captcha image

A password will be e-mailed to you.

Ile wody trzeba, aby wyprodukować jedzenie czy przedmioty codziennego użytku? I co to znaczy, że ta woda się „zużywa”? No i wreszcie: kto przede wszystkim powinien to zużycie ograniczyć? To niezwykle ważne i trudne pytania. Najnowsze badanie Barometr Bayer pokazuje, jak z odpowiedziami na nie radzą sobie młodzi Polacy. A ja tłumaczę, o co chodzi z tym „zużywaniem” wody i kryzysem wodnym w Polsce. I dlaczego czas na działania jest właśnie TERAZ.

Artykuł jest elementem płatnej współpracy z firmą Bayer

Do wytworzenia 1 kg pszennego chleba potrzeba około 1600 litrów wody, głównie tej wykorzystanej do nawodnienia upraw pszenicy (1600 litrów wody na 1 kg chleba to średnia światowa; dla Polski trudno ją dokładnie wyliczyć, ale można przyjąć, że wyniesie około 600 l/kg, ponieważ w naszym kraju nawodnienie raczej nie polega na podlewaniu upraw, tylko opiera się na wodzie deszczowej). Aby powstał 1 kg wołowiny, wykorzystuje się aż 15,5 tys. litrów wody, za co odpowiedziane jest przede wszystkim karmienie bydła paszą zieloną, ale też pojenie zwierząt, ich późniejszy transport, chłodzenie mięsa itd. Zwykły bawełniany T-shirt ma ślad wodny sięgający aż 2-3 tys. litrów, co w znacznej mierze zawdzięcza nawadnianiu pól bawełny, ale też procesowi farbowania tkanin, transportu itd.

Przyznajcie, że to dość szokujące dane (więcej produktów możecie pod tym kątem sprawdzić na stronie Water Footprint Network). Jeżeli ich wcześniej nie znaliście, to nie jesteście osamotnieni. Mnóstwo z nas nie zdaje sobie sprawy nawet z tego, jakiego rzędu wielkości mogą się kryć za śladem wodnym poszczególnych produktów. A czym jest ślad wodny? To suma pośredniego i bezpośredniego zużycia wody przez każdego z nas, a więc dotyczy również produktów, do których wytwarzania woda jest potrzebna, a które my kupujemy i których używamy.

*1600 litrów wody na 1 kg chleba to średnia światowa; dla Polski trudno ją dokładnie wyliczyć, ale można przyjąć, że wyniesie około 600 l/kg, ponieważ w naszym kraju nawodnienie RACZEJ nie polega na podlewaniu upraw, tylko opiera się na wodzie deszczowej; źródło: Water Footprint Network

1500-krotnie niedoszacowane odpowiedzi!

Dane zebrane przez Kantar w badaniu na zlecenie Barometr Bayer pokazują, że maksymalnie 5 proc. młodych Polaków (osób w wieku 20-30 lat) jest w ogóle w stanie określić rząd wielkości, jakiego dotyczy ilość wody zużywanej przy produkcji m.in. chleba, wołowiny czy koszulki bawełnianej. Ponad 55 proc. badanych dramatycznie nie doszacowuje tych danych, przy czym w przypadku 1 kg wołowiny co piąta osoba zaniża tę wartość ponad 1000-krotnie lub nawet 1500-krotnie! W przypadku bochenka chleba prawidłową liczbę podał zaledwie 1 proc. badanych.

Między 20 a 30 proc. dwudziestolatków przyznaje – według badania Barometr Bayer – że nie wie, jak dużo wody zużywa się do produkcji przemysłowej, rolnej czy ogrzania domu.

Można nad tym załamywać ręce i włosy z głowy rwać, ale powiedzmy sobie szczerze: właściwie nie mamy skąd znać tych danych. Nie uczy się ich w szkole, ani nie są szeroko obecne w debacie publicznej, mimo że są to informacje absolutnie kluczowe dla niedalekiej przyszłości nas wszystkich, w tym pokolenia dzisiejszych 20-30-latków. Kryzys wodny w Polsce będzie się nasilał wraz ze zmianą klimatu, a czas na działania, które mogłyby go złagodzić, szybko się kurczy. Podstawowym z tych działań jest uświadomienie sobie skali problemu. A jest ona naprawdę duża.

