captcha image

A password will be e-mailed to you.

To miał być stonowany artykuł o tym, że i foki, i rybacy mają swoje prawa do połowu ryb. Ale wtedy przyszła wiadomość o kolejnych 15 martwych fokach znalezionych JEDNEGO DNIA na polskim wybrzeżu, w tym dwóch prawdopodobnie zabitych przez ludzi. Wcześniej morze wyrzuciło trzy nieżywe morświny. Jeden z nich został ewidentnie zmasakrowany przez ludzi, podobnie jak kilka fok wyrzuconych przez morze wcześniej, na przełomie maja i czerwca. Ludzie, co jest z wami nie tak?

Wszyscy wiemy, że Bałtyk to przełowione morze, zwłaszcza jeśli chodzi o dorsze i łososie. Do sklepów trafiają dorsze niekiedy tak małe, że aż żal je jeść. Swoje i tak malejące połowy rybacy tracą częściowo na rzecz fok, które wyjadają ryby z ich sieci. Korzystają z sieci jak z karmników, niekiedy pozostawiając rybakom tylko połowę zdobyczy.

Stąd złość u rybaków – w sumie trudno jej się dziwić. I współczuję im, bo z tego się utrzymują. Tylko że zamiast pomyśleć o zdroworozsądkowych rozwiązaniach, zaczęli otwarcie domagać się odstrzału bałtyckich fok. Równocześnie morze od maja wyrzuca na brzeg te chronione morskie ssaki, które ewidentnie zginęły z ludzkich rąk. Dwie miały przywiązane do szyi cegły, jednej zmiażdżono głowę, kolejną znaleziono z rozciętym brzuchem. W ostatnią sobotę na polskich plażach naliczono aż 15 martwych fok, wśród których jedna miała okręconą wokół szyi sieć, a druga siniaki na głowie. Tylko w czerwcu 2018 odnaleziono w sumie niemal 40 martwych fok, czyli tyle samo co w całym ubiegłym roku!

Ale to nie koniec wstrząsających informacji, bo w ostatnich dniach Błękitny Patrol WWF odnalazł na plaży trzy martwe morświny, tzw. bałtyckie delfiny, które znajdują się obecnie na skraju wyginięcia – zaledwie kilkaset ich pozostało przy życiu. Jeden z wyrzuconych przez morze morświnów miał odciętą płetwę ogonową, przecięty brzuch i grzbiet! To prawdziwe bestialstwo, słów mi brak. Coś tu jest naprawdę nie w porządku.

Kto zabija bałtyckie foki?

Podejrzenia padają na rybaków, bo to oni są poszkodowani przez foki, a do tego mają możliwość dyskretnego zwalczania tych zwierząt, a w dodatku nie kryją się ze swoim wrogim nastawieniem do tych ssaków. Jednak złość i rozgoryczenie nie uzasadniają zabijania zwierząt (za co, zgodnie z art. 35 ustawy o ochronie zwierząt, grozi kara więzienia do lat 3). Co gorsza, do nagonki na foki dołączyli się politycy żerujący na skrajnych emocjach rybaków. Mam na myśli posłankę Dorotę Arciszewską-Mielewczyk, która w marcu w rozmowie z “Dziennikiem Bałtyckim” przekonywała, że “foka to ewidentny szkodnik, a Bałtyk nie jest jej naturalnym środowiskiem”. Przypominam, że foka szara żyje w Bałtyku od ponad 9 tys. lat.

– Gdzie foka i rybak znajdą się na jednym łowisku, tam w naturalny sposób rodzą się problemy – konkurencja do połowów – powiedziała mi dr Iwona Pawliczka, kierownik Stacji Morskiej im. Prof. Krzysztofa Skóry Uniwersytetu Gdańskiego w Helu. – Niektórym fokom jest zapewne łatwiej wyjadać ryby zawieszone w sieci niż samodzielnie na nie polować. To zupełnie naturalne, że korzystają z takich zasobów, skoro są dla nich tak łatwo dostępne.

Tyle że polskie ustawodawstwo przewiduje inne rozwiązanie tego sporu niż przemoc wobec zwierząt. Rybacy mają prawo wystąpić o rekompensatę pieniężną za zniszczenie połowów przez ssaki morskie. Problem te reguluje Rozporządzenie Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej z dnia 16 września 2016 r., a resort dysponuje łączną kwotą 4 mln euro, którą może przeznaczać na ten cel. Tyle że z tytułu odszkodowania rybacy nie zobaczyli do tej pory ani złotówki, bo urzędnicy wciąż nie stworzyli odpowiednich procedur. Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej twierdzi, że wnioski o dofinansowanie strat spowodowanych przez foki wpływają od listopada 2016 roku, ale nie podaje, ile osób o takie rekompensaty wystąpiło. Resort obiecuje, że w lipcu ogłosi nowelizację rozporządzenia i wreszcie ruszy wypłata odszkodowań. I wychodzi na to, że winna jest biurokracja, a cierpią na tym zwierzęta.

Połowy bezpieczne dla fok i rybaków

Ale rekompensaty to niejedyny humanitarny sposób na radzenie sobie z problemem fok wyjadających rybakom połowy.

