“Ostatnia minuta” to książka, którą… ja sama chciałabym napisać. Tomasz Ulanowski perfekcyjnie ubrał w słowa te miliony myśli, które kłębią się i w mojej głowie na temat tego, co jako ludzkość zrobiliśmy z naszą piękną Ziemią i do czego zmierza rabunek dóbr naturalnych, którego tu dokonujemy. Dodał liczby, rozmowy z ludźmi badającymi temat oraz wyniki tych badań, no i opis własnej wędrówki przez ginący świat. Bo Tomek naprawdę przeszedł “pieszo przez antropocen”, jak głosi podtytuł. I zobaczył to wszystko na własne oczy.
Artykuł powstał w ramach płatnej współpracy z Wydawnictwem Agora
Nie zliczę miejsc, w których ściskało mnie w gardle podczas lektury “Ostatniej minuty” Tomasza Ulanowskiego. Właściwie to ten ucisk pojawił się już przy pierwszym cytacie z “Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego, mówiącym o ludziach, którzy lubią wymyślać potwory i potworności, bo “sami sobie wydają się wtedy mniej potworni”. Dławienie w gardle i mrowienie pod powiekami towarzyszyło sapnięciom coraz mniej licznych wielorybów na Oceanie Południowym, widokowi szkieletów reniferów okrutnie zaplątanych w liny rybackie na arktycznym wybrzeżu czy smakowi płatków śniegu topniejących na języku. Liczbom pokazującym dość klarownie, że żyjemy symboliczne kilkadziesiąt sekund – według zegara historii Ziemi – od zagłady naszej cywilizacji. A sami ginąc, pociągniemy za sobą większość dzikiego życia, powodując szóste w dziejach wymieranie, rozregulowując klimat oraz zatruwając wodę i glebę na jedynej planecie, jaką “dysponujemy”. Bo nie ma planety B, choć ludzkość uparcie zdaje się ignorować ten fakt.
Kim jest autor?
Po tym nieco emocjonalnym wstępie przedstawię autora książki, która tak mnie ujęła. Tomasz Ulanowski to wielokrotnie nagradzany dziennikarz naukowy wieloletnim doświadczeniem, piszący o klimacie i środowisku, czyli tematach bliskich i moim zawodowym zainteresowaniom. Jest autorem świetnej książki “O powstawaniu Polaków” i współautorem – wraz z prof. Bogusławem Pawłowskim – równie świetnego tytułu “Nagi umysł”.
Znamy się z Tomkiem od kilkunastu lat, przez jakiś czas pracowaliśmy nawet w jednej redakcji. Cenię go za dbałość o rzetelność dziennikarską, język, dystans do siebie i cięty humor.
Tomek to również niestrudzony piechur, lubiący przemierzać świat na nogach – “jak zwierzę” (tak to lubi określać). Pokonywane przez niego trasy obserwuję zdalnie, w mediach społecznościowych. Podczas pandemii kibicowałam mu, kiedy szedł z plecakiem wzdłuż polskiego i niemieckiego wybrzeża Bałtyku, co zresztą opisuje w tej książce.
Pisze też o trasie wzdłuż wybrzeża Ziemi Księcia Karola, którą pokonał wraz z grupą polskich naukowców. Robili tam cenzus plastikowych śmieci, których na tej odległej arktycznej wyspie naliczyli aż 15 ton! Zaniosły je tam prądy morskie i zagnały wiatry. To pokazuje, że nasza planeta to naczynia połączone, a butelka plastikowa wrzucona do rzeki w Polsce może trafić do części globu, o której nawet nie słyszeliśmy, i jako rozdrobniony plastik wejść w skład pożywienia oceanicznych ryb czy morskich ptaków. Jesteśmy częścią tego ekosystemu, czy nam się to podoba, czy nie.
Reportaż, dokument, esej?..
Fragmenty książki o wędrówkach Tomka napisane są żywym, reporterskim stylem. Nie brak w nich osobistych refleksji autora nad tym, co go otacza i jak postrzega przyszłość ludzkości. Wspominam o tym, bo to coś nietypowego dla dziennikarza naukowego, nauczonego pozostawania “przezroczystym” przy faktach i badaniach, które opisuje.
Ale “Ostatnia minuta” jest inna. To książka bardzo osobista, pisana aż przez 18 lat z ogromnym ładunkiem emocji i przebijającą nostalgią za tym, co właśnie tracimy jako ludzkość i w dużej mierze nawet tego nie zauważamy. Piesze trasy Tomka nabierają tu metaforycznego sensu, stając się wędrówką przez świat ginący na naszych oczach, a tak piękny, że aż dech zapiera.
Reportaż i refleksje osobiste przeplatają się ze stricte dziennikarskimi opisami działań naukowców i prowadzonych przez nich badań oraz ze szczyptą socjologicznych czy też geopolitycznych rozważań wyładowanych danymi statystycznymi i innymi liczbami. Dużo stylów, ale całość naprawdę dobrze się komponuje.
O czym jest “Ostatnia minuta”?
O czym zatem jest ta książka? Kolejno opisuje (wymienię jednym tchem) rolę Arktyki jako “papierka lakmusowego” kondycji naszej planety; zabiegi uczonych zmierzające co ukonstytuowania antropocenu – nowej epoki geologicznej wyznaczonej przez złogi plastiku i betonu; antropogeniczne przyczyny obecnie zachodzącej zmiany klimatu; podgrzewanie się wskutek tego oceanów i podnoszenie poziomu mórz; przyczyny wielkich wymierań w historii Ziemi i zagłady dawnych cywilizacji; źródła pandemii; bezgraniczny i bezrefleksyjny drenaż zasobów naturalnych przez wiecznie niezaspokojoną ludzkość i jej krótkowzrocznych przywódców; zakręt w rozwoju, jakiego obecnie doświadczamy jako gatunek; wreszcie – podsumowanie wędrówki i tęsknotę za zanikającymi wskutek ocieplenia klimatu zimami.
“Ostatnią minutę” zamyka bibliografia i obfite przypisy. Czyli to, w co powinna być zaopatrzona każda szanująca się książka popularnonaukowa.
Cóż mam Wam napisać? To po prostu trzeba przeczytać. Po to, żeby wiedzieć, co zagraża wciąż pięknemu światu, który znamy. I że warto o niego walczyć ze wszystkich sił. Bo nie ma planety B.
You must be logged in to post a comment.