captcha image

A password will be e-mailed to you.

Woda z kranu nie zawsze jest smaczna. Z kolei kupowanie wody w plastikowych opakowaniach zaśmieca świat. Dlatego sprawdziłem, czy filtrujący dzbanek może być tu dobrym rozwiązaniem.

Narzekamy na nią. Nie lubimy jej. Nie smakuje nam. Choć polska woda z kranu spełnia wszelkie normy, to pijemy ją niechętnie. Oczywiście to uogólnienie – sporo osób już się z nią polubiło, a wiele z tego zależy od miejscowości, osiedla a nawet konkretnego budynku i stanu instalacji wodnej wewnątrz.

Wszystko to sprawia, że mnóstwo ludzi kupuje wodę w butelkach czy 5-litrowych baniakach albo nosi ją ze studni głębinowych. To drugie rozwiązanie, choć zużywa mniej plastiku, jest zdecydowanie niewygodne i wymaga częstego mycia pojemników. Dlatego kupowanie wody jest powszechne i powoduje, że wytwarzamy co miesiąc kilka kilogramów plastikowych śmieci.

Sami mieliśmy podobny problem i dlatego chętnie zgodziliśmy się przetestować i opisać filtrujący dzbanek firmy Dafi. To model Astra Unimax LED, w którym zamontowano „ułatwiacz życia” w postaci diody świecącej, która przypomina o wymianie filtra po upływie miesiąca.

Po lewej dioda pokazuje, że filtr jest sprawny. Po środku – alarm! Wymieniamy! Fot. Crazy Nauka

Koncepcja jest prosta – zamiast kupować, sam sobie oczyszczaj wodę. Dzięki temu miesięcznie oszczędzamy około 150 zł i, co równie ważne, nie wytwarzamy 5 kg plastikowych odpadów. Jeden filtr to 10 gramów plastiku. Czyli mniej niż jedna 1,5-litrowa butelka po wodzie. Koszt dzbanka to około 55 zł, jeden filtr kosztuje 15-18 zł, ale wczoraj kupiłem zestaw dwóch za 20 zł.

Jak to działa?

Dzbanek składa się z trzech części – do głównego zbiornika wkładamy mniejszy zbiornik z filtrem, a całość przykrywamy pokrywką. Ta ostatnia ma sprytną klapkę – gdy wlewamy wodę z kranu, klapka uchyla się wpuszczając strumień do środka. Potem dzbanek odstawiamy i klapka unosi się nie wpuszczając do środka kurzu, much, kolibrów czy co komu tam po domu lata.

Cały dzbanek ma pojemność 3 litrów, a jednorazowo zmieści się w nim około 1,5 litra przefiltrowanej wody. Przefiltrowanie takiej objętości trwa około minuty. Oczywiście czekanie te 60 sekund może być irytujące, jeśli alternatywą jest nalanie wody z kranu czy butelki. Ale tu chodzi o co innego – woda stoi w dzbanku cały czas, my tylko uzupełniamy ją gdy nieco się zużyje. Wtedy zawsze mamy pod ręką wystarczający zapas.

Filtruje się – widać strumyczek wody wlewającej się do dolnej części dzbanka Fot. Crazy Nauka

To, co nas najbardziej interesuje, dzieje się wewnątrz filtra. Zawiera on węgiel aktywny, który wychwytuje składniki psujące smak i zapach wody – chlor, zanieczyszczenia pochodzące z rur czy inne niepożądane składniki. Drugim elementem jest żywica jonowymienna, która usuwa składniki odpowiedzialne za twardość wody.

I tu pierwsza ważna uwaga. Do wyboru mamy dwa rodzaje filtrów – standardowe i Mg+. Te pierwsze usuwają z wody część minerałów (ile – o tym za chwilę). Te drugie dodają coś od siebie – kationy magnezowe. Magnez należy do pierwiastków, których dość często brakuje w naszych organizmach, a jego niedobór może wywoływać m.in. szereg niekorzystnych  objawów ze strony układu nerwowego, problemy z układem krążenia czy paznokciami czy zębami.

Według deklaracji firmy Dafi: „W jednym litrze wody przefiltrowanej przez filtr Dafi Mg+ znajduje się średnio ok. 30 mg/l magnezu. Jest to wartość średnia i zależna od wody wejściowej, co oznacza, że zmienia się ona podczas miesięcznego użytkowania filtra i waha się od 45 mg/l do 15 mg/l (po ok. 120 litrze).” To nie są bardzo wysokie wartości, jednak każde wzbogacenie wody w magnez jest dla organizmu cenne.

No to mierzymy!

Filtr zmiękczający wodę nie usuwa z niej całości rozpuszczonych minerałów – w naszym przypadku była to redukcja o 30 procent. Nie dostajemy więc wody zdemineralizowanej, której picie może być szkodliwe. Pozostaje w niej mniej więcej tyle minerałów, ile zawiera niskomineralizowana woda butelkowana. Jednocześnie tak zmiękczona woda jest bezpieczniejsza dla sprzętu AGD – ekspresów czy czajników, w których nie odkłada się kamień.

Ponieważ spożywanie silnie zdeminaralizowanej wody prowadzi do zakłócenia gospodarki elektrolitycznej organizmu, postanowiłem sprawdzić, czy woda po przefiltrowaniu standardowym filtrem nie zostaje pozbawiona minerałów. Jako punkt odniesienia wziąłem średniozmineralizowaną wodę mineralną jednej z popularnych marek.

