captcha image

A password will be e-mailed to you.

Nic bardziej pokrętnego dziś nie przeczytacie.

Miałam dziś pisać o Bardzo Poważnych Sprawach, aż natrafiłam na informację o losach USB w foczej kupie i to wciągnęło mnie bez reszty. Ta historia, oprócz heheszkowego posmaku (czy to aby dobre słowo w tym kontekście?), niesie też bardzo poważne przesłanie. A brzmi ono: uważaj na swoje śmieci, bo mogą zawędrować tam, gdzie nie spodziewałbyś się ich znaleźć. Trudno też przewidzieć wpływ, jaki wywrą na środowisko i zamieszkujące je istoty.

Właściciel poszukiwany!

A zaczęło się od tego, że kilka dni temu NIWA, czyli nowozelandzki Narodowy Instytut Badań Wody i Atmosfery, opublikował niezwykły apel do internautów. Otóż naukowcy z tego instytutu poszukiwali właściciela plastikowej pamięci USB, które to urządzenie zostało odnalezione w próbce odchodów lamparta morskiego, zebranych na południowym wybrzeżu Nowej Zelandii.

Lampart morski. Fot. B.navez – Kerguelen/Wikimedia

Lamparty morskie (inaczej amfitryty lamparcie) to fokowate odgrywające ważną rolę w morskim ekosystemie Nowej Zelandii. Są one łącznikami pomiędzy tymi wyspami a Antarktydą, ostatnio jednak wydaje się, że coraz więcej tych zwierząt spędza cały rok w wodach Nowej Zelandii i naukowcy chcieliby się dowiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Dlatego NIWA monitoruje wędrówki i stan zdrowia lampartów morskich, a wolontariusze w tym celu zbierają odchody zwierząt i wysyłają je do instytutu, by tam je badać.

Traf chciał, że kiedy jedna z próbek po blisko roku oczekiwania została rozmrożona do badań, wolonariuszki z instytutu ze zdumieniem odkryły w niej pendrive. Pierwszy wniosek był taki, że nasze śmieci mogą wraz z morskimi zwierzętami docierać aż do Antarktydy i to jest naprawdę niepokojąca wiadomość.

Potem było jeszcze dziwniej, bo okazało się, że urządzenie jest nieuszkodzone i można obejrzeć z niego zdjęcia i wideo ukazujące lamparty morskie baraszkujące u wybrzeży Południowej Wyspy Nowej Zelandii. NIWA opublikowała zdjęcia, żeby znaleźć ich właściciela i dowiedzieć się, jaka była droga USB do foczej kupy. Na obrazach widać niewiele detali, które mogłyby zidentyfikować właściciela: niebieski kajak i czerwone buty.

NIWA zadeklarowała na Twitterze, że zwróci pendrive właścicielowi, pod warunkiem że dostarczy on w zamian jeszcze jedną próbkę odchodów lamparta morskiego. Natychmiast mnóstwo internautów się zgłosiło, twierdząc, że to ich własność (hmmmmm…).

Po tym, jak znaleziony w kupie film trafił do mediów, do NIWA zgłosiła się prawdziwa właścicielka USB. Okazała się nią wolontariuszka z organizacji Sea Lion Trust z Nowej Zelandii, Amanda Nally, która ze zdumieniem zobaczyła swoje nagrania w telewizji.

Skąd w kupie pendrive?

Oto jej historia. Na USB Amanda zawsze trzyma kopie swoich zdjęć i nagrań. Sceny widoczne na upublicznionym filmie nakręciła w listopadzie 2017 roku podczas spływu kajakowego. Zaledwie kilka dni później na jednej z plaż zauważyła morskiego lamparta, który wyglądał na chorego. Zgłosiła to i wkrótce na plaży pojawił się weterynarz, który orzekł, że zwierzę jest jednak zdrowe. Na tej samej plaży znajdowały się focze odchody, które weterynarz starannie zapakował i wysłał do analizy do NIWA. Kiedy wolontariuszka rozpoznała w telewizji swój film, pomyślała, że wówczas na plaży upuściła USB, które w ten sposób „zanieczyściło” próbkę.

Jednak naukowcy, którzy badali tę próbkę, mają inną opinię na temat drogi plastikowego USB do foczej kupy. Uważają, że pendrive był zbyt głęboko zanurzony w odchodach, żeby uznać, że po prostu do nich wpadł. Amanda opowiadała potem portalowi Motherboard, że USB było otoczone piórami i drobnymi ptasimi kośćmi, więc badacze doszli do wniosku, że właścicielka przypadkiem upuściła pendrive w innym miejscu, gdzie został połknięty przez morskiego ptaka, który z kolei został zjedzony przez lamparta morskiego, którego odchody trafiły do badań.

Na potwierdzenie tej wersji wydarzeń przemawia fakt, że w odchodach lampartów morskich bardzo rzadko znajdowane są tak duże plastiki. W przeciwieństwie do nich ptaki połykają ich niestety sporo.

Tak, to brzmi naprawdę pokrętnie. Ale nikt nie mówił, że będzie prosto.

Źródło

Nie ma więcej wpisów