– Rybacy muszą przystosować się do tego, by łowić w sposób bezpieczny dla fok – mówi dr Pawliczka. – Na świecie istnieją sposoby na to, by ochraniać połowy przed tymi ssakami i aby je same chronić przed zaplątaniem się w sieci. Tyle że żadne z tych rozwiązań nie zostało nawet przetestowane w Polsce. Inne państwa nadbałtyckie wdrożyły już takie rozwiązania i pracują nad ich ulepszaniem.

Chodzi tu m.in. o specjalne klatki dorszowe, których używają do połowów Szwedzi. Takie klatki-pułapki są zbudowane z solidnych prętów obleczonych syntetyczną siatką. Umieszczona wewnątrz przynęta wabi ryby do środka przez niewielkie otwory. Foki i morświny nie mają dostępu do tak złapanych ryb. Problemem jest mniejsza wydajność takiego narzędzia połowowego, które póki co, nie przekonało do siebie polskich rybaków.

Dodam, że odstrzał fok – nawet gdyby lobby rybackiemu udało się przepchnąć tak kuriozalny przepis – i tak nie uchroniłby połowów przed tymi ssakami. W miejsce jednej zastrzelonej foki przypłynęłoby ze Szwecji kilkaset innych. Dlatego potrzebne jest rozwiązanie rozsądne, a nie zaspokajające głód krwi.

Kto obroni polskie foki?

Od czasu pierwszych ataków na foki obserwujemy dużo większe niż wcześniej zaangażowanie opinii publicznej w ochronę fok i zgłaszanie ich obserwacji na brzegu lub w wodzie. Ludzie są bardziej świadomi co żyje w Bałtyku i z zaangażowaniem podchodzą do ochrony fok

 – powiedziała dr Iwona Pawliczka. Kierowana przez nią Stacja Morska im. Prof. Krzysztofa Skóry Uniwersytetu Gdańskiego w Helu i podlegające jej fokarium od lat nie szczędzą wysiłków w przywracaniu fok polskim wybrzeżom Bałtyku.

Przed stu laty w Bałtyku żyło około 100 tys. fok szarych. Potem człowiek zyskał doskonalsze niż dawniej narzędzia dominacji na morzu i do lat 80. ubiegłego wieku liczba fok spadła do zaledwie 4,5 tys. Foki tępiono jako szkodniki, ginęły też w sieciach jako tzw. przyłów. A potem przyszła refleksja, że foki korzystały z Bałtyku znacznie wcześniej niż człowiek i prawdopodobnie mają tu jakąś (ważną?) rolę do odegrania. W 1992 roku kraje nadbałtyckie podpisały tzw. Konwencję Helsińską, która objęła foki ochroną ścisłą.

Dziś w Bałtyku żyje około 30 tys. fok szarych, a liczba ta, według dr. Pawliczki, nie rośnie od kilku lat. Foki żyją głównie w Szwecji i Finlandii, których dzikie i pełne skalistych zakątków brzegi sprzyjają spokojnemu rozrodowi tych ssaków. Na polskim wybrzeżu widuje się kilkaset tych zwierząt, głównie na piaszczystej łasze u ujścia Wisły, ale też na plażach, gdzie niekiedy odpoczywają.


Jeśli foki są ranne, plażowicze dzwonią do Błękitnego Patrolu WWF lub do Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego na Helu, która jest właścicielem helskiego fokarium i od lat bierze udział w programie odbudowy populacji fok szarych na Bałtyku. Mimo, że na polskim wybrzeżu widuje się do kilkuset fok, to na polskich wodach żeruje ich znacznie więcej. Widać to chociażby po tym, że wiele młodych osobników pada śmiertelną ofiarą przyłowu.

–  Foki są potrzebne Bałtykowi jako drapieżniki, które zapewniają harmonijny i dynamiczny rozwój tego ekosystemu – mówi dr Pawliczka. – Foka to obecnie jedyny naturalny selekcjoner ryb w naszym morzu – morświn, który dawniej odgrywał podobną rolę, jest na granicy wyginięcia. Drapieżnik dba o stan niższych poziomów troficznych i jest tzw. organizmem wskaźnikowym – stan jego zdrowia mówi nam o zdrowiu całego ekosystemu Bałtyku. Ponadto foki to gatunek charyzmatyczny, niejako ambasadorzy morza, którzy budzą pozytywne skojarzenia, dzięki czemu możemy prowadzić ochronę nie tylko tych ssaków, ale i innych, mniej „spektakularnych” gatunków i ich siedlisk.

Dlatego, jeśli zobaczycie fokę na brzegu, nie zbliżajcie się do niej bardziej niż na odległość 100 metrów i powiadomcie o tym Stację Morską Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego na Helu (tel. 601-88-99-40 lub 58 / 675-08-36) lub Błękitny Patrol WWF  (tel. 759-536-009). Szkoda by było, żeby nawet te nieliczne foki, które chcą u nas wychodzić na brzeg, z powodu ludzkiej złości znów zaczęły unikać polskich wybrzeży. W najbliższą niedzielę jadę z rodziną nad Bałtyk, gdzie wzdłuż wybrzeża przez kolejny tydzień zamierzam dojechać na wyspę Wolin. Będę wypatrywać fok na plażach oraz unikać dorszy i łososi z nadbrzeżnych smażalni. Nie tylko dlatego, że są drogie.

 

Nie ma więcej wpisów