captcha image

A password will be e-mailed to you.

Nie wytrzymał. Znaczy – nasz stary odkurzacz. Można powiedzieć, że pokonała go pandemia. To był tani sprzęt, który chyba nie był gotowy na obciążenie, jakie generuje cała rodzina siedząca całymi dniami w domu – wiecie, nauczanie zdalne. No i pies, który co chwilę musi sprawdzać, co dzieje się w ogródku. Efekt był taki, że wziął się i zepsuł. Sytuacja nie wyglądała dobrze.

Nie wyglądała też dobrze dlatego, że zbliżała się jesień. Czyli mniej otwartych okien, suche powietrze i kaloryfery, które podnoszą wraz z gorącym powietrzem kurz z podłogi. A wraz z kurzem – odchody i ślinę pewnych uroczych, maleńkich pajęczaków: roztoczy. Zawierają one m.in. białko Der p1 (znajduje się je w 68% europejskich domów), które wywołuje silną alergię i jest powiązane z rozwojem astmy. Więcej na ten temat przeczytacie na końcu tekstu.

No i tu pojawia się odkurzacz firmy Dyson. Pewnie ja znacie – robi piękne i drogie sprzęty AGD. Te dwie cechy widać na pierwszy rzut oka. Jak się nieco o nich poczyta, to okazuje się, że robi też sprzęty nowatorskie. James Dyson, jej założyciel, jest przede wszystkim wynalazcą. Opracował m.in. odkurzacz oparty na separatorze cyklonowym czyli rozwiązaniu polegającym na oddzielaniu pyłu od powietrza przez rozkręcenie gazu tak, by siła odśrodkowa wyrzuciła na zewnątrz drobiny cząstek stałych.

Szybko udało nam się dogadać, że Dyson właśnie prowadzi program badania składu kurzu i że możemy wziąć w nim udział. W ten sposób do naszego, mocno już przykurzonego, domu trafiła supermaszyna – odkurzacz Dyson V11 Absolute Extra Pro. Sama nazwa onieśmiela.

Bardzo, bardzo mocno

Jedno muszę napisać od razu. Ten sprzęt jest piękny. Po prostu piękny. Wiem, że to brzmi dziwnie. Wiem, że to nie jest najważniejsze. Ale wrażenie jest naprawdę wielkie. A przecież estetyka może być pomocna w życiu.

Dyson V11 Absolute Extra Pro to odkurzacz ręczny. Taki sprzęt kojarzył mi się z czymś pomocniczym. Takim szybkim odkurzaczem, który przydaje się, gdy ktoś napiaszczy w przedpokoju albo gdy coś tam się rozsypie. Do porządnego odkurzania to raczej duży odkurzacz na kółkach. I tu się zdziwiłem. Nieduży, ważący niecałe 3 kilogramy sprzęt ssie z ogromną mocą. Oficjalny parametr 220 AW (airwatt) niewiele mówi, ale przyłożenie ręki do rury – już tak. Przyznam, że ani nasz poprzedni, popsuty odkurzacz ani jego poprzednik nawet nie zbliżyły się do takiej mocy.

Odpowiada za to nieduży, bezszczotkowy silnik Dyson Hyperdymium kręcący się 125 000 razy na minutę czyli ponad 2000 razy na sekundę. Robi wrażenie, ale też czuć, że to działa. Czuć i słychać – choć działający silnik nie jest głośny, to w momencie wyłączania wydaje cudowny, niski dźwięk. Pierwszego dnia bawiliśmy się „bucząc” dla samej przyjemności usłyszenia tego.

