Być może w ostatnich dniach natknęliście się na doniesienia, które relacjonowały rezultaty badań opublikowanych niedawno w European Radiology. Wynikało z nich, że męska broda jest znacznie „brudniejsza” od psiej sierści. Czy tak faktycznie jest? I – co ważniejsze – czy tego tak naprawdę dotyczyły opisane badania?
Najpierw opiszmy pokrótce, co naprawdę badali i do jakich wniosków doszli autorzy publikacji z European Radiology. Po pierwsze, naukowcy nie chcieli oczernić ani posiadaczy bród, ani mężczyzn, którzy golą się na gładko (a już z całą pewnością nie pragnęli pogrążyć psów). Interesowała ich zupełnie inna kwestia. Otóż, rzecz w tym, że współczesna wiedza lekarsko-weterynaryjna pozwala na skuteczną diagnostykę z zastosowaniem zaawansowanej aparatury, takiej jak MRI, ale z tą wiedzą niekoniecznie idzie w parze odpowiednie wyposażenie. Niewiele praktyk weterynaryjnych posiada sprzęt do rezonansu magnetycznego, dlatego bardzo kuszącym pomysłem jest wykorzystanie tych aparatów, które znajdują się w „ludzkich” placówkach służby zdrowia. Pies z podejrzeniem urazu rdzenia kręgowego mógłby dzięki takiemu rozwiązaniu skorzystać ze znacznie lepszej i dokładniejszej techniki, niż zwykłe prześwietlenie aparatem rentgenowskim [1].
Czy psy faktycznie są takie brudne?
W tym miejscu wielu ludzkich pacjentów zawoła: „hola, hola, przecież to są brudne psy, a w klinikach i szpitalach badani są chorzy ludzie, których nie wolno narażać na kontakt z zanieczyszczeniami”. I właśnie z tego powodu autorzy opisywanego badania postanowili sprawdzić – czy psia obecność w aparacie do MRI faktycznie stanowi zagrożenie dla zdrowia człowieka.
Aby to ustalić, analizowali oni cztery kwestie [1]:
- po pierwsze – ile bakterii (a dokładniej, ile jednostek tworzących kolonię, CFU – colony forming units) znajdowało się na męskiej brodzie, a ile na psiej sierści,
- po drugie – ile spośród wykrytych bakterii ma charakter potencjalnie patogenny wobec człowieka,
- po trzecie – ile bakterii znajduje się w materiale pozyskanym z wymazu z policzka (zarówno u badanych mężczyzn, jak i u psów),
- po czwarte – jak bardzo zanieczyszczony jest aparat do MRI (oraz jego okolica) po badaniu ludzkiego pacjenta, a jak bardzo – po badaniu psa.
Brodacz brudniejszy od psa?
Do jakich wniosków doszli autorzy publikacji z European Radiology? Otóż, okazało się, że pod względem CFU (jednostek tworzących kolonię) męska broda znacznie przewyższa psią sierść [1]. Innymi słowy, w próbkach pobranych z brody znajdowało się więcej bakterii niż w tych pozyskanych z włosia czworonoga. Czy już na tym etapie możemy stwierdzić, że „brodacz jest brudniejszy od psa”? No nie do końca.
Nie każda bakteria to wróg, ale też nie każda – przyjaciel
Bakteria bakterii nierówna, dlatego inaczej należy traktować podłogę we własnym salonie, a inaczej tę w publicznej toalecie. Nawet jeśli liczba bakterii w jednym i drugim miejscu jest podobna, na podłodze we własnym salonie z chęcią byście usiedli, a na kafelkach publicznej latryny już niekoniecznie, prawda? Rzecz bowiem w tym, żeby nie uciekać panicznie od każdej bakterii, ale by jednocześnie chronić się (na przykład, poprzez mycie rąk) od tych mikroorganizmów, które mogą stać się przyczyną poważnej choroby.
