captcha image

A password will be e-mailed to you.

W rocznicę lądowania człowieka na Księżycu przypominam ostatnie minuty poprzedzające ten historyczny moment, kiedy misja Apollo 11 wisiała na włosku i mało brakowało, żeby Orzeł jednak nie wylądował.

Neil Armstrong, Michael Collins i Buzz Aldrin. Fot. NASA

Jest 20 lipca 1969 roku, kilkanaście minut przed pierwszym w historii lądowaniem człowieka na Księżycu. Po ponad 102 godzinach od startu załoga misji Apollo 11 zgodnie z procedurami rozpoczyna manewr schodzenia na powierzchnię Srebrnego Globu: lądownik Eagle z Neilem Armstrongiem (na zdjęciu z lewej) i Buzzem Aldrinem (z prawej) odłącza się od modułu dowodzenia Columbia, w którym zostaje Michael Collins (pośrodku). Ten ostatni na orbicie spędzi bardzo samotne 28 godzin.

Po odłączeniu się załoga Eagle ma 5 minut względnego spokoju, zanim komputer pokładowy zacznie szaleć, zasypywany danymi z radaru mierzącego odległość od powierzchni. Potem okaże się, że wskutek zalewu odczytów urządzeniu zabrakło pojemności rdzeni, by ukończyć programy niezbędne do lądowania. Przeciążona jednostka zgłasza co i rusz błąd numer 1202, żądając od zaskoczonych astronautów przerwania lotu. I to wtedy, kiedy powierzchnia Księżyca wydaje się być w zasięgu ręki!

Błąd 1202 jest nowością dla załogi, która nie zetknęła się z tym alarmem podczas ćwiczeń na Ziemi. Wszyscy bardzo, ale to bardzo chcą, żeby doszło do tego lądowania, dlatego – mimo że podobny alarm w symulatorze lotów musiałby się skończyć przerwaniem manewru – Centrum Kontroli Lotów w Houston daje znak, aby zignorować alarm i kontynuować schodzenie.

Kiedy Eagle jest na wysokości 180 metrów nad powierzchnią Księżyca, Armstrong dochodzi do wniosku, że planowane miejsce lądowania jest zasłane skalnym rumowiskiem i nie może tam bezpiecznie posadzić lądownika. Kiedy poszukuje nowego miejsca na lądowisko, Buzz Aldrin podaje mu odczyt paliwa: dysponują jeszcze tylko 8 proc. z tego, co było przeznaczone na lądowanie, tak aby mieć jeszcze zapas na podróż powrotną. Robi się nerwowo, bo jeśli Armstrong natychmiast nie znajdzie nowego lądowiska, załoga Eagle będzie musiała obejść się smakiem i zawrócić do krążącego po orbicie modułu dowodzenia.

Wtedy dzieje się kilka rzeczy naraz: Armstrong w końcu dostrzega lądowisko, zapala się czerwona kontrolka informująca o tym, że do dyspozycji mają już tylko 5 proc. paliwa, a Houston informuje, że jeśli nie wylądują w ciągu 60 sekund, to będą musieli zawrócić. Kiedy lądownik dotyka w końcu powierzchni Księżyca, ich rezerwa czasowa wynosi nieco ponad 20 sekund! Rozładowanie napiętej do granic sytuacji przynosi zapalenie się kontrolki “Lunar Contact”. Wtedy Aldrin wypowiada pierwsze słowa człowieka na powierzchni Księżyca: “Contact light”.

Słynna fraza “Orzeł wylądował”, pada z ust Armstronga dopiero po chwili. A jeszcze słynniejsza: „To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości” zostaje przez niego wypowiedziana dopiero 6,5 godziny później, podczas wyjścia na powierzchnię Księżyca. Tak tworzy się historia. I legenda.

Źródło

Nie ma więcej wpisów