Crazy Nauka

Życie w przybliżeniu, czyli jak nieprecyzyjnie postrzegamy świat

Lubię czasem spojrzeć na świat pod kątem, którego wcześniej nie testowałam. W książce Janusza Osarczuka „Życie w przybliżeniu” uwiodła mnie myśl o tym, że ogromna część otaczających nas zjawisk, praw fizycznych czy matematycznych nie pozwala nam się widzieć DOKŁADNIE takimi, jakie są. Zawsze widzimy je z mniejszym lub większym błędem, a więc innymi słowy – w przybliżeniu wynikającym z niedoskonałości naszych zmysłów czy aparatu pomiarowego. To zadziwiające, do jak wielu zjawisk pasuje ta reguła: od liczby π, przez dylatację czasu, po błędy lekarskie!

Artykuł powstał w ramach płatnej współpracy z Wydawnictwem PWN

„Życie w przybliżeniu” Janusza Osarczuka to książka, która testuje i gimnastykuje nasze poczucie rzeczywistości i trzeźwość postrzegania świata. Będący astrofizykiem autor, jak sam przyznaje, arbitralnie wybrał dziedziny życia i zjawiska, w których dostrzegł istotną dla nas rolę przybliżeń, niedokładności, nieprecyzyjności czy niepewności.

Najczęściej bez większych zastrzeżeń zgadzam się z jego spostrzeżeniami, gdzieniegdzie jednak dostrzegam lekkie „naciąganie” zagadnienia, by pasowało do przyjętej tezy. Tym niemniej warto spojrzeć na rzeczywistość pod właśnie tym kątem, bo jest to naprawdę fascynujące. Jeśli damy się uwieść autorowi, to okaże się, że tych przybliżeń czy nieprecyzyjności mamy wokół siebie bez liku!

Książka wychodzi od „przybliżeń” znajdowanych w matematyce, porusza zagadnienia prawdopodobieństwa i przewidywalności, a następnie skupia się na fizyce, przemierzając m.in. zagadnienia mechaniki klasycznej i kwantowej, teorii względności, zasady nieoznaczoności czy efektu motyla. Zawiera też refleksje z pogranicza matematyki i filozofii, jak na przykład problem determinizmu, lotem błyskawicy ogarnia nauki humanistyczne, wśród których znalazły się m.in. socjologia i medycyna, a finalnie omawia kwestie przybliżeń w naukach komputerowych, symulacjach i holoświatach. Umieszczone na końcu „Dodatki” stanowią matematyczny suplement do omawianych wcześniej zagadnień.

O jakie zatem „przybliżenia” chodzi?

Podam kilka przykładów.

Umownym przybliżeniem jest mechanika klasyczna Newtona, jeśli spojrzymy na nią jako na jedyny dostępny naszym zmysłom wycinek rzeczywistości fizycznej, na którą składają się przecież także wynikająca z teorii względności mechanika relatywistyczna czy mechanika kwantowa. A te dwie ostatnie z kolei na co dzień wymykają się ludzkiemu postrzeganiu, a niekiedy i pojmowaniu.

„Pijąc kawę, idąc na spacer, jadąc samochodem czy nawet lecąc samolotem, postrzegamy świat mechaniki klasycznej. Dopiero doświadczając zdarzeń, w których prędkości uczestników (ludzi, obiektów) byłyby znaczącym ułamkiem prędkości światła, zaczęlibyśmy odczuwać efekty opisywane przez teorię względności. Granica między światem Newtona a światem Einsteina jest płynna, a podróże są możliwe w obie strony. Mechanika klasyczna jest częścią mechaniki relatywistycznej, stanowi jej podzbiór. Ponieważ to właśnie z tą pierwszą stykamy się na co dzień, możemy powiedzieć, że prawdziwej rzeczywistości doświadczamy przez filtr przybliżeń” – pisze Janusz Osarczuk.

Samo określenie czasu jest również sprawą umowną, przybliżeniem – posługując się nim na co dzień, nie bierzemy pod uwagę zjawiska dylatacji czasu, będącego oczywistą konsekwencją teorii względności. Nasze zmysły nie rejestrują subtelnych różnic między nami a innymi, pozostającymi w ruchu układami odniesienia, nie czujemy też opóźnień wynikających z wpływu silnego pola grawitacyjnego naszej planety.

Żeby jednak uzyskać jako taką dokładność pomiarów, wymaganą choćby przy użyciu nawigacji GPS, ludzkość musi nieustająco wprowadzać poprawki oraz synchronizować ziemskie i satelitarne zegary. A i tak wynik, jaki uzyskuje, jest znów, uwaga, przybliżeniem określenia pozycji z tolerancją do kilku metrów.

Nawet taki fundament matematyki jak liczba π nie odsłania się przed nami całkowicie. Znamy ją tylko w pewnym zaokrągleniu – na tyle dokładnym, na ile miejsc po przecinku ją rozpiszemy. Π jest więc również przybliżeniem.

Duuużo przybliżeń

Można powiedzieć, że w mnożeniu przybliżeń autor idzie daleko lub może nawet odrobinę za daleko. Dzieje się to zwłaszcza w „humanistycznej” części książki. O ile usprawiedliwione to jest np. w odniesieniu do błędów popełnianych w socjologicznych badaniach ankietowych, to już w kontekście np. błędów lekarskich czy skuteczności leków teza o przybliżeniach wydaje się nieco naciągana, choć autor jej dzielnie broni.

Skoro już jestem przy słabościach tej książki, to według mnie jest w niej za dużo odniesień do boga i aktu stworzenia przez niego świata czy wszechświata. Fizyka czy w szczególności astrofizyka nie pozostawiają przestrzeni dla bytów transcendentnych, więc dodawanie ich do książki popularnonaukowej uważam za niemerytoryczne i niepotrzebne.

Styl i narracja

Chociaż książka porusza tematy trudne dla przeciętnego czytelnika, to autor opisuje je w sposób przystępny, posługując się anegdotami z własnego życia lub przykładami z codzienności, które przybliżają zagadnienie. W tym celu używa też niekiedy schematycznych ilustracji.

Dzięki tym ułatwieniom czyta się to sprawnie i przeważnie lekko. Poszczególne rozdziały są treściwe i bardzo zwięzłe, niekiedy wręcz sporządzone w punktach, co przywodzi na myśl notatki do wykładów. Jednak szczęśliwie nie są to wykłady skierowane do studentów fizyki (choć i oni zapewne znajdą tu dla siebie pożywkę intelektualną), tylko raczej do szerokiego grona czytelników mających podstawy wiedzy popularnonaukowej.

Dzięki temu z czystym sumieniem mogę polecić „Życie w przybliżeniu” Janusza Osarczuka każdemu, kto lubi myślowe wyzwania na szerokim popularnonaukowym tle.

Tytuł: „Życie w przybliżeniu

Autor: Janusz Osarczuk

Wydawca: PWN

Exit mobile version