Na co chorowali starożytni? Co wywołało antyczne plagi? Kiedy po raz pierwszy opisano epidemię? Na te pytania odpowiadają autorki książki „Epidemie” w rozmowie z występującą gościnnie na naszym blogu Karoliną Zioło-Pużuk.
Pełny tytuł tej książki to „Epidemie: Księgi I i III Hipokratesa oraz w greckiej i rzymskiej historiografii od starożytności do wczesnego średniowiecza”. Jej autorki, dr Judyta Krajewska i dr Anna Głusiuk*, przebadały pisma starożytnych, wyłuskując z nich to, co dotyczy chorób zakaźnych. Ich wnioski okazują się fascynujące i często zaskakujące.
Karolina Zioło-Pużuk: Książka „Epidemie” to nie tylko próba poszukiwania pierwszego opisu epidemii w naszych dziejach, ale również pierwsze tłumaczenie I i III księgi dzieła Hipokratesa „Epidemie” z końca V wieku p.n.e na język polski. Zastanowił mnie tu przede wszystkim opis przypadków i stanu pacjentów – podawany przez ojca medycyny [jak nazywa się Hipokratesa – przyp. CN] bez emocji, w sposób suchy i rzeczowy, przypominający listę zadań do wykonania.
Anna Głusiuk (AG): Tak, to prawda. Zapiski Hipokratesa to odpowiednik dzisiejszych kart pacjenta – znajdują się na nich jedynie symptomy i ewentualne zalecenia dotyczące dalszego postępowania.
Czy to oznacza, że ideę karty pacjenta zawdzięczamy Hipokratesowi?
Judyta Krajewska (JK): Nie mamy dostatecznej ilości źródeł, aby udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jak to często z resztą bywa z historią tak dawną, nie mamy więc pewności czy nawet I i III księga „Epidemii” to dzieło samego Hipokratesa. Dziś co prawda większość naukowców przypisuje autorstwo tych ksiąg Hipokratesowi, i tak prawdopodobnie jest, ale od „prawdopodobnie” do „na pewno” jest jednak długa droga. Nauka obfituje w sporo takich niepewności. Jedno jest pewne: zapiski Hipokratesa są pierwszymi znanymi nam spostrzeżeniami lekarza, który na zimno obserwuje, analizuje, ale nie stawia diagnozy.
Dlaczego?
JK: W starożytności pojęcie choroby nie opierało się na kryteriach stosowanych współcześnie. Nie wyodrębniano jednej choroby z innych chorób.
Czy nie brakowało starożytnym słowa, które byłoby opozycją do stanu pełnego zdrowia?
JK: Zdefiniowanie stanu chorobowego od starożytności do dzisiaj jest tak samo trudne jak sprecyzowanie stanu pełni zdrowia.
Z jakiego powodu?
JK: Odpowiedzi należy szukać w filozofii i teorii humoralnej, która powstała w szkole na wyspie Knidos, a następnie rozwijała się w szkole medycznej na wyspie Kos i łączona była z postacią Hipokratesa. Według tej teorii cztery płyny ciała – śluz, krew, żółta żółć i czarna żółć – wypełniają ciało, a relacje między nimi mają wpływ na zdrowie i temperament człowieka. Zachwianie równowagi między nimi powoduje objawy, które nazywamy dzisiaj chorobą. Można więc powiedzieć, że postrzeganie choroby przez Hipokratesa jest zbliżone do definicji Światowej Organizacji Zdrowia – nie ogranicza i nie zawęża choroby do jednego organu, ale pokazuje, że jest ona przeciwieństwem dobrostanu rozumianego jako szeroko pojęta równowaga.
Na co chorowali starożytni?