Higiena „na chłopski rozum”
Niestety, okazuje się, że takie rozumowanie „na chłopski rozum”, którego przykład podałam powyżej (w salonie usiądę na podłodze, ale w publicznej toalecie już nie) nie zawsze dobrze się sprawdza. Przykładów można tu podać bardzo wiele. Zacznijmy od czegoś żartobliwego:
Rzeczywiście, uścisk dłoni traktujemy jako coś niezobowiązującego i raczej higienicznego (nie to, co głęboki francuski pocałunek), podczas gdy to właśnie za pomocą dłoni roznosimy najwięcej chorobotwórczych drobnoustrojów i to właśnie dotykanie rękoma różnych powierzchni oraz innych osób w największym stopniu przyczynia się do wzrostu ryzyka zachorowania – na przykład, na grypę [2, 3, 4].
„Brudne” czy patogenne?
Mając na uwadze nasze nie do końca poprawne intuicyjne pojmowanie „czystości” i „brudu”, autorzy badania dotyczącego sprzętu MRI postanowili sprawdzić nie tylko, czy broda mężczyzny zawiera więcej bakterii, niż sierść psa, ale również – w którym z tych mikrośrodowisk bytują bakterie groźne dla naszego zdrowia [1]. I tutaj już wyniki nie są takie proste do zinterpretowania, jakby się wydawało. W większości doniesień internetowych znajdziecie informację, że męska broda zawiera więcej patogennych bakterii niż sierść psa. Ale wyniki badania nie do końca o tym świadczą.
Ograniczenia badania
Po pierwsze, jest to dobry moment na to, by zwrócić uwagę, jak niewielka próba została przebadana w ramach projektu. Zaledwie 30 psów i tylko 18 brodatych mężczyzn. Po drugie, wprawdzie wykazano, że brodę zasiedla więcej patogennych drobnoustrojów, ale różnica pomiędzy wynikami uzyskanymi dla męskiego zarostu, a tymi odnoszącymi się do psiej sierści nie przekroczyła granicy istotności statystycznej (p = 0,074) [1]. Co to oznacza? Że wyniki są interesujące, ale należałoby powtórzyć badanie na większej grupie.
Brudniejsza jama ustna
W publikacji znajdziemy jednak również inne interesujące informacje. Przede wszystkim, na podstawie wymazów pobranych z błony śluzowej policzka wykazano, że liczba bakterii zasiedlających jamę ustną człowieka jest większa niż liczba drobnoustrojów żyjących w psim pysku (tu różnice pomiędzy grupami były istotne statystycznie) [1]. Niestety, badacze nie sprawdzili już, jakie mikroorganizmy pozyskano z tych próbek, a szkoda, bo i w tym wypadku bardzo przydatne mogłoby się okazać ustalenie, które z tych mikrobów są dla nas potencjalnie szkodliwe i w jakim stopniu.
Kto by czyścił po człowieku?
Na końcu skupmy się na ostatnim wyniku, na który w zasadzie nikt nie zwrócił uwagi. Mianowicie, autorzy badania sprawdzili nie tylko, jakie cechy wykazuje mikrobiom samych pacjentów, ale też – w jakim stanie czystości pozostawiają oni po sobie sprzęt do MRI oraz jego okolicę. I tutaj warto zatrzymać się na dłużej. Okazało się bowiem, że przestrzeń po badaniu psa była czystsza (mniej CFU), niż ta po badaniu człowieka (więcej CFU) [1]. Jakim cudem? Otóż, aparaty do MRI, które stosowano zarówno w odniesieniu do psich, jak i do ludzkich pacjentów były po prostu bardziej skrupulatnie dezynfekowane. No bo przecież „wiadomo, że pies jest brudny”, więc po każdej wizycie czworonoga cała aparatura była dokładnie czyszczona i dezynfekowana. A jeżeli sprzęt wykorzystywany był jedynie przez ludzkich pacjentów? Cóż, wtedy procedura usuwania zanieczyszczeń nie była tak skrupulatna.
