek do szafek: SURTE lub JORMLIEN. Po co to łączenie? Jednym ruchem palca na telefonie możemy zmienić oświetlenie w całym pokoju i kuchni dopasowując je do pory dnia czy potrzeby chwili. Czyli to, czego potrzebujemy, jeśli nie chcemy robić oddzielnej instalacji na różne pory dnia. System może dawać światło w trzech barwach, więc możliwości dopasowania są spore.

SURTE czyli świecące drzwiczki do szafki. Fajny pomysł Fot. IKEA

SURTE czyli świecące drzwiczki do szafki. Fajny pomysł Fot. IKEA

Tu uwaga techniczna, ale ważna. Cała ta łączność odbywa się z wykorzystaniem protokołu ZigBee, który jest przemysłowym standardem stosowanym przez ponad 150 firm. Fajnie, że IKEA nie poszła w jakieś własne, zamknięte wynalazki, tylko użyła rozwiązania, które pozwala na współpracę systemu z produktami innych firm.

LED skupia

Na koniec jeszcze jedno badanie, które znalazłem w czasie przygotowywania tego teksu, a które może mieć znaczenie przy wyborze oświetlenia. Praca została opublikowana w styczniu tego roku i skupia się na wpływie oświetlenie LED w porównaniu ze świetlówkami na naukę dzieci. Czy takie rozważania mogą mieć sens? Wygląda na to, że tak – badacze wskazują na to, że świetlówki mrugają. Co prawda te nowoczesne robią to z tak dużą częstotliwością, że migotanie staje się niezauważalne, ale nadal może mieć wpływ na skupienie – szczególnie w przypadku dzieci. Co prawda badanie przeprowadzone zostało na niewielkiej grupie dzieci, ale wyniki dają do myślenia.

Okazało się, że dzieci były bardziej skupione i zaangażowane tam, gdzie stosowano oświetlenie LED, które nie migocze. Jest to zgodne z wcześniejszymi badaniami, które dawały podobne wyniki u dorosłych, których badano podczas czytania książek. Gdyby ktoś zastanawiał się, jakich jeszcze, poza oszczędnością i ochroną środowiska, potrzebuje argumentów do instalacji oświetlenia LED to nauka podpowiada – łatwiej się skupić.

 

Tekst jest elementem współpracy z firmą IKEA. Partner nie miał wpływu na opinie, które wyrażamy.

Nie ma więcej wpisów