JK: Na podstawie tekstów trudno wyrokować, gdyż po pierwsze objawy nie są jednoznaczne, a po drugie nie zawsze wszystko można jasno przetłumaczyć. Jednak na podstawie zaawansowanych badań archeologów oraz biologów, dzięki analizie zachowanego w szczątkach DNA, można kilka chorób wymienić. Będzie to więc przede wszystkim malaria, róża, gruźlica, świnka, dur brzuszny, dżuma dymienicza, trąd, może grypa… Odkrycia współczesnych badaczy starożytnego DNA pozwalają na zmniejszenie nieufności w stosunku do starożytnych źródeł historycznych traktujących o medycynie i chorobach
AG: Można przypuszczać, iż w starożytności pojawiły się również ospa i odra, choć nie mamy co do tego pewności. Dopiero rzymski lekarz Galen, w II wieku naszej ery, kilkaset lat po Hipokratesie, przytacza bardziej szczegółowe opisy, które pozwalają z większą dozą prawdopodobieństwa nazwać daną jednostkę chorobą. W traktacie Galena w kilku różnych miejscach, wręcz porozrzucane, znajdują się opisy choroby, które dzisiaj można próbować identyfikować z ospą – być może odpowiedzialną za pandemię II wieku, nazywaną plagą Antoninusa [która zaatakowała Rzym i Azję Mniejszą – przyp. CN]. Dużym problemem, z którym spotykają się filolodzy podczas tłumaczenia greckich tekstów medycznych, jest brak odpowiednich słowników poświęconych tej tematyce. Dlatego też podczas tłumaczenia nie raz zastanawiałyśmy się, co naprawdę bolało chorego: serce, żołądek, jelita czy głowa? Stąd decyzja, żeby w naszej książce obok tekstu był umieszczony słowniczek, gdyż nie ośmieliłyśmy się podjąć za czytelnika ostatecznej decyzji.
Przeczytajcie też na naszym blogu: Jak choroby zakaźne zmieniają wygląd człowieka – zobaczcie to na filmie
JK: Tłumacząc więc księgi Hipokratesa, w pewnym sensie kierowałyśmy się jego główną zasadą: po pierwsze nie szkodzić. Paradoks polega na tym, że choć wiele terminów w dzisiejszej medycynie zawdzięczamy grece, to jednak słownictwo starożytnych w tej dziedzinie było ubogie. Nie wiem, co na naszą teorię łączącą polski katar z katharsis, czyli oczyszczeniem, powiedzieliby lekarze, ale według nas istnieje logiczny związek między tymi słowami. Czasami znaczenie greckich słów jest zaskakujące, tak jak w przypadku epidemii i jej ewolucji znaczeniowej na przestrzeni dziejów.
Kiedy się ona pojawia?
JK: W starożytnej Grecji terminami używanymi dla określenia rozumianej współcześnie przez nas epidemii było lojmos, które tłumaczymy jako zarazę. W tekstach łacińskich używano terminu pestilencia, również tłumaczonego jako zaraza. Często pod tym pojęciem kryło się wszelkie zło, które spotykało człowieka. Pamiętajmy też, że nie było pojęcia zakaźności, które dzisiaj łączy się z epidemicznymi chorobami zakaźnymi. A jednak opisy tego zjawiska się pojawiały. W naszej pracy na przykład przytaczamy fragmenty z dzieła Tukidydesa, który żył mniej więcej w tym samym czasie co Hipokrates. Jest to według nas pierwszy tak dokładny opis epidemii w dziełach starożytnych. U Tukidydesa właśnie znajdujemy sugestywny opis tak zwanej zarazy ateńskiej z V wieku p.n.e., która dziesiątkowała ludność podczas wojny peloponeskiej [trwają spory wśród naukowców, czy była to dżuma, czy też dur, denga, ospa lub wirus gorączki krwotocznej – przyp. CN]. Można powiedzieć, że szuka on nawet przyczyn tej wielkiej liczby zachorowań.
Co wyróżnia opis Tukidydesa?
