captcha image

A password will be e-mailed to you.

 

Obraz Gromady w Perseuszu zarejestrowany przez satelitę Hitomi. Fot. Hitomi Collaboration/JAXA, NASA, ESA, SRON, CSA

Obraz Gromady w Perseuszu zarejestrowany przez satelitę Hitomi. Fot. Hitomi Collaboration/JAXA, NASA, ESA, SRON, CSA

Dla nauki była to prawdziwa tragedia. 26 marca 2016 roku japoński satelita Hitomi w dziwnych okolicznościach utracił kontakt z Ziemią, a wkrótce potem został uznany za ostatecznie stracony.

Jednak naukowcom udało się pobrać z niego ostatnie dane, jakie zdołał zarejestrować. Teraz część z nich została opublikowana w czasopiśmie Nature i żal powrócił. Okazało się bowiem, że informacje zdobyte podczas krótkiego życia Hitomi były niezwykle interesujące, a był to dopiero początek odkryć, których nie zdołaliśmy dokonać.

Hitomi był satelitą przeznaczonym do badania m.in. czarnych dziur dzięki obserwacjom prowadzonym w paśmie promieniowania X.

Niedługo przed swoim tragicznym końcem (o którym za chwilę) Hitomi obserwował Gromadę w Perseuszu – potężne skupisko galaktyk położone około 240 milionów lat świetlnych od Ziemi. Słynie ono m.in. z supermasywnej czarnej dziury będącej źródłem bardzo silnego promieniowania.

Taki głupi błąd

Tymczasem dane uzyskane z satelity Hitomi zaskoczyły naukowców. Okazało się, że w centralnej części gromady panuje spokój, a poziom promieniowania X jest znacznie niższy od oczekiwanego. Analiza danych pokazała, że supermasywna czarna dziura nie tylko nie napędza, jak dotąd sądzono, wzrostu galaktyki, ale wręcz go hamuje kontrolując jej rozmiar.

Sprawa stawała się coraz ciekawsza a apetyty naukowców większe. Właśnie wtedy, 26 marca, Hitomi przestał prawidłowo reagować na polecenia z Ziemi. Zaczęło się od awarii systemu śledzącego położenie gwiazd. Jego zadaniem jest ustalanie pozycji satelity względem nieba. Później żyroskopy zaczęły – jak się okazało błędnie – zgłaszać, że satelita zaczął się obracać. By temu zapobiec system automatycznie włączył silniki korekcyjne. Te, zamiast pomóc, rozkręciły Hitomi.

Satelita samoczynnie przeszedł w tryb awaryjny i odpalił silniki mocnym impulsem, który miał przywrócić stabilną pozycję. Niestety, jak się później okazało, program zawierał błąd i silniki faktycznie włączyły się, ale w przeciwnym niż potrzeba było kierunku. Sprawiło to, że Hitomi zaczął wirować z wielką szybkością i rozpadać się. Siła odśrodkowa wreszcie oderwała panele słoneczne zasilające satelitę. I to był koniec. Po kilku tygodniach bezowocnych prób nawiązania łączności 28 kwietnia 2016 roku ostatecznie ogłoszono zakończenie kosztującej 273 mln dolarów misji.

Opublikowane w Nature dane pokazują, jak wiele mogliśmy dowiedzieć się, gdyby nie głupi błąd w oprogramowaniu, które nie zostało należycie sprawdzone.

Nie ma więcej wpisów