Zacznijmy od kilku liczb

Według danych Europejskiej Agencji Środowiska (EEA) w Polsce mamy do dyspozycji ​1500 m3 wody na osobę rocznie – trzy razy mniej niż w innych państwach Europy​. Co gorsza, nasz kraj coraz częściej nawiedzają susze – do 1981 roku zdarzały się co pięć lat, a od 2013 roku mają miejsce każdego roku.

W Polsce 72 proc. wody zużywa przemysł, 18 proc. – gospodarstwa domowe i 10 proc. – rolnictwo i leśnictwo (dane GUS za 2018 rok).

Przeciętny Polak zużywa bezpośrednio od 90 do 150 litrów wody dziennie, z czego 35 proc. przeznaczane jest na mycie, 30 proc. na spłukiwanie toalety, a zaledwie 5 litrów do celów spożywczych. Niekiedy to bezpośrednie zużycie wody gwałtownie rośnie, np. podczas upałów, kiedy mnóstwo osób podlewa swoje ogródki. Na każdy metr działki rocznie wylewane jest średnio około 100 litrów wody.

Pośrednio każdy z nas zużywa aż… 1200 litrów wody dziennie! Tak, to właśnie jest ta woda „ukryta” w naszym jedzeniu, ubraniach czy podróżowaniu. Na przykład rafinacja 1 tony ropy naftowej, w efekcie której powstaje m.in. paliwo do samochodów, wymaga zużycia aż 15 tys. litrów wody!

Tymczasem wiedza na ten temat uczestników badania Barometr Bayer jest znikoma. W ich opinii największy wpływ na ograniczenie zużycia wody mają czynności związane z higieną (zakręcanie wody podczas mycia zębów i golenia, branie prysznica zamiast kąpieli) oraz pozyskiwanie i używanie deszczówki. Najmniej mają według nich przyczyniać się do oszczędzania wody zwyczaje żywieniowe czy podróżnicze.

Tymczasem za produkcją jedzenia i paliw stoją gigantyczne, choć niewidoczne na co dzień ilości wody. I nasze ograniczenia powinny iść właśnie w stronę niemarnowania jedzenia, kupowania mniejszej liczby ubrań czy urządzeń elektronicznych albo kupowania tych z drugiej ręki oraz korzystania w większym stopniu z transportu zbiorowego, jeśli to tylko możliwe. Oczywiście, niemarnowanie wody w kranach jest bardzo ważne, ale dopiero kupowanie mniejszych ilości wszelkich towarów (w tym ubrań czy elektroniki), niemarnowanie jedzenia, ograniczenie spożycia mięsa oraz podróżowania zaowocuje wyraźnym odchudzeniem naszego osobistego śladu wodnego. A ślady wodne wielu osób się sumują, więc gest pojedynczej osoby przyczynia się do zmian o ogromnym zasięgu.

Tylko co się dzieje z wodą w śladzie wodnym? Przecież nie znika

Woda “zużywana” do produkcji różnych dóbr przecież nie znika, tylko paruje czy wsiąka w glebę. Przecież mamy na Ziemi obieg zamknięty i woda przez cały czas w nim krąży zasadniczo w takiej samej ilości. Więc czy ślad wodny to aby nie wymyślony problem? Niestety, nie.

„Zużywanie” to np. oddanie wody do innej zlewni po częściowym odparowaniu i „wbudowaniu jej w produkt”. Albo zanieczyszczenie wody i konieczność zneutralizowania go kolejną porcją wody. Woda silnie zanieczyszczona nie nadaje się do bardzo wielu zastosowań.

Wykorzystujemy więc coraz więcej wody i robimy to szybciej, niż jest w stanie się odtworzyć. Znaczy to, że np. wyciągamy wodę ze źródeł głębinowych, do których przesączała się ona przez tysiące lat, a opróżniając je, pozbywamy się zasobów trudno odnawialnych. Następne pokolenia będą wskutek tego miały do dyspozycji już tylko podatne na susze źródła powierzchniowe. To właśnie one kurczą się podczas fal upałów, narażając coraz częściej mieszkańców polskich miast na ograniczenia w dostawie wody. Miało to miejsce chociażby w Skierniewicach latem 2019 roku, kiedy zabrakło tam wody w wodociągach. W tej chwili aż 70 proc. Polaków zaopatrują źródła głębinowe.

