captcha image

A password will be e-mailed to you.

Tekst jest elementem płatnej współpracy z wydawnictwem PWN

Prawdę mówiąc ta książka leży już u nas od kilku tygodni. Ale ilekroć się do niej zabierałem, gasił mnie widok za oknem – chmury, chmury, chmury. Ta zima należała do najbardziej pochmurnych w ostatnich latach (czekamy jeszcze na komplet danych), a książka o której piszę wymaga dwóch rzeczy – czystego nocnego nieba i jakiegoś urządzenia optycznego do patrzenia w to niebo.

Bo „Na lewo od Oriona” to wyjątkowa książka. Już tłumaczę, dlaczego. Otóż na każdym forum miłośników astronomii, w każdej takiej grupie na Facebooku pojawia się nieśmiertelne pytanie: „Mam XX złotych, jaki teleskop wybrać?”. Pomijam często nerwowe reakcje na tak postawiony temat (bo nie wiadomo do czego i dla kogo ten teleskop, często lepiej kupić lornetkę itp.), bardziej chodzi mi o to, co dzieje się później. Otóż taki pytający dostaje odpowiedź, kupuje ten wymarzony teleskop (lub lornetkę), patrzy w niebo i… po kilku nocach porzuca swój wymarzony sprzęt.

Oczywiście nie twierdzę, że tak dzieje się za każdym razem, ale to jednak dość typowy schemat tam, gdzie jest entuzjazm, ale brak przygotowania. A przygotować się wcale nie jest tak łatwo. Jasne, Księżyc, Jowisz, Saturn wyglądają super. I jeszcze Plejady fajne. A potem? No cóż – trochę nuda. Bo gwiazdy to, w domowych teleskopach, kropki. Przynajmniej ogromna ich większość. Więc patrzenie na kolejne kropki leżące koło innych kropek… No nie powala. Tym bardziej, że po zdjęciach z Hubble’a i Webba oczekiwania są ogromne.

I tu właśnie przychodzi moment na „Na lewo od Oriona”. To doskonale zrobiony przewodnik dla tych, którzy mają już CZYM patrzeć w niebo, ale nie wiedzą NA CO patrzeć.

To, co mnie w książce zachwyciło to rozplanowanie obserwacji. Autorzy proponują co obserwować dzień po dniu uwzględniając na przykład zmiany oświetlenia powierzchni Księżyca. Pokazują obiekty, które zrobią szczególne wrażenie, tłumaczą ich pochodzenie i wygląd. Oczywiście nie zastąpi to obecności dobrego popularyzatora astronomii (takiego jak Karol Wójcicki), ale poprowadzi nas przez pierwsze (i nie tylko) obserwacje.

Co ważne – i często niedoceniane – lornetka bywa na początku lepszym rozwiązaniem od teleskopu. Pozwala zobaczyć większy fragment nieba, więc łatwiej zorientować się, gdzie jesteśmy i na co akurat patrzymy. Uwzględniając to autorzy umieszczają przy kolejnych propozycjach obserwacji ikonki wskazujące, na jakim sprzęcie można dany obiekt oglądać.

Gdy już poznamy księżycowe zakamarki czas ruszyć do głębszych regionów nieba. I tu znowu „Na lewo od Oriona” pokazuje, jak dobrze jest przemyślana.

Mamy więc duże, bardzo przejrzyste ilustracje. Fragment „Gdzie szukać” w prosty sposób prowadzi po niebie – zaczynamy od prostych do znalezienia obiektów (typu tytułowy Orion) by potem podążać za wskazówkami w rodzaju „przesuń się w lewo, ku gwiazdom ułożonym w przewrócone V, a potem popatrz w kierunku bardzo jasnej gwiazdy, Arktura”. Dzięki temu mając zaledwie podstawowe pojęcie o niebie damy radę znaleźć to, co mamy obserwować.

Później dostajemy opis oglądanego obiektu – zarówno praktyczny, mówiący o tym jak najlepiej go obserwować, jak i nieco przyjaźnie podanej teorii mówiącej o samym obiekcie, jego położeniu w kosmosie, charakterystyce fizycznej itp.

Dopełnieniem całości są rozdziały poświęcone różnym rodzajom teleskopów, ich wyborowi, przygotowaniu i użytkowaniu.

Dawno nie widziałem tak dobrze przygotowanego przewodnika. Cóż, autorzy mieli czas go dopieścić – pierwsze wydanie pochodzi sprzed 30 lat. Ale w tym wypadku to tylko zaleta, bo niebo od tego czasu specjalnie się nie zmieniło, a rozdziały dotyczące sprzętu zostały zaktualizowane. Obecne, 5. już wydanie jest po prostu świetne.

Na lewo od Oriona. Przewodnik dla amatorów nocnego nieba

Dan M. Davis, Guy Consolmagno

Wydawnictwo PWN

Crazy Nauka jest patronem medialnym książki

Nie ma więcej wpisów