captcha image

A password will be e-mailed to you.

Fot. Crazy Nauka

W ubiegłym tygodniu pojechaliśmy z Warszawy do Poznania i z powrotem. Po drodze widzieliśmy tylko step, wysuszony na pieprz. „Dobra pogoda wróci lada dzień” – pocieszają zaniepokojonych wczasowiczów stacje telewizyjne. Tylko, że nie ma się z czego cieszyć. Potwierdzają to specjaliści, z którymi rozmawiałam.

Wpisałam w Google’u hasło „susza w Polsce”, mając na myśli 2015 rok, kiedy w sierpniu i wrześniu kraj zasuszył nam się jak rodzynka. Tymczasem w wynikach wyskoczyło całe mnóstwo informacji z innych lat, m.in. z 2011 roku, z takimi nagłówkami: „W Polsce od trzech miesięcy nie padało” i „Wyjątkowo niski poziom polskich rzek”. Okazuje się też, że susza z 2015 roku przeciągnęła się do 2016 roku, więc ulgę mieliśmy w zasadzie tylko w ubiegłym roku, kiedy lato było „wyjątkowo deszczowe”, jak wielu z nas sądziło. No nie, ono było po prostu normalne jak dla Polski, tylko my się już od tego odzwyczailiśmy, bo coraz częściej nawiedzają nas susze.

Tym razem susza zaczęła nam się wcześniej niż zazwyczaj, bo już w maju. To zły znak. Mimo intensywnego podlewania w miejscach niezacienionych wysechł nam ogródek, to samo u wszystkich naszych sąsiadów. W pobliskich gminach wprowadzono zakazy podlewania w ciągu dnia. Las Kabacki w Warszawie, w którym bywam kilka razy w tygodniu, wysechł na wiór.

Nieciekawe widoki czekały na nas wzdłuż autostrady A2 do Poznania. W sąsiedztwie drogi rozciągają się suche strzępy, które kiedyś były trawą, a jedyny zielony akcent stanowią drzewa. No właśnie, drzewa, które tak chętnie Polacy wycinali ze swoich ogródków w ubiegłym roku. My mamy w ogródku cztery rozłożyste, kilkudziesięcioletnie drzewa, które bardzo skutecznie ochroniły znaczną część trawnika przed nędznym losem, a nam pozwoliły oszczędzić wodę.

I co z tego wynika?

Ta sytuacja naprawdę źle wróży: rolnictwu, zbiorom i cenom jedzenia. Susza w szczególności może doświadczyć rolniczą Wielkopolskę, czyli jedną piątą terytorium Polski, w której już od kilkudziesięciu lat naukowcy obserwują tzw. stepowienie (nazywane też odwodnieniem lub niekiedy pustynnieniem), co z kolei prowadzi do stopniowej degradacji gleb. Tak, padło słowo „pustynnienie” i nie jest ono rzucone na wyrost. I nie łudźmy się, że resztę kraju to ominie. To się już dzieje, a za kilkadziesiąt lat nasze dzieci odczują to naprawdę boleśnie.

Wzrost średniej temperatury w Polsce – prognoza do 2100 roku. Źródło: IPCC

Ucierpią też lasy, w których coraz częściej widać usychanie drzew czy kolejne gradacje szkodników. I nic nie da wycinanie w pień kolejnych połaci lasów i nowe nasadzenia, bo młode drzewka na pewno niczego przed suszą nie uchronią, tylko same padną jej ofiarą. Stare, mieszane i mało zmienione ręką człowieka lasy odnowią się same, bo robiły to świetnie od stuleci. Gorzej z zasadzonymi przez ludzi plantacjami leśnymi, zwłaszcza jeśli są to gatunki źle znoszące ocieplenie klimatu (np. świerki).

Nieciekawie wygląda również sprawa rezerw wody w Polsce, bo od lat mamy je na takim poziomie jak Egipt. A tymczasem Polacy się cieszą: bo wreszcie można się poczuć jak w Hiszpanii, bo ładna pogoda i da się opalać do woli. A jak trochę popada, to wokół słychać od razu o „załamaniu pogody” i o nadziei na rychłą „poprawę”.

Jakie są prognozy na lato i czy można im wierzyć?

O to, czy prognozy numeryczne faktycznie pokazują, że pogoda tego lata będzie wyjątkowo „dobra”, zapytałam Piotra Djakowa, specjalistę w dziedzinie meteorologii i klimatologii, autora bloga „Pogoda i klimat”:

Według większości najnowszych prognoz modeli sezonowych nadchodzące miesiące mają się w Polsce charakteryzować temperaturami powyżej normy i opadami poniżej normy. Niestety źle to wróży dla sytuacji hydrologicznej, która po ostatnich rekordowo ciepłych i w wielu miejscach bardzo suchych miesiącach jest zła

– mówi Piotr Djaków.

Doskonale obrazuje to ostatni raport IUNG (Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach), według którego szczególnie zła sytuacja panuje w województwie wielkopolskim, kujawsko-pomorskim, pomorskim oraz we wschodniej części kraju.

Anomalia temperatury powietrza – prognoza na lipiec 2018. Źródło: Meteomodel.pl

– Według prognoz krótko- i średnioterminowych istnieje szansa, że sytuacja poprawi się w najbliższych dniach w południowej części kraju, gdzie spodziewane są dosyć duże opady – mówi Piotr Djaków. – Niestety sprawdzalność prognoz sezonowych nadal jest dosyć mizerna, szczególnie jeśli chodzi prognozowanie sumy opadów. W obecnej sytuacji można to w pewnym sensie uznać za zaletę, bowiem oznacza to, iż te dosyć kiepskie prognozy wcale nie muszą się sprawdzić, szczególnie że prognoza na tegoroczną wiosnę kompletnie się nie udała.