OK, moje wątpliwości dotyczące mocy ręcznego odkurzacza zniknęły. Drugim problemem jest tu zasilanie. Nie ciągnie się za nami żaden kabel, a sami wiecie, jak to jest z akumulatorami – nie powalają. Tu spory akumulator (7 ogniw niklowo-kobaltowo-aluminiowych) daje do 60 minut pracy. „Do” iluś tam minut oznacza zwykle jakąś teoretyczną wartość osiągniętą w laboratorium. Tu sprawa jest jasna. Odkurzacz ma mały wyświetlacz, na którym podaje pozostały czas pracy. A w zestawie dostajemy dwa akumulatory, więc możemy sprzątać przez blisko dwie godziny. Niestety nie mamy dość dużego domu, by wykorzystać cały ten zapas energii, ale dla wielu osób to może być ważny argument – odkurzacz naprawdę nie zmusza nas do przerywania pracy w połowie. Wymiana akumulatora to jakieś 10 sekund.

Ekran? W odkurzaczu?!

Jeśli kogoś zaskoczył ten wyświetlacz w odkurzaczu, to wyjaśniam, że to tylko „zewnętrzny przejaw” ukrytych talentów tej maszyny. Strasznie nie lubię określenia „inteligentny” w stosunku do urządzeń – Dyson V11 Absolute Extra Pro ma po prostu szereg czujników kontrolujących jego stan oraz algorytm dobrze reagujący na napływające dane. I tak kiedy używamy uniwersalnej elektro szczotki High Torque (jest w zestawie wraz z 6 innymi), wykrywa ona rodzaj podłoża, które czyścimy. Na twardej podłodze silnik pracuje wolniej, a ssanie jest słabsze. Na dywanie włącza się tryb Boost czyli praca na najwyższych obrotach. Zauważalnie skraca to czas działania na baterii, ale efekty są imponujące. Skąd wiem? Ano z obserwacji tego, co zbiera się w pojemniku na kurz. W porównaniu z naszym ex-odkurzaczem różnica jest imponująca. Nawet nie wiedziałem, ile wszystkiego zbiera się w niewielkim dywanie po 2 dniach…

Oczywiście jeśli wolimy słabsze obroty, to wszystko można wyregulować ręcznie – odkurzacz działa w trzech trybach (Eco, Auto i Boost) różniących się siłą ssania i czasem pracy na baterii. Cała nawigacja w menu to jeden przycisk pod wyświetlaczem, więc nikt nie poczuje się przytłoczony. Oczywiście interfejs jest po polsku.

Poza szczotką odkurzacz pilnuje też innych spraw – choćby przypomina o wyczyszczeniu filtra (nie trzeba zaraz kupować nowego, wystarczy umyć i wysuszyć) albo instruuje, co zrobić w razie zapchania jakimiś śmieciami. Ja wiem, że odkurzacz z wyświetlaczem wydaje się być fanaberią, ale w tym wypadku to dyskretne i wygodne.

Wszystko. A nawet więcej

Nie będę się rozpisywał nad poszczególnymi szczotkami – można je obejrzeć na stronie producenta. W skrócie: jest wszystko, czego potrzeba do odkurzenia domu i samochodu. Jak ktoś potrzebuje jakiś superakcesoriów (np. wyginana rura), to może sobie zamówić dodatkowo. W pudełku mamy też dwa mocowania – do przykręcenia na ścianie oraz samodzielny stojak, który stabilnie utrzymuje i ładuje odkurzacz w dowolnym miejscu.

Jak to wszystko działa? Cóż, nie lubię pisać entuzjastycznych recenzji sprzętu po 3 dniach używania go. Dyson V11 Absolute Extra Pro pracuje u nas od blisko 3 miesięcy. Dlatego zdjęcia to nie wychuchany gadżecik prosto z pudełka, a odkurzacz, który ciężko pracuje.

