captcha image

A password will be e-mailed to you.

Miasta tworzą “wyspy ciepła”, w obrębie których temperatury są wyższe i rosną dużo szybciej niż wszędzie wokół. Już teraz zagrażają one zdrowiu ludzi, a jeśli nic się nie zmieni, to życie w miastach stanie się nieznośne, również w Polsce. Ale można temu w prosty sposób przeciwdziałać. 

Artykuł jest elementem płatnej współpracy w ramach projektu #Faktyoklimacie realizowanego ze Stowarzyszeniem Demagog

Wyspy ciepła w Warszawie w 2022 roku, na podstawie danych z europejskich satelitów Sentinel. Dane te wspierają zarządzanie miastami w zakresie monitorowania i walki ze zjawiskiem miejskiej wyspy ciepła. Źródło: dane z Sentinela dostępne na platformie CREODIAS.

Co to jest miejska wyspa ciepła?

Miejska wyspa ciepła (MWC) to zjawisko klimatyczne, które polega na występowaniu wyższych temperatur powietrza w miastach w porównaniu z otaczającymi je terenami podmiejskimi i wiejskimi. Wynika ono ze zbytniego zagęszczenia powierzchni łatwo nagrzewających się, takich jak asfalt czy beton, przy niewielkim udziale terenów zielonych i przy niedostatecznym przewietrzaniu. Miejska “betonoza”, a więc budynki, ulice, chodniki czy place, jak podaje baza Klimada 2.0, “pochłaniają więcej promieni słonecznych niż ich odbijają, a następnie oddają energię, podwyższając temperaturę w otoczeniu. Dodatkowo do podniesienia temperatury powietrza w mieście dokłada się aktywność człowieka – ogrzewanie i klimatyzowanie w budynkach, ruch samochodowy, produkcja towarów”.

Miejskie wyspy ciepła dotyczą nie tylko miast leżących, hen, gdzieś na Bliskim Wschodzie czy Półwyspie Arabskim, ale jak najbardziej również w Polsce. Jak podaje raport IMGW-PIB „Klimat Polski 2021”, od 1851 roku temperatura powietrza w wybranych dużych miastach Polski wzrosła w zakresie od 1,4°C (w Gdańsku) do 2,3°C (w Warszawie), a są to wzrosty znacznie wyższe niż te dotyczące średniej temperatury w całym kraju. Autorzy raportu podkreślają, że w ciągu ostatnich 40 lat tempo wzrostu temperatury w dużych aglomeracjach miejskich gwałtownie się zwiększyło i wciąż rośnie.

Liczba dni upalnych (pow. 30°C) w polskich miastach latem 2022 roku. Źródło: IMGW-PIB

Jak podaje IMGW, w latach 1991-2020 liczba dni upalnych (powyżej 30°C) wynosiła przeciętnie 12 we Wrocławiu, 10 w Warszawie oraz Krakowie, 8 w Szczecinie, 5 w Suwałkach.

A jak było w 2022 roku?
We Wrocławiu było aż 25 upalnych dni, w Warszawie 19, w Krakowie 17, w Szczecinie 16 i w Suwałkach 7.

W wielu miastach w Polsce w 2022 roku było więc już ponaddwukrotnie więcej upalnych dni, niż wynosi wieloletnia norma dla tego okresu.

Co miejskie wyspy ciepła oznaczają dla mieszkańców?

Niebezpieczny jest zwłaszcza skumulowany efekt letnich fal upałów i miejskich wysp ciepła, który dla wielu mieszkańców miast może okazać się zabójczy, zwłaszcza dla osób cierpiących na choroby przewlekłe, takie jak astma czy choroby serca, osób starszych czy pracowników fizycznych. 

Fale upałów zabijają więcej ludzi na świecie niż większość innych wydarzeń związanych z pogodą, a mimo to wciąż są jednym z najbardziej niedocenianych zagrożeń. Jak podaje Eurostat, rekordowe temperatury w samym tylko lipcu 2022 roku przyniosły aż 53 tys. nadmiarowych zgonów głównie na południu i zachodzie Europy. Porównajmy to do poprzedniego tak tragicznego wydarzenia, czyli fali upałów w Europie w 2003 roku, wskutek której zmarło blisko 30 tys. osób (niektóre źródła podają aż 70 tys. nadmiarowych zgonów*). Te liczby są porażające. Na śmierć z powodu gorąca są najbardziej narażeni mieszkańcy miejskich wysp ciepła. 

Jak podaje The World Bank, obecnie w miastach mieszka 56 proc. populacji świata, czyli 4,4 mld osób. W 2050 roku, kiedy wskutek zmiany klimatu temperatury globalne będą jeszcze wyższe niż obecnie – w miastach będzie żyć aż 70 proc. mieszkańców Ziemi. Tak więc problem wysp ciepła będzie dotyczył znaczącej części ludzkości. 

