captcha image

A password will be e-mailed to you.

To będzie artykuł przede wszystkim o matkach. Maciorach (matkach-świniach), matkach-krowach i kwokach (matkach-kurach). Miliardy z nich co roku skazywane są na życie w zamknięciu i dramatycznym ścisku. Maciory i krowy są finalnie rozłączane z ledwo co odkarmionym potomstwem, a niespełniony instynkt macierzyński dokłada jeszcze więcej bólu do fizycznego cierpienia, jakiego doświadczają przez znaczną część życia. A potem koszmar zaczyna się od początku.

Dobrze jest mieć mięso dostarczone na higienicznej tacce w formie nieprzypominającej niczego, co było kiedyś zwierzęciem. Wygodnie jest nie myśleć o tym, jak powstaje mleko, które przechowujemy w estetycznych kartonach.

  • A czy wiecie, że aby „krówka dawała mleczko”, które będziemy pić my, ludzie, to najpierw musi zostać jej odebrany cielak, którego narodziny sprowokowały gruczoł mlekowy krowy do wytwarzania mleka i dla którego to mleko było przeznaczone? I którego narodziny sprawiły, że krowa odczuwa przemożny instynkt pielęgnowania go, opiekowania się nim. I cierpi, kiedy nie może tego robić.
  • Czy wiecie, że maciora, czyli świnia-matka, spędza połowę swojego życia w ciasnej klatce, w której ledwo może się poruszać i z której nie może pielęgnować swoich młodych, do czego pcha ją bezwzględny instynkt? A po średnio sześciu porodach jest już tak „wyeksploatowana”, że się ją “wymienia”.
  • Czy wiecie, że kury nioski hodowane są w ciasnych klatkach, które uniemożliwiają im wykonywanie instynktownych czynności, jak grzebanie w ziemi czy poszukiwanie pożywienia?

To dopiero początek długiej listy cierpień, jakie ludzkość zadaje zwierzętom hodowlanym. Takie są niestety fakty. I mówienie o tym, że dzięki nam, ludziom, te kilka gatunków ssaków czy ptaków osiągnęło genetyczny sukces, jest zupełnie nie na miejscu. Bo co dla wyeksploatowanej do cna jednostki, żyjącej krótko, w stresie, cierpieniu i niemiłosiernym ścisku, oznacza „sukces genetyczny”? To puste słowa, które powtarzamy sobie, żeby nie nazywać po imieniu tego, co naprawdę robimy zwierzętom hodowanym.

Kury, świnie i krowy to najliczniejsze w Polsce zwierzęta hodowlane, dlatego to im poświęcam ten artykuł.

Apetyt na mięso i nabiał

Jak podaje Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), ludzkość co roku zjada 50 miliardów (tak, MILIARDÓW!) kurczaków, 1,5 miliarda świń, 550 milionów owiec, 440 milionów kóz oraz 300 milionów krów. Na farmach hodowlanych na całym świecie żyje jednocześnie, każdego dnia, 19 miliardów kurczaków, 1,5 miliarda krów, 1 miliard świń i 1 mld owiec.

Te liczby przytłaczają. A stoi za nimi proces bogacenia się ludności świata. Niemal wszędzie tam, gdzie ludzie stają się zamożniejsi, rośnie spożycie mięsa. W skali globalnej w ciągu ostatnich 50 lat wzrosło ono ponadtrzykrotnie. W górę szybuje również ilość wypijanego mleka. Obecnie na świecie wytwarza się go co roku około 800 miliardów litrów, czyli ponaddwukrotnie więcej niż 50 lat temu.

Maciory i prosięta

Do 2012 roku maciory w Unii Europejskiej można było trzymać w ciasnych w ciasnych kojcach przez cały okres ciąży, czyli około 4 miesięcy, oraz na etapie karmienia młodych. Obecnie – przynajmniej wedle obowiązującego prawa unijnego – okres zamknięcia macior w kojcach skrócono do pierwszych czterech tygodni ciąży i ostatniego przed porodem oraz trzech-czterech tygodni karmienia prosiąt.

Fot. Andrew Skowron, Stop fermom przemysłowym

W kojcach świnie mogą jedynie leżeć bądź siedzieć. Nie mogą ryć, co jest ich instynktowną potrzebą życiową. Kojce uniemożliwiają obrócenie się, przybranie wygodnej, zmniejszającej ból pozycji podczas porodu czy doglądanie młodych prosiąt, do czego pcha maciorę silny instynkt macierzyński. Skutkiem ograniczenia ruchów są m.in. odleżyny, owrzodzenia na ciele, przerośnięte racice i przewlekły stres. Zwierzęta zmuszone są do załatwiania się w miejscu, w którym leżą, co jest wbrew ich naturze. Ze stresu często gryzą pręty kojców.

