captcha image

A password will be e-mailed to you.
Wahadłowiec X-37B po powrocie na ziemię z najdłuższej misji. Fot. U.S. Air Force

Wahadłowiec X-37B po powrocie na ziemię z najdłuższej misji. Fot. U.S. Air Force

Wahadłowce przestały latać w 2011 roku? Tak, ale tylko te załogowe. Promy X-37B nadal odbywają misje kosmiczne, choć nikt do końca nie wie, po co latają i co tam właściwie robią.

W niedzielę 7 maja prom Boeing X-37B (OTV-2) wylądował w Shuttle Landing Facility na przylądku Canaveral po 718 dniach spędzonych w przestrzeni kosmicznej. Pobił tym samym rekord z poprzedniego lotu, podczas którego jego bliźniak, OTV-1, przebywał na orbicie 674 dni. Nowością było też miejsce lądowania – dotąd wahadłowce wracały do kalifornijskiej bazy Vandenberg.

Jak to bywa z amerykańskimi projektami wojskowymi wiadomo, że są ale nie wiadomo po co. Każda z misji kosmicznych dronów służy, wedle oficjalnych informacji, testowaniu najnowszych technologii kosmicznych. I tak tym razem X-37B badał zaawansowane naprowadzanie, nawigację i kontrolę, systemy ochrony termicznej, awionikę i kilka innych rzeczy. Czyli wszystko to, co potrzebne podczas lotu. Nie wiemy natomiast co prom zabrał na orbitę w swojej ładowni ani jakimi rzeczami, poza wspomnianymi testami, zajmował się przez niemal dwa lata ciągłego lotu na orbicie. Oto nagranie jego ostatniego lądowania z niedzieli:

Mały ale samodzielny

Projekt bezzałogowego promu kosmicznego był początkowo prowadzony przez NASA, jednak w 2004 roku został przekazany do DARPA czyli Defense Advanced Research Projects Agency (Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności). To ta sama agencja, która 1967 roku rozpoczęła projekt, który zakończył się stworzeniem internetu czy organizuje zawody robotów (dość żałośnie wyglądających).

Pierwszy raz bezzałogowy wahadłowiec poleciał na orbitę w 2010 roku i od tego czasu X-37B odbyły cztery takie loty. Sam wahadłowiec przypomina swojego załogowego kuzyna, choć jest od niego znacznie mniejszy – ma 8,8 m długości i 4,6 rozpiętości skrzydeł podczas gdy załogowe maszyny miały odpowiednio 37 m i 24 m. Początkowo planowano nawet, by duże wahadłowce zabierały kosmiczne drony do swojej ładowni (weszłyby tam dwa) i wykorzystywały je do prac na orbicie. Ostatecznie jednak stanęło na tym, że w wojskowych zastosowaniach wahadłowiec wynoszony jest na rakiecie Atlas V, ląduje natomiast samodzielnie lotem ślizgowym. Podczas lotu można go wypatrzeć nawet gołym okiem – choć dokładna orbita nie jest podawana oficjalnie, to wielu fanów takich obserwacji śledzi lot wahadłowca i podaje dane o jego przelotach. Fakt, że widok nie powala – ot, jeszcze jednak świecąca kropka sunąca przez niebo.

Wahadłowiec X-37B po powrocie na ziemię z najdłuższej misji. Fot. U.S. Air Force

Wahadłowiec X-37B po powrocie na ziemię z najdłuższej misji. Fot. U.S. Air Force

Bombowiec, szpieg i obserwator

Oczywiście tajemnica towarzysząca lotom X-37B sprzyja powstawaniu rozmaitych, często kompletnie nierealnych, teorii na temat ich faktycznych zastosowań. Mają więc być tajną bronią orbitalną przechwytującą lub niszczącą wrogie satelity, maszynami śledzącymi wydarzenia na Ziemi dziejące się w krytycznych i trudnych do obserwacji miejscach, orbitalnymi bombowcami czy systemem śledzenia chińskich poczynań w kosmosie. Brakuje do kompletu już chyba tylko kosmicznych chemtrailsów…

Większość specjalistów skłania się ku teorii, że promy X-37B robią to, co… twierdzą siły lotnicze USA. Czyli faktycznie służą do testowania rozmaitych technologii związanych z lotami kosmicznymi. Oczywiście ich zastosowania militarne pozostają tajemnicą. No i trzeba przyznać, że kosmiczny dron spędzający po dwa lata w kosmosie robi wrażenie.

 

 

 

 

 

Nie ma więcej wpisów