Co na to miasta?

Betonoza w Skierniewicach, rynek w 2012 roku. Fot. Piotr Kożurno / Wikimedia (CC BY-SA 3.0)

Wygląda na to, że do znacznej części polskich samorządowców nie dotarła jeszcze wiedza o istnieniu związku między betonowaniem miast a tworzeniem się w nich wysp ciepła. Kolejne i kolejne „rewitalizacje” rynków (ostatnio w Leżajsku, Jarocinie czy wcześniej w Skierniewicach) oznaczają wycinkę rosnących tam dorodnych drzew i zalanie wszystkiego betonem. “Betonoza” pozbawia mieszkańców regulacyjnej dla wilgoci roli drzew oraz cienia, wskutek czego lokalnie podnosi temperatury w najbardziej wrażliwych punktach, jakimi są centra miast. Sadzenie młodych drzewek – które, jeśli w ogóle przetrwają, dopiero za kilkanaście-kilkadziesiąt lat będą zdolne funkcjonalnie zastąpić, dorosłe, wycięte drzewa – jest listkiem figowym dla tego powszechnego w polskim krajobrazie szaleństwa. 

Co powinny zrobić miasta?

Miejskie wyspy ciepła można zlikwidować w bardzo prosty i skuteczny sposób: ograniczając “betonozę” i powiększając obszary zielone w miastach. Roślinność przyczynia się do powstawania cienia, odbija promieniowanie słoneczne, a dzięki procesom ewapotranspiracji (czyli parowania z komórek roślinnych i z gruntu) skutecznie nawilża powietrze i obniża temperaturę w miastach. Roślinność miejska przyczynia się również do zmniejszenia zanieczyszczenia powietrza i wody, redukuje hałas oraz gromadzi duże ilości wody, stwarzając możliwości zmniejszenia zużycia energii.

Liczy się każdy element miejskiej zieleni, taki jak łąki kwietne, trawniki, krzewy, ogrody na dachach, ogrody wertykalne czy deszczowe ogrody retencjonujące wodę. Do miast powoli wkracza również szalenie pozytywny trend renaturalizacji rzek, które niegdyś zostały uregulowane czy wręcz zamknięte w kanałach. Takim rzekom przywraca się naturalny bieg, sprzyjający retencji wody, zwiększaniu wilgotności powietrza i bioróżnorodności.

Drzewa sprzymierzeńcami

Jednym z najważniejszych elementów miejskiej zieleni są drzewa będące naturalnymi klimatyzatorami obniżającymi lokalnie temperaturę nawet o kilka stopni Celsjusza, co widać na poniższej ilustracji. 

Drzewa nie tylko obniżają temperaturę powietrza, ale też poprawiają jego jakość i utrzymują większą jego wilgotność poprzez retencję wody w gruncie i oddawanie jej poprzez transpirację. Ponadto ograniczają gwałtowny spływ deszczówki i ryzyko podtopień, co jest szczególnie ważne w miastach. Dlatego to właśnie drzewa są naszym najważniejszym sprzymierzeńcem w zwiększaniu odporności na zmiany klimatu i adaptacji do nich, z zwłaszcza do redukowania niekorzystnych skutków zjawisk ekstremalnych, których liczba zwiększa się wraz z globalną zmianą klimatu.

Ważne: chodzi o zdrowe drzewa w sile wieku, które – w przeciwieństwie do młodych drzewek – pochłaniają więcej dwutlenku węgla niż emitują, a warto dodać, że antropogeniczne emisje tego gazu są przyczyną zachodzącej właśnie zmiany klimatu. Drzewa wytwarzają też tlen. 

Jeden duży buk produkuje tyle tlenu, co mniej więcej tysiąc siedemset 10-letnich, małych buków. To właśnie duże drzewa tak naprawdę są potrzebne w miastach, a nie ich małe sadzonki

powiedział serwisowi PAP dr Dominik Drzazga z Katedry Zarządzania Miastem i Regionem na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego.

Najlepszym sposobem na ulżenie miastom w ich narastającej “gorączce” jest zwiększenie powierzchni terenów zielonych, w tym przede wszystkim zachowanie zdrowych, dojrzałych drzew, przy jednoczesnym ograniczeniu powierzchni szkodliwej ze wszech miar betonozy. Tylko w ten sposób w czekającej nas upalnej przyszłości będziemy w stanie poradzić sobie z miejskimi wyspami ciepła.


* Nadmiarowe zgony – liczba zgonów w czasie jakiegoś kryzysu, która wykracza poza poziom z poprzednich lat.


Artykuł powstał w ramach projektu #Faktyoklimacie realizowanego ze Stowarzyszeniem Demagog (FB i TT)

Nie ma więcej wpisów