Według raportu “Koniec Epoki Klatkowej” w Unii Europejskiej żyje około 12 mln macior, a większość z nich sporą część swojego życia spędza w klatkach. W Polsce jest ich około 900 tys. (GUS, 2018).

Prosięta są odbierane matkom w wieku trzech-czterech tygodni. Umieszczane są w miejscach zwanych tuczarniami, które są najczęściej przepełnione, brudne i uniemożliwiają instynktowną dla świń czynność, jaką jest rycie w ziemi. Pojedyncze zwierzę ma do dyspozycji przestrzeń mniejszą niż metr kwadratowy, która ledwo wystarcza, aby się obrócić lub położyć. Te warunki oraz obecność wielu prosiąt spoza znanej grupy rodzinnej są dla świń bardzo stresujące, co często prowadzi do zachowań agresywnych, w tym do gryzienia ogonów innych osobników, co w wielu przypadkach kończy się poważnymi zranieniami.

Krowy i cielęta

W Polsce hodowanych jest na mleko prawie 2,5 miliona krów, a na całym świecie nawet 250 milionów. Gdyby wytwarzały mleko tylko na potrzeby swoich cieląt, byłaby to ilość rzędu 4 litrów dziennie. Tymczasem pogoń za wydajnością u krów mlecznych doprowadziła do tego, że jedno zwierzę wytwarza obecnie od 20-30 litrów do nawet 60 litrów mleka na dobę! To ogromne obciążenie dla organizmu krowy: ciężar wymion nadmiernie obciąża kręgosłup, wymusza nienaturalną postawę i utrudnia kładzenie się. Niezwykle częstym problemem jest zapalenie wymion (mastitis), na które cierpi kilkadziesiąt procent krów hodowlanych.

Krowy mają silnie rozwinięty instynkt stadny i odczuwają ogromną potrzebę bliskości ze świeżo narodzonymi cielętami. Kiedy odbiera im się je niedługo po porodzie, krowie matki poszukują ich w swoim otoczeniu i w widoczny sposób cierpią. Tymczasem już po trzech miesiącach od porodu są ponownie zapładniane.

Cielę jest „produktem ubocznym” przemysłu mleczarskiego. Aby nie wypijało zbyt dużo „naszego mleka”, pojone jest mlekiem rozcieńczonym wodą i możliwie najwcześniej przestawiane na tzw. paszę treściwą (śrutę kukurydzianą, sojową, owies). Cielęta hodowane są w oddzielnej, przypominającej igloo budce, bez obecności matki i innych cieląt. Ponad 60 proc. cieląt w Europie właśnie tak spędza osiem pierwszych tygodni życia. To dotyczy 1 miliona cieląt w Polsce, a 12 milionów w całej Unii Europejskiej.

Budki „igloo” dla cieląt, fot. Max Howell / Flickr (CC BY-SA 2.0)

Kontrole wykazały, że wiele cieląt cierpi chroniczny głód, a ich stres potęguje izolacja od matki i innych cieląt, brak możliwości swobodnego poruszania się, a zimą niska temperatura i brak możliwości ogrzania się.

Kury i kurczęta

Kur jest w Polsce znacznie więcej niż Polaków – ponad 49 milionów. W całej Unii Europejskiej jest ich aż 365 milionów. W 2012 roku na terenie UE zaczął obowiązywać zakaz trzymania kur w klatkach bateryjnych, czyli małych (o powierzchni mniejszej niż kartka formatu A4!) i pozbawionych dodatkowego wyposażenia. Teraz europejskie nioski żyją w tzw. klatkach wzbogaconych, których minimalna powierzchnia użytkowa (czyli część bez gniazda) wciąż jest niezbyt wielka – wynosi 30×45 cm, ale na wyposażeniu takiej klatki jest również gniazdo, ściółka, grzęda i tarka do ścierania pazurków. To już jakaś poprawa, choć kurom nioskom w klatkach wciąż daleko do dobrostanu: panuje tam ścisk, ptaki nie mogą rozprostować skrzydeł i często doznają zranień. Konkurencja o powierzchnię życiową sprawia, że kury wydziobują sobie wzajemnie pióra, co prowadzi do ciężkich ran.

Fot. Otwarte Klatki

W klatkach żyje obecnie ponad 75 proc. kur niosek w Polsce (od nich pochodzą jaja „trójki”). W Unii Europejskiej odsetek ten wynosi około 45 proc. Jedna kura nioska produkuje około 300 jajek rocznie. Po 12 miesiącach jej wydajność spada, więc wysyła się ją do rzeźni. Na całym świecie w nieulepszonych (czyli skrajnie ciasnych) klatkach wciąż trzyma się ponad 3 miliardy kur rocznie. Nie mogą samodzielnie szukać jedzenia, wić gniazd ani brać kąpieli w piasku. Jest to przyczyną fizycznego jak i psychicznego cierpienia.

