captcha image

A password will be e-mailed to you.

NIGDY w opisanej historii Ziemi życie nie wymierało tak szybko jak obecnie. Nigdy. Ludzka ekspansja postawiła aż milion gatunków na skraju wyginięcia. Nastąpi to w niedługiej przyszłości. I dotknie również nas samych.

Słyszeliście o masowym wymieraniu permskim? Nazywa się je niekiedy „matką wielkich wymierań”. Pod koniec permu, około 250 mln lat temu, wyginęło 90 proc. gatunków morskich i 70 proc. lądowych. Wydarzyło się to dosłownie w mgnieniu oka jak na standardy geologiczne – w ciągu zaledwie 60 tys. lat, jak pokazują badania przeprowadzone przez naukowców z MIT.

Ale to, co się dzieje teraz, wprost przechodzi ludzkie pojęcie: katastrofa wydarzy się w ciągu najbliższych… dziesięcioleci. Wtedy to zniknie z naszej planety około miliona gatunków. I to jest nasza wina. Wywołaliśmy szóste wielkie wymieranie w dziejach Ziemi i, choć trudno przewidzieć jego ostateczne rozmiary, to z pewnością jest najszybszym spośród wszystkich znanych nam masowych wymierań.

Już utraciliśmy co najmniej 20 proc. gatunków lądowych, głównie po 1990 roku. Od XVI wieku ubyło nam co najmniej 680 gatunków kręgowców oraz ponad 9 proc. wszystkich ras zwierząt hodowlanych. Zagrożonych jest ponad 40 proc. gatunków płazów, 10 proc. gatunków owadów, prawie jedna trzecia koralowców rafotwórczych i ponad 30 proc. wszystkich ssaków morskich. Łącznie milion gatunków doprowadziliśmy na skraj wyginięcia.

Zapytacie pewnie o źródło tych dramatycznych doniesień, więc odpowiem, że niestety jest wiarygodne: jest nim raport ONZ nt. bioróżnorodności, oparty na wiedzy 145 ekspertów w dziedzinie bioróżnorodności oraz pracy setek innych autorów, którzy w ciągu trzech lat przejrzeli 15 tys. różnych badań na ten temat.  

Co więc takiego zrobiliśmy, że życie na Ziemi wymiera? Wszystko, co najgorsze. Wskutek naszych działań przekształceniu „na ludzką modłę” uległo trzy czwarte środowiska lądowego i dwie trzecie morskiego. Innymi słowy, naturalne ekosystemy, w tym głównie lasy i mokradła, zamieniliśmy w pola uprawne, pastwiska oraz miasta i wsie, wypychając z nich pierwotnych mieszkańców. Zagospodarowaliśmy wybrzeża oceanów, a z naszych pól i miast spłynęły do nich zanieczyszczenia i śmieci, które już uśmierciły część organizmów, a niedługo uśmiercą znacznie więcej, bo póki co podniosły kwasowość wody w oceanach o 30 proc., który to stan będzie się nasilał.

Już samo to wystarczyłoby, żeby było źle, ale to dopiero początek. Kolejne przyczyny wielkiego wymierania to prowadzone na masową skalę polowania i rybołówstwo, wywołane przez spalanie paliw kopalnych zmiany klimatu, zanieczyszczenie środowiska i powietrza oraz nasza wydatna pomoc w rozprzestrzenianiu się gatunków inwazyjnych.

Obecne tempo wymierania gatunków jest już teraz „co najmniej dziesiątki do setek razy wyższe niż uśrednione wymieranie gatunków w ciągu ostatnich 10 milionów lat” – piszą autorzy raportu, dodając, że proces ten będzie przyspieszać. Przykłady? Proszę, oto pierwsze z brzegu: kurczą się populacje owadów w lasach tropikalnych, będących przecież matecznikami bioróżnorodności. Obszary trawiaste pustynnieją. Zakwaszenie oceanów już na tym etapie zabija rafy koralowe.

Niektórym może nie być żal raf koralowych, które widuje się głównie na pocztówkach z ciepłych krajów. Może nie być żal jakichś tam owadów w Puszczy Amazońskiej, a nawet sympatycznie wyglądających niedźwiedzi polarnych, które wkrótce wyginą, bo nie będzie już lodu morskiego, dzięki któremu mogły zimą polować na foki. Tygrysy i pandy przetrwają zapewne w ogrodach zoologicznych, więc będziemy mogli je sobie pooglądać. W czym więc problem?

W tym, że nawet jeśli pozostaniemy obojętni na wymieranie innych gatunków, to następnymi ofiarami tych zmian będziemy my sami. Naukowcy podkreślają, że zniszczenie bioróżnorodności na wszystkich poziomach, od genów do ekosystemów, będzie poważnym zagrożeniem i dla naszego gatunku. Zmniejszą nam się zasoby żywności (m.in. ostatecznie pożegnamy się z przełowionymi flądrami, dorszami, tuńczykami czy łososiami), skurczą się zasoby czystej wody, pogorszy się stan powietrza, zniszczone zostaną naturalne bariery chroniące nas przed ekstremalnymi warunkami pogodowymi, takimi jak wichury czy powodzie. Pustynnienie obejmie wiele obszarów rolniczych. Utrata gatunków w skali globalnej utoruje również drogę szybszemu rozprzestrzenianiu się chorób i pasożytów.

Sytuacja jest krytyczna, ale nie beznadziejna – mówią autorzy raportu. Uważają, że nadal możliwe jest spowolnienie niszczenia środowiska, ale będzie to wymagało „zmiany transformacyjnej” na poziomie gospodarki światowej. Aby polityka ochrony przyrody była skuteczna, zdaniem raportu ONZ rządy muszą uwzględnić problemy związane z różnorodnością biologiczną we wszystkich dziedzinach gospodarki, od rolnictwa po energetykę. I tu przykład: 30-50 proc. wszystkich gruntów na naszej planecie będzie musiało być utrzymywane w stanie naturalnym, aby przeciwdziałać zmianom klimatu. Zmiany powinny być wprowadzone w zasadzie natychmiast. Czy sądzicie, że to się uda? Ja nie jestem optymistką.

Niestety, bardziej realne wydaje mi się to, iż wszyscy obudzimy się zdziwieni tym, że żyjemy na pustyni, kiedy już zjemy ostatnie zwierzę i wytniemy ostatnie drzewo. Obym się myliła.

Źródło

Nie ma więcej wpisów