Fot. Crazy Nauka

To, co się dzieje ze “zużywaną” wodą, świetnie podsumowuje dr Sebastian Szklarek, twórca bloga “Świat wody“:
“Konsumpcja wody nie oznacza, że ona znika, ponieważ ona gdzieś wróci w cyklu wodnym. Woda jest zasobem odnawialnym, ale nie oznacza to, że jest zasobem nieograniczonym. […] Gdy pobieramy wodę z rzeki, zazwyczaj część z niej oddajemy do rzeki kawałek dalej, więc woda wraca do tej samej zlewni i mniej więcej w tym samym czasie – zatem konsumpcja wody w tym przypadku obejmie wodę, która odparowała lub została wbudowana w produkt oraz szary ślad wodny [to ostatnie oznacza, że kiedy woda zostaje zanieczyszczona, to trzeba zneutralizować te zanieczyszczenia kolejną porcją wody – przyp. AS]. Natomiast to, co dzieje się z wodami podziemnymi, to tzw. czarny ślad wodny – bo podobnie jak surowce kopalne (skojarzenie z węglem) zasób ten tworzył się latami, czyli nie jest odnawialny. Wodę z płytszych i głębszych poziomów wodonośnych wyciągamy spod ziemi i oddajemy ją do wód powierzchniowych, a nawet jak wodę tę wylejemy na powierzchnię gruntu i pozwolimy jej wsiąknąć, to potrzebuje ona wielu dni, miesięcy lub lat, aby dotrzeć na głębokość, z której ją pobraliśmy”.

Susza a zmiana klimatu

Młodzi Polacy, wg Barometru Bayer, dostrzegają problem braku wody (84 proc. w skali świata, 77 proc. w Polsce), ale tylko jedna trzecia z nich uważa, że wody może zabraknąć już w najbliższym czasie.

A tak niestety się dzieje, ponieważ wskutek ocieplenia klimatu zmienia się system dystrybucji wody w atmosferze ziemskiej. Woda deszczowa odprowadzana jest bardzo szybko z terenów Polski rowami melioracyjnymi, kanałami czy uregulowanymi rzekami do Morza Bałtyckiego. Osuszanie bagien, wycinka lasów i regulacja rzek sprawiają, że coraz mniej jest wody stojącej i parującej lokalnie, a coraz więcej „ucieka” do morza. W efekcie w głębi kraju robi się sucho. W dodatku wskutek ocieplenia klimatu zmienia się struktura opadów: okresy suszy przerywane są opadami nawalnymi, które sprzyjają „ucieczce” wody z Polski.

Kto jest winny niedoborów wody?

Odpowiedzialnością za zagrożenie brakiem wody młodzi Polacy obarczają przede wszystkim sami siebie oraz innych członków społeczeństwa (64 proc.). Stosunkowo często przypisują ją również przemysłowi, wielkim koncernom (nieco ponad 40 proc.) oraz politykom (39 proc.).

Natomiast możliwość skutecznego przeciwdziałania zagrożenia braku wody w Polsce widzą przede wszystkim w odpowiedzialnych działaniach wszystkich Polaków (57 proc.) oraz odpowiedniej polityce państwa (56 proc.).

Aby jednak skłonić polityków do stworzenia odpowiednich regulacji prawnych związanych ze zużywaniem wody, musimy sami mieć wiadomość tego, co dzieje się z wodą i klimatem. Bez tego nie będziemy w stanie mądrze zagłosować na ludzi, dla których te kwestie – związane z być albo nie być następnych pokoleń – będą istotnym i realnym elementem programu wyborczego.

W Barometrze Bayer pocieszające jest to, że gdyby decyzja należała do nich, młodzi Polacy najchętniej przeznaczyliby środki na nowe rośliny, odporniejsze na suszę i przynoszące wyższe plony w obliczu zmiany klimatu. Wśród rozwiązań, które można by zaoferować rolnikom, dwudziestolatkowie dostrzegają nowe technologie uprawy, systemy nawadniania oraz gatunki roślin, które dobrze radzą sobie w czasie niedoborów.

To niezwykle ważne elementy mitygacji skutków zmiany klimatu. Zmiany, która – jak pokazują wszelkie dane na niebie i Ziemi – już tu jest i daje nam się porządnie we znaki. Lepiej już, niestety, było.

Nie ma więcej wpisów