A co z resztą kur, niebędących nioskami?

Niemal 98 proc. kur przeznaczonych na ubój (brojlerów), hodowanych w Polsce, żyje na wielkich fermach, które na raz hodują co najmniej 10 tysięcy zwierząt. Ich codzienność to koszmar: kurczaki trzymane są w ścisku, w zamkniętych halach, gdzie dosłownie żyją we własnych odchodach i wśród ciał innych padłych brojlerów. Od zawartego w nich amoniaku wiele z nich ma poparzone łapy.

Przemysłowa hodowla kurcząt. Fot. Roee Shpernik / CC BY-SA 4.0

Hodowla jest tak prowadzona, by zwierzęta osiągały jak największą wagę w jak najkrótszym czasie. Obecnie ich cykl życia skrócono do zaledwie 40 dni! Kurczaki rosną tak szybko, że nie są w stanie utrzymać się na nogach, doznają częstych złamań kości, cierpią na choroby serca.

Fot. Otwarte Klatki, kampania “Frankenkurczak”

Transport

Mimo że liczba drastycznych przykładów przytoczonych w tym artykule jest ogromna, to i tak nie doszliśmy jeszcze do najgorszego, czyli do transportu żywych zwierząt oraz uboju. Ja tu zaledwie musnę ten problem, bo ten temat mnie przytłacza już zdecydowanie za mocno. I tak już ledwie daję radę pisać ten artykuł.

Od lat słyszymy o dramatycznie złych warunkach, w jakich zwierzęta są przewożone na często ogromne odległości (do 5000 km!), co trwa kilka dni, a niekiedy ponad tydzień. Ścisk, okaleczenia, zła wentylacja, ekstremalne temperatury, pragnienie i głód to stali towarzysze tych strasznych podróży. W obrębie Unii Europejskiej istnieją przepisy, które (jeśli nie są łamane, a dzieje się to często) zabraniają takiego traktowania zwierząt, ale już w niektórych krajach poza UE prawo dopuszcza znacznie gorsze warunki ich przewozu czy rozładunku. Tymczasem co roku około trzech milionów żywych zwierząt jest wywożonych z UE m.in. do Turcji czy Iraku. Aż 67 proc. kontroli wywozu zwierząt z UE do Turcji wykazało łamanie przepisów unijnych w kwestii traktowania zwierząt.

Fot. Eyes on Animals, TSB/AWF / Compassion Polska

Niemiłosiernie stłoczone zwierzęta pozbawione są pożywienia i wody nawet przez kilka dni. Często są to zwierzęce dzieci, które wciąż powinny pić mleko matki. Wiele zwierząt, zwłaszcza młodych, umiera z powodu przegrzania (skrajny przypadek to śmierć z powodu przegrzania 2400 owiec podczas transportu z Australii na Bliski Wschód). Wiele zwierząt odnosi rany z powodu ścisku.

Straty takie są wpisane w koszty przewozu zwierząt, ale w największym stopniu dotyczy to kurczaków przeznaczonych na ubój, które już na etapie wyłapywania i załadunku prowadzonego mechanicznymi „zamiataczami”  są – szukam właściwego słowa – masakrowane, a potem jeszcze często umierają wskutek przegrzania i stresu (wywołującego niewydolność sercowo-naczyniową) podczas transportu.

Ubój i jego patologie

Ubój to ostatni etap cierpienia zwierząt hodowlanych, który je od tego cierpienia wreszcie uwalnia. Przed zabiciem zwierzęta powinny być ogłuszane, aby w chwili zadawania im śmierci nie były świadome i nie odczuwały bólu. Stosowane metody – ogłuszanie elektryczne (m.in. przyłożenie elektrod do głowy większych zwierząt czy „kąpiel” wodna pod napięciem dla ptaków), ogłuszanie gazem, miażdzenie centralnego układu nerwowego za pomocą pręta wbijanego w mózg lub zaduszenie – powinno być prowadzone tak, by unikać zadawania bólu i cierpienia, a także powodowania stresu u zwierząt.

Jednak stosowane metody tego nie zapewniają i wiele zwierząt odczuwa ból i ogromny stres również na tym etapie swojego życia. W przypadku brojlerów wygląda to tak, że zabijane są maszynowo na specjalnym taśmociągu. Niektóre na tym etapie wcale nie są ogłuszone. Wiele świń i krów odzyskuje świadomość, kiedy są podwieszone za nogi na taśmociągu, i zachowuje ją do czasu, gdy przecina się im tętnice, a następnie obdziera zwierzę ze skóry. Takie sytuacje to nic niezwykłego w rzeźni, a opisane wyżej metody uboju to standard.

