captcha image

A password will be e-mailed to you.

“Zmutowane” stokrotki z Fukushimy – brzmi i wygląda przekonująco, prawda?

Fot. @San_kaido/Twitter

Fot. @San_kaido/Twitter

Badania prowadzone w Stanford Graduade School of Education pokazały, że 80 proc. uczniów szkół średnich w Stanach Zjednoczonych nie potrafi odróżnić faktów od spreparowanych – nawet niezdarnie – informacji. Taki sam odsetek nastolatków nie miał najmniejszych problemów z tym, by za dobrą monetę brać wiadomości rozpowszechniane przez anonimowych autorów w takich serwisach jak Imgur. Badanie przeprowadzono z udziałem 7800 amerykańskich nastolatków z 12 stanów. Jeśli macie odruch wzruszenia ramionami nad naiwnością pokolenia Millennialsów, to wiedzcie o tym, że niemal na pewno większość z nas zetknęła się z fałszywymi newsami i – co gorsza – w nie uwierzyła.

Fałszywki na Facebooku

Pamiętacie łańcuszki, w ramach których na Facebooku rozprzestrzeniały się chwytające za serce historie chorych dzieci? („Proszę, udostępniajcie, a za każdy klik/udostępnienie mały Marcinek otrzyma złotówkę od sponsora”) Albo skandaliczny film, na którym dziewczyna ciskała szczeniakami do rzeki? („Udostępniajcie – może ktoś z Waszych znajomych zna tę sadystkę”). A może trafiliście na informacje o tym, jak to koncerny farmaceutyczne ukrywają przed nami niewygodną prawdę o jedynie skutecznej lewoskrętnej witaminie C?

Za udostępnianie postów nikt choremu dziecku nie płacił, a temu, kto to rozpowszechniał, zależało na nabiciu odsłon swojej witryny internetowej. Film o szczeniaczkach pochodził nie z Polski, tylko z jednego z krajów bałkańskich. Po co go rozpowszechniano w naszym kraju? By nabić sobie odsłony i zarobić na reklamach. A z kolei lewoskrętna witamina C nie działa tak, jak to deklarują sprzedawcy, którzy sprzedają tę “specjalną” witaminę C w cenach znacznie wyższych od tych aptecznych.

My sami nabraliśmy się na transmisję nadawaną „na żywo” z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przez różne fanpage na Facebooku. Okazało się, że to nagranie sprzed trzech lat, które oznaczono etykietą „Live” po to, by zyskać rzeszę widzów.

A o co chodzi ze stokrotkami z Fukushimy?

W ramach wspomnianego na początku badania zapytano studentów amerykańskich college’ów o to, czy poniższe zdjęcie „zmutowanych” stokrotek z Fukushimy uważają za wiarygodne wraz z opisem podającym, że ich stan to efekt uszkodzeń powstałych wskutek wycieku radioaktywnego z elektrowni.

Fukushima Nuclear Flowers

Powyższa fotografia została opublikowana w serwisie Imgur przez nieznanego autora. Tylko 20 proc. badanych uznało wiarygodność informacji za nieco wątpliwą, zaś 40 proc. stwierdziło, że jest to mocny dowód na to, że rejon Fukushimy został skażony radioaktywnie. W sumie blisko 80 proc. uczniów nie widziało podstaw do zakwestionowania wiarygodności informacji o tym, że awaria elektrowni spowodowała widoczne na zdjęciu fascjacje, czyli zaburzenie wzrostu łodygi prowadzące do deformacji kwiatostanu.

„Zmutowane” stokrotki zostały rzeczywiście sfotografowane w pobliżu Fukushimy, ale jest mało prawdopodobne, by ich stan miał cokolwiek wspólnego z awarią elektrowni. Zdjęcie zostało zrobione cztery lata po awarii, około 110 km od Fukushimy, a następnie wrzucone na Twittera. W rzeczywistości zjawisko fascjacji przytrafia się stokrotkom całkiem często w naturze. Z kolei badania z 2009 roku pokazują, że fascjacja pojawiająca się pod wpływem promieniowania jonizującego zachodzi ekstremalnie rzadko.