JK: Naszym zdaniem opis Tukidydesa jest bardziej zrozumiały dla czytelnika niż przypadki i przebiegi w dziele Hipokratesa. O wiele bardziej działa na wyobraźnię czytelnika, potęgując przerażenie z każdym następnym dniem epidemii. W tym opisie są emocje, jest strach, ból i olbrzymie cierpienie ludzi umierających podczas epidemii. Jest to znacznie ciekawsze niż sucha opowieść w stylu Hipokratesa. Tukidydes również zauważa, co wynika nie z tekstu, ale z kontekstu, że opieka nad chorym i przebywanie obok niego powodowało zachorowanie tych, którzy się chorym opiekowali, a przecież poznanie problemu zakaźności przypisuje się żyjącemu prawie dwieście lat później Arystotelesowi. Następny tak dokładny opis epidemii dotyczy dopiero tak zwanej plagi Justyniana, która miała miejsce tysiąc lat później! Niektórzy badacze sądzą, że Prokopiusz z Cezarei, sporządzając ten opis, wzorował się na opisie Tukidydesa.
Czy Tukidydes szuka genezy epidemii?
JK: Tak, i ją odnajduje – stłoczenie ludzi w ciasnych pomieszczeniach. Oznacza to, że musiała wtedy istnieć jakaś świadomość zarażania się. Inaczej Aleksander Macedoński, którego nauczycielem był Arystoteles, podczas swojej wielkiej wyprawy w III wieku p.n.e. nie pozostawiałby, celem zatrucia wody, padłych zwierząt w rzekach i przy źródłach. Wcześniej również Tukidydes sugerował, że przyczyną zarazy ateńskiej mogło być zatrucie wody w studniach ateńskich przez Peloponezyjczyków. Część badaczy uważa, że była to jedna z najprostszych form broni biologicznej. Człowiek starożytny miał świadomość zła, które na niego czyha pod postacią chorób dziś nazywanych zakaźnymi.
Czy powszechność występowania chorób oraz ich cykliczność zastanawiała ludzi w starożytności i wczesnym średniowieczu?
JK: Cykliczność była postrzegana w zakresie pór roku i faktycznie zaczęto łączyć występowanie pewnych chorób z kalendarzem.
AG: Choroby kojarzono również z kataklizmami, takimi jak wybuch wulkanu, wylewy rzek czy trzęsienia ziemi. Jeśli któreś z tych wydarzeń miało miejsce, to kronikarze średniowieczni pisali o zarazie występującej po nim.
JK: W starożytności też pojawiały się podobne analogie i uważam, że wiedza na temat zależności między zjawiskami naturalnymi a chorobami nie zniknęła wraz z Hipokratesem. Arystoteles, Tytus Liwiusz i prawie wszyscy autorzy starożytni często zestawiali ze sobą kataklizmy spowodowane naturą z kataklizmem, jakim była zaraza. Mylą się ci, którzy uważają, że dopiero ostatnie 200 lat przyniosło świadomą profilaktykę zdrowotną. Dobry przykład to dzieło rzymskiego architekta Witruwiusza „O architekturze ksiąg dziesięć”, napisane pomiędzy rokiem 20 p.n.e. a 10 p.n.e. Witruwiusz pokazuje, że Rzymianie mieli świadomość przeciwepidemiczną, jak to określilibyśmy dzisiaj.
Na czym ta świadomość przeciwepidemiczna polegała?
JK: Witruwiusz między innymi proponuje zakładanie miast, planowanie ulic, posadowienie budynków użyteczności publicznej w sposób, który nawet dzisiaj może wpisać się w program „zdrowego miasta” Światowej Organizacji Zdrowia. Chodzi o zabezpieczanie ludności przed skutkami mieszkania na terenach bagnistych oraz o ochronę przed skutkami wiatrów podczas różnych pór roku. Nie jest absolutnie prekursorem. Już Hipokrates i Arystoteles pokazali pełną świadomość zgubnego dla zdrowia ludzi wpływu wiatru, chorób wynikających ze zmiennych pór roku. Zgubne było również życie obok mokradeł czy wręcz na nich. Dlaczego? Błoto i tereny podmokłe to wylęgarnia komarów, czyli zagrożenie malarią. Starożytni podejmowali więc próbę walki z chorobami i uważam, że Grecy byli bardziej świadomi zagrożenia chorobowego niż Rzymianie oraz bardziej nastawieni, jak możemy dziś to nazwać, na profilaktykę. W czasach cesarza Augusta [na przełomie I wieku p.n.e. oraz I wieku n.e. – przyp. CN] pojawiły się co prawda głosy, że należy dbać o zdrowy tryb życia, przebywać na świeżym powietrzu, prowadzić bardziej aktywny fizycznie tryb życia, jednak nie spotykało się to z dużym zainteresowaniem Rzymian. A grecka kultura znana jest z gimnazjonu, agones zwanych dzisiaj igrzyskami olimpijskimi oraz innych form współzawodnictwa sportowego i przede wszystkim przekonania, że „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Wbrew powszechnemu przekonaniu rzymskie termy nie były budowane dla utrzymania higieny, ale służyły do celów towarzyskich.
