captcha image

A password will be e-mailed to you.

Być może trafiliście na świetnie rozchodzący się w sieci film „Fałszywa pandemia” umieszczony na YouTubie na kanale Michała Żulikowskiego 29 kwietnia. Jeśli nie, to dobrze, nic nie straciliście. Jeśli jednak mieliście pecha obejrzeć to „dzieło” (podobnie jak tysiące naszych rodaków), to chciałbym wskazać kilka błędów i manipulacji, którymi autor się posłużył.

Nie ma sensu omawiać całości, bo teza mówiąca, że nie ma żadnej pandemii jest tak kuriozalna, że szkoda na nią czasu. Ale autor należy do rosnącej ostatnio grupy osób, które – nie mając żadnej wiedzy czy przygotowania – postanawiają opowiadać o związanych z nauką tematach i popełniają przy tym mnóstwo błędów. Mówi jednak z ogromną pewnością siebie i odwołuje się do „zdrowego rozsądku”, co najwyraźniej wystarczy, by był popularny.

Chcę się więc skupić na elemencie, który ostatnio często obserwuję w rozmaitych fałszywkach i łańuszkach. Autor wykorzystał tu wypowiedzi dwóch lekarzy, którzy oceniają koronawirusa jako stosunkowo niewielki problem dotyczący głównie Chin. Mówią to wysokiej klasy polscy specjaliści z Wrocławia – dr Grzegorz Madej i prof. Krzysztof Simon. Jak to możliwe, że z ich ust padły takie wypowiedzi?

Otóż film, którego fragment wykorzystał autor wczoraj pochodzi z 31 stycznia, a więc sprzed niemal 3 miesięcy. Wówczas nie było w Polsce ani nigdzie w Europie ani jednego potwierdzonego przypadku COVID-19, jednak do wrocławskiego szpitala zgłaszali się przestraszeni pacjenci. I do tego odnoszą się wypowiedzi lekarzy przedstawione w materiale wideo. Wyrwane z kontekstu – merytorycznego i czasowego – brzmią dziwnie i służą twórcy materiału do przeprowadzenia manipulacji sugerującej, że w rzeczywistości sami lekarze twierdzą, iż nie ma żadnej pandemii.

Nieco później w filmie pojawia się wypowiedź amerykańskiego naukowca, dr. Johna Ioannidisa, który omawia wyniki badania przeprowadzonego w Kalifornii. Z badania wynika, że liczba osób, które zostały zarażone COVID-19 może być znacznie większa, niż początkowo oceniano.

To skłania autora filmu do karkołomnego wniosku, że nie ma żadnej pandemii. By to udowodnić przeprowadza szereg obliczeń. Opiera się w nich na danych prezentowanych na stronie Polskiej Akademii Nauk.  jednak dane stamtąd pochodzące źle odczytuje i interpretuje. Chodzi o fragment:

Nie wiemy jeszcze, jaki odsetek zakażonych przechodzi infekcję bezobjawowo. Ponieważ ludzie ci nie potrzebują pomocy medycznej, to trudno ich ująć w statystykach epidemiologicznych. Z tego powodu wskaźniki śmiertelności podawane obecnie są zapewne zawyżone, a próby oszacowania rzeczywistej śmiertelności (dla wszystkich grup wiekowych łącznie) wskazują na poziom 0,3-1%.”

Owe 0,3-1% to wartość już obniżona względem podawanych obecnie wskaźników śmiertelności. A więc uwzględniająca fakt, że większości zachorowań nie rozpoznajemy. Tymczasem autor filmu postanawia jeszcze podzielić tę wartość przez 50 lub 85 – liczby pochodzące z kalifornijskiego badania. To kompletnie bez sensu, a uzyskana wartość służy kolejnej manipulacji – udowodnieniu, że rzekomo COVID-19 ma mniejszą śmiertelność, niż grypa sezonowa. Wypada już tylko dodać, że dzielenie jest nie tylko nieuzasadnione merytorycznie, ale dodatkowo źle przeprowadzone.

Mam ogromną nadzieję, że ten materiał zostanie usunięty z YouTube’a. Bo, najwyraźniej, pewność siebie autora oczarowała widzów.

[UPDATE] YouTube usunął film

Nie ma więcej wpisów