Papież Franciszek popiera Donalda Trumpa

Papież Franciszek nigdy nie stwierdził, że "popiera" Donalda Trumpa. Fot. Wikimedia

Papież Franciszek nigdy nie stwierdził, że “popiera” Donalda Trumpa. Fot. Wikimedia

Skalę plagi fałszywych newsów pokazały niedawne wybory prezydenckie w USA. Ogromną popularność zyskała informacja o tym, że papież Franciszek rzekomo poparł kandydaturę Donalda Trumpa. Po wyborach wyszło na jaw, że do zwycięstwa Trumpa w mogły w znacznym stopniu przyczynić się fałszywe informacje. Fabrykowali je masowo młodzi Macedończycy (tak!), którzy za pomocą sieci fałszywych kont wprowadzali je do obiegu na Facebooku.

Analizy przeprowadzone w serwisie BuzzFeed pokazały, że 20 najchętniej czytanych fałszywych historii pochodzących z szemranych serwisów i blogów wygenerowało ponad 8,7 mln udostępnień na Facebooku w ciągu trzech miesięcy przed wyborami. Z kolei naukowcy z University of Southern California przeanalizowali Twittera pod kątem wiarygodności rozpowszechnianych tam informacji i okazało się, że niemal 20 proc. tweetów związanych z wyborami w USA stworzyły boty – aplikacje komputerowe udające w internecie ludzi.

Skąd ta plaga fałszywych newsów?

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Zapytaliśmy o to dr. Dominika Batorskiego, socjologa internetu z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego na Uniwersytecie Warszawskim. Ten naukowiec od ponad dekady bada socjologiczne konsekwencje korzystania z internetu:

Serwisy społecznościowe, takie jak Facebook czy Twitter, spowodowały demokratyzację dystrybucji informacji. Doniesień ze świata nie selekcjonują już redaktorzy i dziennikarze, ale selekcji tej dokonują sami internauci, udostępniając na swoich profilach wybrane informacje – te, które wcześniej udostępnili ich znajomi, a więc osoby, do których mają zaufanie. W ten sposób często wpadają w pułapkę zastawioną przez kogoś, kto w walce o odsłony zwiększające jego przychody reklamowe wykorzystuje tabloidowe tytuły, powiela cudze treści czy preparuje nieprawdziwe informacje.

W nieprawdziwe informacje wierzymy nie tylko dlatego, że podają je nam nasi znajomi, ale też dlatego, że te wiadomości dobrze wpasowują się w nasze upodobania czy przekonania. Stają się kolejnym potwierdzeniem tego, co sądzimy na dany temat.

Przykład? Znacznie chętniej łykniemy to, że polityk przeciwnego ugrupowania popełnił publicznie dyskwalifikującą go gafę, niż w to, że zrobił to polityk z naszej strony barykady.

Potwierdzają to badania prowadzone przez Davida Rappa z Northwestern University in Evanston. Badacz ten odkrył również ciekawą właściwość ludzkiej pamięci, która dotyczy przyswajania fałszywych informacji. Otóż wiele takich spreparowanych czy odbiegających od faktów wiadomości po jakimś czasie zaczyna być traktowanych przez naszą pamięć jak prawdziwe lub częściowo prawdziwe doniesienia, mimo że pierwotnie zdawaliśmy sobie sprawę z ich nieprawdziwości. Proces powolnego przyswajania czytanych w internecie bzdur może więc przebiegać w sposób dla nas niezauważalny.

Jak się przed tym bronić?

Nie wierzyć we wszystkie sensacyjne doniesienia. Tabloidowe tytuły mają nas przyciągnąć na czytania bzdur, a więc to na nie powinniśmy się szczególnie uczulić.

Ponadto nie powinniśmy udostępniać artykułów tylko dlatego, że mają chwytliwy tytuł. Naukowcy z Columbia University i Institut de France dowiedli, że aż 59 proc. linków udostępnianych na Twitterze nie jest otwieranych przez osoby, które je udostępniają.

Do sprawdzenia, czy sensacyjny artykuł jest prawdziwy, czy nie, często wystarczy tylko wpisanie jego tytułu w wyszukiwarkę (czasem trzeba to zrobić w języku angielskim) z dodatkiem słowa „fałszywy” czy „false”. Zazwyczaj już wcześniej znalazł się ktoś, komu chciało się sprostować nieprawdziwe doniesienie.

Tak naprawdę najlepszym sposobem na głupotę w internecie jest sceptyczne podejście do tego, co nam ten internet pod nos podsuwa. I korzystanie z wiarygodnych, wielokrotnie sprawdzonych źródeł informacji.

Nie ma więcej wpisów