Zawartość minerałów mierzyłem amatorskim miernikiem TDS&EC E-1. Jak to zwykle bywa z takim sprzętem, jego odczyty nie dają wiarygodnych wartości bezwzględnych. Jednak kiedy mierzę kolejno kilka próbek wody, to wyraźnie widzę różnice między nimi, a o to właśnie mi tu chodziło.

Każdą próbkę mierzyłem 5 razy, za każdym razem płukałem miernik w wodzie demineralizowanej i osuszałem. Wyniki średnich wartości pomiarów znajdziecie poniżej. Dzięki patronatowi Janiny Bąk w nawiasach znajdziecie odchylenie standardowe dla każdego pomiaru ?

woda mineralna z butelki– 331,8 ppm (20,86)

nowy filtr standardowy Dafi – 281,4 ppm (15,27)

Dla porównania dokonałem pomiaru dla wody zdemineralizowanej – tu odczyt wynosił 12,9 ppm (0,99)

Zostaje to co ważne

Jak widać filtr pozostawia w wodzie znaczącą ilość minerałów, co zupełnie wystarczy do tego, by była odpowiednia do codziennego spożywania czy gotowania. Usuwane są te jony, które odpowiadają za twardość wody, a więc odkładają się w czajniku czy ekspresie do kawy w postaci kamienia.

Mnie to przekonuje. Tym bardziej, że używanie dzbanka jest naprawdę wygodne. Gdy potrzebuję wody, po prostu sięgam po dzbanek i nalewam tyle, ile potrzebuję. Potem (albo w innym momencie) uzupełniam kranówką Tak po prostu.

Z praktycznych spostrzeżeń – wodę z dzbanka najlepiej nalewać zdecydowanym ruchem. Lanie cienkim strumyczkiem powoduje czasami, że woda cieknie po dzbanku zamiast trafiać do szklanki czy garnka. No i prawdziwy problem! Gdy zlew jest zawalony nieumytymi naczyniami, nie da się wsadzić tam dzbanka i nalać wody! ? Kto by się spodziewał…

Wasze pytania

Po tym, gdy wrzuciliśmy na Facebooka pierwsze raporty z naszego testu, w komentarzach pojawiło się mnóstwo pytań. Poniżej odpowiedzi przynajmniej na część z nich:

Co z recyklingiem zużytych wkładów filtrujących?

Zapytaliśmy producenta. Filtry można w całości wrzucać do segregowanych odpadów plastikowych. Firma Dafi zapewniła też, że pracuje nad zorganizowaniem sieci odbioru zużytych filtrów.

Czy na filtrze i w dzbanku nie rozwijają się bakterie?

Jednym z głównych powodów miesięcznej daty ważności filtra jest właśnie kwestia jego sterylności. Jeśli jednak planujemy przerwę w używaniu filtra (np. wyjeżdżamy na kilka dni), producent zaleca, by zapakować filtr w torebkę i schować do lodówki.

Sam dzbanek (bez pokrywki!) można myć w zmywarce czy w zlewie.

Czemu trzeba co miesiąc zmieniać filtr?

Powody są dwa:

  1. spada skuteczność filtrowania
  2. na filtrze mogą rozwijać się bakterie

Dlatego system przypominania przy pomocy zmieniającej kolor diody jest i wygodny i bardzo przydatny.

Co z plastikiem, z którego jest dzbanek? Czy jest bezpieczny dla zdrowia?

Tak. Zarówno dzbanek, jak i filtry są oznaczone symbolem BPA free czyli nie zawierają bisfenolu A. Spełniają również inne normy wymagane w Polsce przy kontakcie z produktami spożywczymi. Dla chętnych są też dzbanki wykonane ze szkła.

Czy ta woda jest zdrowa/równa butelkowanej?

Cóż – trudno na to pytanie jednoznacznie. Głównie dlatego, że woda butelkowana bardzo się od siebie różni. Mamy tzw. wodę źródlaną, wodę mineralną o różnym stopniu nasycenia oraz wody wysokozmineralizowane o wyraźnym smaku.

To, co dostajemy po przefiltrowaniu w dzbanku Dafi przypomina, jak widać z naszych pomiarów, typową średniozmineralizowaną wodę butelkową.

Co właściwie zawiera filtr?

Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy jednego z nich nie rozkroili. W środku – jak widać:

Zużyty filtr Dafi po rozcięciu. Fot. Crazy Nauka

Mamy tu czarne i białe drobne kuleczki. Czyli, wedle informacji producenta, węgiel aktywowany oraz żywicę jonowymienną. Węgiel, dzięki ogromnej powierzchni chłonnej, wychwytuje zanieczyszczenia (m.in. związki chloru zmieniające smak wody) a żywica jonowymienna usuwa częściowo minerały i/lub dodaje jony magnezowe.

Podsumowując. Dzbanek u nas zostaje. Po sprawdzeniu go przez ponad miesiąc uznaliśmy, że to dobre i wygodne rozwiązanie. Niemal całkowicie wyklucza kupowanie plastikowych butelek. W domu mamy wreszcie porządne, niecieknące bidony (tak tak, są takie – po latach używania przeciekających wreszcie mamy te dobre) i teraz zarówno dorośli, jak i dzieci biorą ze sobą wodę z dzbanka wlaną do wielorazowych pojemników. Ulgę odczuły też czajnik i leciwy już, choć ukochany ekspres do kawy, które trzeba rzadziej odkamieniać. Przede wszystkim jednak zużywamy mniej plastiku i mniej za to płacimy. Czyli wszyscy wygrywają.

Tekst jest elementem współpracy z firmą Dafi. Partner nie miał wpływu na wyrażane przez nas opinie.

Nie ma więcej wpisów