Kości i przedmioty osobiste były rozrzucone na lodowcu tuż obok Polskiej Stacji Antarktycznej im. Arctowskiego.
Jeśli wolisz o tym posłuchać – zapraszam do 129. odcinka Podcastu Crazy Nauka 🙃

19 stycznia 2025 roku mechanik i elektryk – członkowie technicznej załogi Stacji Arctowskiego – przemierzali teren u podnóża Lodowca Ekologii.
Stacja leży nad Zatoką Admiralicji na Wyspie Króla Jerzego w archipelagu Szetlandów Południowych, jakieś 120 km od kontynentalnej Antarktydy, a Lodowiec Ekologii spływa do Oceanu Południowego tuż obok polskiej bazy.
Polacy dotarli do poprzecinanego szczelinami jęzora lodowca i moreny o zboczu o nachyleniu 45 stopni. I tam natknęli się na ludzkie kości odsłonięte przez topniejący lód. Ponieważ zbliżały się opady śniegu, polarnicy pozostawili przy zwłokach znacznik GPS i wrócili do stacji.

Poszukiwania szczątków
Następnie zebrała się grupa naukowców złożona z archeologa, antropologa, geomorfologa, glacjologa i geodety. 9 lutego zespół ten dotarł do szczątków. Leżały wśród skał moreny lodowca i na powierzchni samego lodowca. Były rozsiane na sporej powierzchni sięgającej 550 m długości i 50 m szerokości.
Oprócz kilkudziesięciu fragmentów ludzkich kości polarnicy znaleźli też około 200 przedmiotów, w tym brytyjskie skarpety wojskowe z czasów drugiej wojny światowej, części brytyjskiej radiostacji, ebonitowy ustnik do fajki, szwajcarski zegarek marki Erguel, szwedzki nóż marki Mora, bambusowe kijki narciarskie, pozostałości lampy naftowej, szklane pojemniki na kosmetyki i strzępy namiotów wojskowych.

Naukowcy w ciągu kolejnych wypraw starannie dokumentowali znalezisko: robili zdjęcia, wyznaczali dokładną lokalizację, mapowali położenie szczątków i artefaktów za pomocą drona. Na koniec je zebrali i zabezpieczyli.
W skład grupy badawczej weszli: prof. Piotr Kittel, dr Paulina Borówka i dr Artur Ginter z Uniwersytetu Łódzkiego, dr Dariusz Puczko z Instytutu Biochemii i Biofizyki Polskiej Akademii Nauk oraz geodeta Artur Adamek pracujący przy trwającej właśnie rozbudowie Stacji Arctowskiego (która zyskuje dość futurystyczną formę i w nowej odsłonie ruszy w 2027 roku).
Naukowcy przyznają, że pozostało jeszcze sporo kości i artefaktów do zebrania, ale z miejsca znaleziska wygnała ich zła pogoda. Poza tym, jak sądzą, w przyszłości lodowiec będzie odsłaniał kolejne szczątki.
Do kogo więc należały kości?
Najważniejszych informacji dostarczyły towarzyszące im przedmioty, w tym te brytyjskiej produkcji. Poza tym w dokumentach historycznych było sporo informacji o zaginionym 66 lat temu Brytyjczyku.
Jak nieoficjalnie przyznał jeden z polskich polarników, który dawniej bywał w stacji Arctowskiego, właściwie to wszyscy się tam spodziewali, że szczątki Brytyjczyka w końcu wydobędą się z Lodowca Ekologii.
To była tylko kwestia czasu – stwierdził.
Badania porównawcze DNA przeprowadzone przez brytyjskich genetyków pozwoliły potwierdzić identyfikację szczątków. Na początku sierpnia 2025 roku organizacja naukowa British Antarctic Survey ogłosiła, że był to 25-letni Dennis “Tink” Bell, który wpadł do szczeliny lodowca.

Polacy przekazali jego szczątki stronie brytyjskiej. Z kolei znalezione artefakty znajdują się obecnie w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego.
Dennis Bell był meteorologiem pracującym w nieistniejącej już brytyjskiej stacji polarnej, która znajdowała się nad Zatoką Admiralicji na Wyspie Króla Jerzego. Jego zadaniem było wysyłanie balonów meteorologicznych i przekazywanie co trzy godziny raportów drogą radiową do Wielkiej Brytanii. W bazie zasłynął jako świetny kucharz i wielbiciel psów husky, których dwa mioty wychował podczas pobytu w Antarktyce.
Jak zginął Dennis Bell?
W lipcu 1959 roku, podczas głębokiej antarktycznej zimy, Dennis wraz z jeszcze jednym polarnikiem i zaprzęgiem psów zostali wysłani na lodowiec, żeby dokonać pomiarów geodezyjnych. Chodziło o stworzenie map Wyspy Króla Jerzego. Większość jej obszaru pozostawała wówczas niezbadana.
Śnieg był głęboki i psy wyglądały na zmęczone. Kiedy zdawało się, że nie mają już siły, Dennis zszedł z sań i poszedł na czoło zaprzęgu, żeby je zmotywować. Nie miał jednak nart na nogach – elementu obowiązkowego w takich warunkach – i nagle zniknął w szczelinie, której otwór był wcześniej zamaskowany przez śnieg.

Według relacji drugiego polarnika Dennis przeżył upadek i zdołał złapać 30-metrową linę, którą tamten mu rzucił do szczeliny, a następnie przywiązać ją do swojego paska. Kiedy psy podciągnęły go do krawędzi szczeliny, pasek nagle pękł, a Dennis ponownie spadł. Drugi mężczyzna go wołał, ale tamten już nie odpowiedział.
Drugi polarnik wrócił więc do bazy, żeby sprowadzić pomoc. Ponieważ jednak pogoda była paskudna, to szanse Dennisa na przeżycie w takich warunkach były minimalne. W dodatku inny członek wyprawy zginął kilka tygodni wcześniej, więc morale w brytyjskim zespole było niskie. Dlatego polarnicy nie odważyli się ruszyć na poszukiwanie kolegi.
Polacy odnaleźli zwłoki Dennisa w innym miejscu niż to, w którym zaginął. Stało się to za sprawą spływania lodowca, który naturalnie stale się przemieszcza, przenosząc również to, co się w nim znajduje.
Z kolei zmiany klimatu powodują gwałtowne topnienie lodowców, co wydobywa szczątki i przedmioty na powierzchnię. Zgodnie z badaniami polskich naukowców ocieplenie klimatu sprawia, że od czasu śmierci Bella Lodowiec Ekologii stracił sporą część swojej masy, a jego czoło cofnęło się o kilkaset metrów.
Nie jesteśmy portalem. To blog tworzony przez dwie osoby – Olę i Piotra (a ten tekst napisałam ja, czyli Ola). Jeśli mój tekst Ci się spodobał, do czegoś się przydał lub coś wyjaśnił – to świetnie. Wkładamy w nasze materiały dużo pracy, starając się, by były rzetelne i zrozumiałe. Jeśli chcesz, możesz w zamian podarować nam wirtualną kawę. Będzie nam bardzo miło. Dziękujemy 🙂

Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.