Brodacze vs ogoleni, psy vs ludzie
Jak w przypadku większości doniesień naukowych, wielu odbiorców skupiło się zupełnie nie na tych aspektach, które były istotne. Przynajmniej częściowo wynika to ze sposobu przedstawienia i omówienia danych. Liczne teksty „krzyczą” po prostu, że brodacze to brudasy, bo przecież są „brudniejsi niż psy”. To z kolei – jak zawsze – stało się wspaniałym paliwem do podsycania wzajemnego hejtu. Jedni stoją murem za brodami, inni twierdzą, że tylko mężczyzna ogolony jest w pełni człowiekiem (a zwróćmy uwagę, że w badaniu nawet nie porównano osób z zarostem i tych bez zarostu). Jedni brzydzą się psów (przecież tarzają się w błocie, a nawet odchodach!), a inni twierdzą, że „człowiek to najbardziej obrzydliwe zwierzę na świecie”. A przecież tutaj naprawdę nie o to chodziło.
O co tu chodziło?
Chodziło o to, żeby pokazać, że nasze intuicyjne postrzeganie tego, co jest brudne a co czyste może być bardzo mylne. Dlatego sprzęt po psie był skrupulatnie czyszczony, a po człowieku – niekoniecznie. Autorzy tego niewielkiego badania zasygnalizowali więc, że niechęć czy obawa przed wykorzystywaniem aparatu do MRI zarówno przez zwierzęta, jak i przez ludzi jest prawdopodobnie nieuzasadniona. Wszystko wskazuje na to, że sprzęt jest „brudniejszy” po rutynowo potraktowanym człowieku, niż po rutynowo przebadanym psie. Co więcej – wyniki uzyskano jedynie na niewielkich próbach, ale każą one przypuszczać, że człowiek jest dla drugiego człowieka większym „zagrożeniem zdrowotnym”, niż pies dla ludzkiego pacjenta.
„Brud” nie jest intuicyjny
Dlaczego intuicyjne pojmowanie „brudu” i „czystości” jest tak niebezpieczne? Przede wszystkim dlatego, że kiedy uznajemy coś za czystsze, poświęcamy temu mniej uwagi. Z tego też powodu po wyjściu z toalety myjemy dokładnie ręce (a przynajmniej większość z nas!), natomiast po zamówieniu posiłku na ekranie dotykowym bez odrazy siadamy do jedzenia, chwytamy w dłonie frytki i oblizujemy palce. A przecież kilka miesięcy temu brytyjski odpowiednik Sanepidu wykazał, że ekrany dotykowe w McDonnald’s są brudniejsze, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać i że znajduje się na nich więcej bakterii kałowych i patogenów niż w niejednym klozecie.
Koniec z autopilotem
Konkluzja jest jak zawsze taka, by zwracać uwagę na te aspekty, które są istotne i o które chodziło badaczom, a nie – by podsycać wzajemną niechęć oraz wrogość. A ponad wszystko – by nie zapominać o tym, że intuicja nie zawsze podpowiada nam słuszne rozwiązania. Czasami warto się zatrzymać i przestawić z autopilota na sterowanie manualne. Czy raczej – intelektualne. Dotyczy to zarówno korzystania ze sprzętu medycznego, jak i codziennego życia.
Bibliografia
- Gutzeit, A., Steffen, F., Gutzeit, J., Gutzeit, J., Kos, S., Pfister, S., & Froehlich, J. M. (2019). Would it be safe to have a dog in the MRI scanner before your own examination? A multicenter study to establish hygiene facts related to dogs and men. European radiology, 29(2), 527-534.
- Wong, V. W., Cowling, B. J., & Aiello, A. E. (2014). Hand hygiene and risk of influenza virus infections in the community: a systematic review and meta-analysis. Epidemiology & Infection, 142(5), 922-932.
- Liu, M., Ou, J., Zhang, L., Shen, X., Hong, R., Ma, H., & Fontaine, R. E. (2016). Protective effect of hand-washing and good hygienic habits against seasonal influenza: a case-control study. Medicine, 95(11).
- Aiello, A. E., Perez, V., Coulborn, R. M., Davis, B. M., Uddin, M., & Monto, A. S. (2012). Facemasks, hand hygiene, and influenza among young adults: a randomized intervention trial. PloS one, 7(1), e29744.