Krowa przygotowana do uboju

Dodajmy do tego jeszcze patologie, których w rzeźniach niestety nie brakuje. Być może dotarły do Was szczegóły afery z tzw. „leżakami” z Białej Rawskiej, czyli ubijanymi nielegalnie chorymi krowami, które były traktowane… okropnie, strasznie: niemogące się ruszyć zwierzęta były włóczone po podłodze, odnosiły rany, a następnie w pełni świadome – podwieszane były za nogi i zarzynane, na co musiały niekiedy czekać wiele minut, widząc cierpienie i śmierć innych krów. Nagrania z innej ubojni wykazały, że już na etapie wyładunku krowy były tam uderzane poganiaczem w wymiona czy rażone prądem w głowę, co relacjonowali przedstawiciele fundacji „Viva!”. Przyznają, że takie praktyki można bez trudu zaobserwować przed niemal każdą rzeźnią w Polsce.

Znane są też nagrania ukazujące wrzucenie do wrzątku żywej świni w ubojni w Żelistrzewie. I to nie są „wyjątki”, jak zapewniali broniący się oskarżeni. Dokąd nie wejdą wolontariusze organizacji broniących praw zwierząt, tam znajdą takie „nieprawidłowości” będące po prostu okrucieństwem. Dla ludzi znęcających się nad zwierzętami powinien istnieć specjalny krąg piekieł (gdyby piekło istniało).

Mniej mięsa

Klatki i inne okrutne praktyki hodowli przemysłowej powinny jak najszybciej trafić tam, gdzie ich miejsce: na śmietnik historii. Ale to niestety nie zakończy cierpienia zwierząt, bo dopóki będą hodowane przemysłowo, dopóty ich cierpienie będzie wpisane w koszty tej hodowli, a patologie będą wciąż się mnożyć.

Myślę, że każdy, kto jada mięso i nabiał, powinien być świadom, jaki jest rzeczywisty koszt jego pożywienia. Powinien poznać szczegóły hodowli przemysłowej i sposoby uśmiercania zwierząt. Jestem przekonana, że po takiej lekcji wiele osób ograniczyłoby spożycie potraw mięsnych – higienicznie wyglądający kawałek mięsa stałby się na powrót częścią zwierzęcia, które kiedyś czuło i cierpiało.

Przyszłością jest postawienie na produkty roślinne, których produkcja nie wiąże się z eksploatacją i uśmiercaniem milionów żywych stworzeń, a ponadto są one znacznie wydajniejsze energetycznie i zdrowsze dla nas niż mięso. Dodatkowo nie niszczą środowiska i klimatu w tym stopniu co hodowla zwierząt. Wiem, jakie sprzeciwy budzi w wielu ludziach sugestia, by jeść mniej mięsa (uwaga: mniej! Nikogo nie zmuszam do przejścia na wegetarianizm, choć sądzę, że jest on najlepszą z opcji). Ale takie są fakty: przemysłowa hodowla zwierząt jest okrutna, szkodzi klimatowi i środowisku, a dla ludzi jedzenie mięsa w dużych ilościach jest po prostu niezdrowe. O tych czterech argumentach przemawiających za ograniczeniem jedzenia mięsa napisałam oddzielny tekst.

30 czerwca 2021 roku Komisja Europejska podjęła historyczną decyzję: zobowiązała się do wycofania klatek w hodowli zwierząt w całej Unii Europejskiej do 2027 roku. Dobrze, że to w końcu nastąpi. Szkoda, że do tego czasu wiele miliardów zwierząt będzie cierpieć w klatkach. Ale i to nie poprawi losu miliardów stworzeń nadal przetrzymywanych w hodowlach przemysłowych, poza klatkami.

Pamiętajmy: to, co im standardowo, na co dzień, robimy, jest straszne. Naprawdę, jesteśmy najgorszym z gatunków chodzących po tej planecie.

Źródło


Nie jesteśmy portalem. To blog tworzony przez dwie osoby – Olę i Piotra (a ten tekst napisałam ja, Ola). Jeśli mój tekst Ci się spodobał, do czegoś się przydał lub coś wyjaśnił – to świetnie. Wkładamy w nasze materiały dużo pracy starając się, by były rzetelne i jasne. Jeśli chcesz, możesz w zamian podarować nam wirtualną kawę. Będzie nam bardzo miło. Dziękujemy 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Nie ma więcej wpisów