Powiem szczerze – nie wiem, do czego miałbym się przyczepić. Dla zachowania równowagi i niepopadania w hurraoptymizm starałem się znaleźć jakieś niedociągnięcia czy braki sprzętu. Przyszły mi do głowy dwie rzeczy. Stojakowi przydałoby się mocowanie na wszystkie akcesoria, bo część szczotek leży na ziemi. No i rurę trzeba starannie i dokładnie włożyć w odkurzacz, bo poza „dziurą”, przez którą leci powietrze i brudy są tam też złącza od czujników szczotki. No i tyle. Nie ma się do czego przyczepić. Poza ceną. Cena jest równie imponująca, jak jakość i wygoda całego urządzenia – na stronie producenta odkurzacz kosztuje 3599 zł. Wiem, że to dużo. Mogę powiedzieć tyle: to sprzęt niemal doskonały. I, z tego co znalazłem w opiniach użytkowników, niesamowicie trwały. Wiecie, jak te stare odkurzacze z lat 90., które wciąż dobrze działają. Tyle, że ten jest nowoczesny, znacznie bardziej oszczędny (energia, worki, filtry) i dużo wygodniejszy.

Ot choćby opróżnianie pojemnika ze śmieciami. Pojemność ma, jak na nieduży odkurzacz, pokaźną. W dodatku nawet gdy jest wypełniony, siła ssania nie spada. No ale w końcu przychodzi moment kontaktu z tym całym paskudztwem, które się tam zebrało. Pamiętam poprzedni odkurzacz, z którego trzeba było wytrząsać to wszystko. Tu patent jest niezwykle wygodny – ustawiam pojemnik nad śmietnikiem i przesuwam czerwoną dźwignię. Otwiera się klapka, a zawartość jest wypychana czymś w rodzaju tłoku. Nic się nie sypie, nic nie rozpyla po okolicy.

Takich dopracowanych detali jest sporo. Wraz z wyjątkowo skutecznym odkurzaniem (co najważniejsze), trwałością, estetyką czyni to z Dysona V11 Absolute Extra Pro odkurzacz naprawdę wyjątkowy. Jeśli kogoś na niego stać, a zastanawia się czy warto, to odpowiadam – tak! Zdecydowanie warto.

Co w naszym kurzu siedziało?

Obiecałem jeszcze nieco o roztoczach. W ramach współpracy Dyson przeprowadził badanie próbek kurzu z naszego domu. Oczywiście zebranych TYM odkurzaczem, choć zgodnie ze ścisłymi wytycznymi. Nasze domowe brudy wylądowały na szalce Petriego wraz z wilgotną watą, by roztocza przetrwały drogę do laboratorium.

Tam nasz kurz i całą resztę rozdzielono, posegregowano i przebadano. Próbki zamrożone trafiły pod mikroskop optyczny i elektronowy, zrobiono posiew szukając bakterii i grzybów.

Wyniki? Mało roztoczy. Ale, jak zauważono w raporcie (cały możecie przeczytać tu), może to być efekt częstego odkurzania. No, nie ukrywam, że nowy Dyson sprawił, że często i chętnie zaczęliśmy odkurzać. Fajna zabawa ?.

Jednocześnie wyraźnie zauważalne było białko Der p1 świadczące o działalności roztoczy z gatunku Dermatophagoides pteronyssinus. Czyli były, napluły, zostawiły odchody ale potem je „wyodkurzaliśmy”. No, oby tak dalej.

Stosunkowo niewiele wyrosło na pożywce – to dobra wiadomość, bo pleśnie potrafią bardzo silnie alergizować.

A, i jeszcze ciekawostka. Mieszka z nami pies (czasem mam wrażenie, że to my z nim mieszkamy). Mimo tego nie znaleziono w badanej próbce zwierzęcych włosów. O co chodzi? Otóż to pudel. Rasa, do której kompletnie nie miałem przekonania. A teraz polecam ją każdemu. Niezwykle inteligentne psy, które w dodatku nie gubią sierści. Tak, trzeba je strzyc, ale w domu nie zostawiają śladów, są też doskonałym zwierzakiem dla alergików. No i nasza Fala nie boi się odkurzacza. Bo i czemu? W końcu jest ładny i cichy, a dzięki niemu nie krzywimy się, gdy nasza psiuńcia rozdrobni na dywanie przyniesiony z zewnątrz patyk. Wszyscy wygrywają. No, poza roztoczami!­­

Tekst jest elementem współpracy z firmą Dyson. Partner nie miał wpływu na wyrażne przez nas opinie

Nie ma więcej wpisów