Co się właściwie stało w atmosferze?

Jaki układ w atmosferze zadecydował o tym, że upały zaczęły się już w maju i prawdopodobnie potrwają jeszcze jakiś czas?

– Wzięło się to stąd, że w ostatnim czasie Arktyka jest cieplejsza i słabiej pokryta lodem niż dawniej, co sprzyja osłabieniu cyrkulacji równoleżnikowej (strefowej) w naszym regionie – powiedział mi prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery z Uniwersytetu Warszawskiego oraz z serwisu “Nauka o klimacie”.

– Prościej mówiąc, wieje teraz mniej wiatrów zachodnich, które przynoszą do nas masy chłodnego, wilgotnego powietrza znad Atlantyku

– dodaje naukowiec.

Od kwietnia 2018 w Polsce, wskutek tzw. “blokady wyżowej” przeważały wiatry z kierunków południowych lub północnego wschodu, przynosząc ciepłe powietrze z południa lub suche powietrze kontynentalne z Azji, dzięki czemu mieliśmy mało zachmurzenia i opadów.  Teraz mamy chwilę wytchnienia, bo na kilka dni zahaczył o Polskę niż znad Atlantyku, jednak już lada dzień sytuacja wróci do tego, co było wcześniej, a więc do blokady wyżowej. Kilka chłodniejszych dni z niewielkimi opadami nie wystarczy, żeby odnowiły się podziemne zasoby wody. Czeka nas więc ciąg dalszy suszy.

 

– Co gorsza, prognozy długookresowe wskazują, że i w kolejnych tygodniach będzie gorąco i sucho – dodaje prof. Malinowski. – Oczywiście do takich prognoz należy podchodzić z dużą ostrożnością, tym niemniej większość symulacji numerycznych pokazuje zwiększone prawdopodobieństwo wystąpienia upałów i suszy. To niepokojąca sytuacja, bo cała nasza przyroda i rolnictwo są przystosowane do częstego napływu wilgotnych mas powietrza znad Atlantyku, a nie do długotrwałych upałów.

Prof. Malinowski podkreśla, że zagrożone mogą być też polskie elektrownie węglowe, które wymagają chłodzenia wodą, a jej zasoby w bezpośrednim sąsiedztwie tych elektrowni są częstokroć niewielkie i silnie uszczuplone przez suszę. A kiedy ludzie korzystają masowo z klimatyzacji, mamy rekordowe zapotrzebowanie na energię elektryczną, co w zestawieniu z kłopotami elektrowni może skończyć się blackoutem.

I kto jest temu winien?

– To, co się dzieje obecnie z pogodą w Polsce, jest związane z globalnym ociepleniem

– mówi prof. Malinowski.

– Jego istotna cechą jest gwałtowne ocieplenie Arktyki, a im mniejsza różnica temperatur między Arktyką a niskimi szerokościami geograficznymi, tym bardziej zakłócana jest globalna cyrkulacja zachodnia w umiarkowanych szerokościach geograficznych, a więc tam, gdzie m.in. leży Polska – dodaje fizyk atmosfery. – W efekcie w naszym regionie pogoda – zamiast stanowić przeplatankę okresów wilgotnych i upalnych – częściej jest stabilna i sucha.

A w ciągu kilkudziesięciu lat lód morski w Arktyce niemal zaniknie:

Zanikanie lodu morskiego w Arktyce – prognoza. Źródło: NOAA

Ale przecież upały to żadna nowość

I tutaj mamy zapewne trzeźwą myśl, że przecież okresy upałów zdarzały się, zanim ktokolwiek pomyślał o globalnym ociepleniu.

– Sam długotrwały okres pięknej pogody nie jest jeszcze niczym nadzwyczajnym i zdarzał się w naszym klimacie wielokrotnie – odpowiada Piotr Djaków. – Wyjątkowo suchy i słoneczny był cały rok 1982, wcześniej np. 1921, a paromiesięczne okresy suche zdarzały się i w innych latach. Niezwykłe były za to temperatury, jakie w ostatnich miesiącach panowały w Polsce, szczególnie w jej południowej części. Kwiecień na znacznym obszarze kraju zapisał się jako rekordowo ciepły w całej, ponad 200-letniej, historii pomiarów instrumentalnych. Rekord dotyczył nie tylko średniej obszarowej naszego kraju, która była przeciętnie o 4.6 st. C wyższa od normy z lat 1981-2010, ale i poszczególnych stacji pomiarowych. Rekordowo ciepły był również maj, tutaj jednak rekord został pobity na mniejszym obszarze, a średnia temperatura całej Polski była tylko nieznacznie wyższa od dotychczas rekordowej z roku 1889. Mimo wszystko, wystąpienie dwóch rekordowo ciepłych miesięcy wiosennych z rzędu zdarzyło się po raz pierwszy w historii pomiarów – dodaje Piotr Djaków.

Żyjemy w wyjątkowych czasach, to fakt. I niestety nie mamy się co cieszyć, że będziemy drugą Hiszpanią. Bo nie będziemy.

 

Nie ma więcej wpisów