A jak profilaktyka wyglądała we wczesnym średniowieczu?
AG: Niesłusznie kojarzymy średniowiecze z brudem. Żyjąca w XI wieku na terenie Salerno lekarka Trotula zalecała swoim pacjentkom nie tylko mycie się, ale również dawała rady, jak dbać o higienę jamy ustnej, włosy oraz co zrobić, aby mieć piękną cerę czy miękkie i gładkie ciało. Trotula pracowała w Salerno położonym w południowych Włoszech, jednak jej sława doszła aż do Anglii, więc sądzę, że owe rady były nie tylko bardzo cenione przez kobiety, ale również skuteczne.
Gładkie ciało – co to znaczy?
AG: To po prostu usuwanie zbędnego owłosienia z ciała, czyli depilacja. Trotula podawała kilka, według niej, skutecznych sposobów na pozbycie się niechcianych włosków, co wskazuje, że kobiety już wtedy dążyły do uzyskania gładkiej i miękkiej skóry, a nadmiar owłosienia był uznawany za niehigieniczny. Sugerowałabym jednak dużą ostrożność przed zastosowaniem tych receptur, gdyż ważnym składnikiem mikstur było wapno gaszone, którym można się poparzyć. Trotula często ostrzegała przed ewentualnym poparzeniem i zalecała, co zrobić, kiedy to nastąpi. Po depilacji należało przygotować ciepłą wodę, dodać do niej otręby, przefiltrować wszystko i polewać ciało uzyskaną w ten sposób wodą. Kolejnym krokiem było dokładne umycie się w ciepłej wodzie i przygotowanie henny wymieszanej z białkiem kurzego jaja. Uzyskaną miksturą smarowano ciało i pozostawiano na kilka chwil. Henna z białkiem sprawiała, że skóra stawała się miękka i lśniąca. Bez wątpienia Trotula była kobietą bardzo wykształconą i, jak wynika ze źródeł, inni praktykujący w Salerno lekarze wzywali ją na konsultacje. Możemy więc przyjąć, że przynajmniej w Salerno, jeśli nie w całych Włoszech, w wiekach średnich ceniono higienę.
Ale na skuteczną walkę z chorobami zakaźnymi trzeba było poczekać jeszcze wiele stuleci, a kryterium to spełniły dopiero powszechne szczepienia.
JK: To prawda. Od kiedy ludzkość prowadzi życie osiadłe i zmaga się z wirusami oraz bakteriami, szuka sposobów na skuteczną walkę z masowymi zachorowaniami. Dopiero wiek XX, postęp w medycynie oraz systemowe podejście do zdrowia publicznego, pozwoliły nam skutecznie walczyć z epidemiami.
Wiarygodne informacje na temat chorób zakaźnych oraz szczepień można znaleźć na stronach www.szczepienia.info, www.szczepienia.gis.gov.pl, www.zaszczepsiewiedza.pl
* Dr Judyta Krajewska i dr Anna Głusiuk są pracownicami na Wydziale Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie
Przeczytajcie też na naszym blogu:
Jak choroby zakaźne zmieniają wygląd człowieka – zobaczcie to na filmie
You must be logged in to post a comment.