captcha image

A password will be e-mailed to you.

Silnie zautomatyzowane samochody wyjadą na europejskie ulice już w tym roku, a za trzy lata będą mogły się obyć bez ludzkich kierowców. Ta rewolucja już puka do naszych drzwi.

Ten z pozoru zwyczajny samochód – na jego dachu nie widać przecież konstrukcji podtrzymującej czujniki i lidary – to jeden z 40 pojazdów autonomicznych, które będą testowane w Niemczech.  (Źródło: Intel)

BMW, Intel i Mobileye zapowiedzieli, że po wakacjach po centrum Monachium będą poruszać się samochody o tzw. czwartym poziomie stopniu automatyzacji, czyli takie, w których kierowca zamiast trzymać kierownicę i myśleć o tym, co dzieje się na drodze, będzie mógł spokojnie przeglądać Crazy Naukę. W 2021 roku poprzeczka ma zostać podniesiona jeszcze wyżej i na ulice mają zacząć wyjeżdżać całkowicie autonomiczne pojazdy, które z czasem zawód kierowcy przeniosą do kategorii hobby.

Pierwszy pomysł na samochody, które po drogach będą jeździć bez kierowców, pojawił się w 1939 roku podczas Wystawy Światowej w Nowym Jorku. Można tam było zobaczyć Futuramę, czyli wizję miasta przyszłości przedstawioną przez firmę General Motors.

Na gigantycznej dioramie – zajmującej aż 4000 m2 powierzchni – umieszczono milion drzew, 500 tysięcy budynków oraz 50 000 pojazdów, z których 10 000 poruszało się z różną prędkością po autostradach. Ówczesny pomysł GM zakładał, że w latach 60. XX wieku samochód, zamiast być sterowany przez człowieka, będzie prowadzony przez zautomatyzowaną autostradę.

Przy okazji zobaczcie, jak miał działać autopilot w nieco późniejszej wizji GM, tym razem pochodzącej z wystawy Motorama z 1956 roku.

Współczesne pojazdy autonomiczne idą zupełnie inną drogą. Zgodnie z zapowiedziami połączonych sił BMW, Intela i izraelskiej firmy Mobileye, do 2021 roku w seryjnej produkcji mają pojawić się w autonomiczne samochody BMW iNext. Nim jednak to nastąpi, na bawarskie ulice w tym roku wyjedzie 40 prototypowych autonomicznych BMW serii 7, charakteryzujących się 4. poziomem samodzielności.

5 stopni autonomiczności

Międzynarodowe Stowarzyszenie Inżynierów Motoryzacji opisało pięć poziomów, jakie definiują stopień autonomiczności pojazdów.

Poziom 1: Na tym poziomie jesteśmy już od dłuższego czasu. Definiuje on automatykę, jaką wprowadza do samochodu tempomat, asystent parkowania, hamowanie adaptacyjne, asystent pasa ruchu czy automatyczne włączanie świateł.

Poziom 2: Te rozwiązania również są dostępne, choć wciąż możemy je spotkać albo w najwyższych wersjach wyposażenia, albo w samochodach z wyższej półki. Chodzi tu o takie rozwiązania, jak aktywny tempomat, który sam dostosuje prędkość do jadącego przed nami pojazdu, czy asystent parkowania, gdzie kierowca może już zdjąć ręce z kierownicy.

Poziom 3: To odpowiednik samolotowego autopilota. Tak działają obecnie sprzedawane samochody elektryczne Tesla Model S oraz X. Radar, czujniki ultradźwiękowe oraz kamery w połączeniu z GPS pozwalają na zdjęcie rąk z kierownicy i nie tylko prowadzą nas do celu, ale – jak pokazała praktyka – mogą nawet przewidzieć wypadek. Niemniej, kierowca wciąż jest konieczny, by w razie czego przejąć kontrolę nad pojazdem, np. w ruchu miejskim.

 

Poziom 4: W końcu można poczytać Crazy Naukę, zamiast patrzeć się na drogę. Wciąż jesteśmy potrzebni, ale nasze zadanie ograniczać się będzie do kontrolowania całego systemu, co w wymiarze praktycznym sprowadza się do podania celu podróży. Takie właśnie samochody BMW wyruszą na bawarskie trasy już lada dzień. Do końca roku ma tam jeździć 40 testowych autonomicznych i-siódemek.

Poziom 5: Kierowca nie jest już potrzebny. Do samochodu wsiądziemy jak do taksówki, tyle że ta pozbawiona będzie już kierownicy.

Morze danych czeka na 5G

Autonomiczne samochody to de facto jeżdżące komputery naszpikowane sensorami, które generują w każdej sekundzie dane. Źródłem informacji są kamery, radary, GPS, LIDAR, ale też elementy silnika, hamulce, przekładnie, koła, słowem praktycznie każdy komponent. Kiedy uświadomimy sobie, że kamery generują 20-60 MB/s, radar przedni 10 kB/s, sonar 10-100 kB/s, GPS 50 kB/s, a LIDAR od 10 do 70 MB/s, to okaże się, że w ciągu dnia autonomiczny samochód będzie źródłem ok. 4000 GB danych.W obliczu tej powodzi danych jeden czy 40 testowych samochodów autonomicznych to nie problem. Jeśli jednak sprawdzą się prognozy podawane przez BI Intelligence, to w 2020 roku na ulice wyjedzie 10 milionów takich samochodów. Oznacza to, że zanim to nastąpi, musi powstać gotowa na taki zalew informacji infrastruktura do przesyłania danych. Receptą na to ma być sieć 5G.

Oczywiście większość tych danych zbieranych przez komputer znajdujący się na pokładzie samochodu będzie przetwarzana w czasie rzeczywistym w chmurze. Wszystko po to, by za pomocą uczenia maszynowego zwiększać inteligencję samochodów: uczyć je otaczającego świata i na tej podstawie tworzyć reguły określające, jak mają reagować na napotkane sytuacje. Komputer musi przecież „widzieć” różnicę pomiędzy stojącym na poboczu człowiekiem a płaską reklamą pizzerii wyciętą i pomalowaną jak człowiek.

By żyło się lepiej

Dziś, w czerwcu 2017 roku, dość trudno uwierzyć, że za kilka lat po naszych drogach będą jeździć samochody bez kierowcy. Jednak przy obecnym tempie rozwoju technologii wierzę, że będzie można już zamawiać takie pojazdy.

Koncerny widzą w tym gigantyczne pieniądze. Według raportu Passenger Economy, mobilność jako usługa (ang. Mobility as a Service, MaaS) ma wygenerować 3 biliony dolarów przychodu. Mnie bardziej oczywiście przekonują inne cyfry: w latach 2035–2045 samochody bez kierowców mają przyczynić się do uratowania życia 585 tys. osób, a dojeżdżającym do pracy w najbardziej zatłoczonych miastach świata mają umożliwić zaoszczędzenie ponad 250 milionów godzin. Czego sobie i Państwu życzę.

Źródło, ilustracje: Intel

Tekst jest elementem współpracy z firmą Intel. Partner nie miał wpływu na treść ani opinie, które wyrażamy.

Nie ma więcej wpisów