captcha image

A password will be e-mailed to you.

Przygotowania do nocnych obserwacji na wzgórzu w Stężnicy. Fot. Crazy Nauka

Widok Drogi Mlecznej w Bieszczadach zawsze nas szokuje, kiedy świeżo przyjeżdżamy tu z miasta. Można tu zobaczyć nawet 7000 gwiazd! Radzimy, z jakim sprzętem zacząć obserwacje, by w pełni wykorzystać potencjał takich miejsc.

Z Polski coraz trudniej zobaczyć Drogę Mleczną, zwłaszcza jeśli ktoś mieszka w wielkim mieście lub jego zanieczyszczonej światłem okolicy. Oglądanie ciemnego nieba wciąż jest możliwe m.in. na Mazurach, Podlasiu i gdzieniegdzie w górach. Właśnie dlatego jeździmy na zloty miłośników astronomii w Bieszczady, gdzie noce są czarniejsze, a gwiazdy jaśniejsze i widać ich znacznie więcej niż w naszym mieście. Utworzono tu Park Gwiezdnego Nieba „Bieszczady”, gdzie ciemności nocne uznano za bogactwo naturalne. Obserwowanie stąd nieba to niemal mistyczne doznanie.

7000 gwiazd

Tak widać Drogę Mleczną w Bieszczadach – widok nad Stężnicą. Autorem tego pięknego zdjęcia jest Krzysztof Zbroszczyk

– Łaaał! – westchnął z podziwem Adam, kiedy wyszedł przed nasz domek i spojrzał w górę.

Dla nas to już trzeci Wiosenny Bieszczadzki Zlot Miłośników Astronomii w Stężnicy, ale dla siedmioletniego Adama pierwszy w pełni świadomy. Jest nów, a ciemności stają się niemal namacalne. Biała smuga Drogi Mlecznej dopiero pojawia się nad horyzontem, ale trudno przeoczyć bijący od niej blask. Myślę, że gdyby nie nasze wiosenne wypady w Bieszczady i letnie na Mazury, Lena i Adam nie wiedzieliby, jak wygląda pas wyznaczający centrum naszej galaktyki. Mieszkamy tak blisko rozjarzonej światłem Warszawy, że z reguły widujemy tylko najjaśniejsze gwiazdy i planety.

A ile gwiazd widać w Bieszczadach? Dr Tomasz Ściężor z Politechniki Krakowskiej obliczył, że bez teleskopu podczas bezchmurnej, bezksiężycowej nocy można zobaczyć tu ponad 7000 gwiazd! Dla porównania, na wsi, gdzie świeci zaledwie kilka lamp ulicznych, można dostrzec 2500 gwiazd. W Krakowie widać ich zaledwie… 200.

W ciemności widać więcej

Bieszczadzkie nocne niebo wygląda wręcz nierealnie. Ośrodek w Stężnicy powygaszał wszystkie zewnętrzne światła, żeby uczestnikom zlotu lepiej się oglądało gwiazdy. W ciemnościach krążymy między różnymi specjalistycznymi teleskopami przywiezionymi tu przez ludzi z całej Polski i dzięki ich uprzejmości podziwiamy gromady kuliste czy Wielką Czerwoną Plamę na Jowiszu. Po jakimś czasie jednak nawet zapomniana lampa w barze czy żarówka w domku zaczynają nieprzyjemnie kłuć w oczy, więc postanawiamy przenieść się całkiem poza zasięg świateł.

Pakujemy się do samochodu i odjeżdżamy od ośrodka, na jedno z niezalesionych wzgórz. Poprzedniego dnia dobrze sprawdziliśmy to miejsce – otwarta przestrzeń, światła tylko gdzieś na horyzoncie, a niebo widać jak na dłoni.

Na wzgórzu wybranym do nocnej obserwacji gwiazd. Fot. Łukasz Szczepański/www.lukasz.foto-zdjecia.pl

Włączamy tryb off-road w naszej Skodzie Kodiaq i auto bez wysiłku wspina się w ciemnościach po stromej, wyboistej drodze gruntowej.

Włączony tryb off-road w Kodiaqu. Fot. Crazy Nauka

Tryb off-road (przycisk poniżej dźwigni skrzyni biegów, z prawej, podświetlony na żółto, który widać na zdjęciu obok) fajnie łagodzi podskakiwanie na wybojach, bo przecież wieziemy delikatny sprzęt do obserwacji. Na pewno pomagają w tym duże 19-calowe koła. Rzecz jasna, nie wrzuciliśmy sprzętu luzem do przestronnego bagażnika – tkwi przymocowany siatką do listwy w jego wnętrzu.

Na szczycie wzgórza wygaszamy wszystkie światła i przez chwilę przyzwyczajamy oczy do ciemności. To konieczne, żeby móc obserwować gwiazdy. Kodiaq ma bardzo przyjemną funkcję delikatnego diodowego podświetlenia wnętrza, a zielony odcień światła nie oślepia, więc możemy z łatwością znaleźć wszystko, co potrzebne.

Jaki wybrać sprzęt do obserwacji?

Adaś przy użyczonym teleskopie do obserwacji Słońca (nigdy nie patrzymy na nie przez zwykły teleskop!). Fot. Crazy Nauka

Widok z tego wzgórza w ciągu dnia zapiera dech w piersiach, a w nocy to już po prostu bajka! A to dopiero początek, bo znacznie więcej można zobaczyć okiem uzbrojonym w sprzęt do obserwacji. W ciągu dnia w Stężnicy podziwialiśmy protuberancje na Słońcu przez teleskop wyposażony w specjalne filtry przeciwsłoneczne (nigdy nie można tego robić przez zwykły teleskop!). Nocą fajnie było skorzystać z teleskopów przywiezionych przez uczestników astrozlotu, ale przecież na co dzień mało kto ma dostęp do sprzętu za kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Z jakim więc sprzętem warto zacząć obserwacje?

– Nie trzeba na to wydawać fortuny. Na początek najlepszym rozwiązaniem jest lornetka o małym powiększeniu, 7-10-krotnym, w miarę jasna o dużym polu widzenia. Czyli im większe obiektywy, tym jaśniejsza. Małe powiększenie daje nam lekkość lornetki i nietrzęsący się obraz – mówi Adam Kisielewicz, organizator Wiosennych Bieszczadzkich Zlotów Miłośników Astronomii. – Ważne, żeby kupić w miarę markową lornetkę, gdyż tania chińszczyzna będzie dawała kiepskie nieostre i ciemne obrazy – dodaje.

My przywieźliśmy ze sobą w Bieszczady lornetkę o 15-krotnym powiększeniu, do której trzeba już użyć statywu. Ale nawet przy słabszym powiększeniu moglibyśmy robić to, na czym się skupiliśmy, czyli na liczeniu pojedynczych gwiazd wchodzących w skład Plejad.

A co do teleskopów, to zdaniem specjalistów na początkowym etapie nie warto zawracać sobie nimi głowy, bo ich podstawowe wersje nie przebiją możliwości niezłej lornetki, a są od niej znacznie droższe i bardziej skomplikowane w obsłudze. Teleskopem powinny się zainteresować bardziej zaawansowani obserwatorzy, dysponujący już znaczniejszą gotówką.

Obserwacje ze smartfonem

Sprzęt gotowy do nocnych obserwacji. Fot. Crazy Nauka

– Widzę księżyc Jowisza! – emocjonuje się Lena, która dorwała się do lornetki. Dzięki aplikacji smartfonowej „Star Walk 2” już po chwili wiemy, że mamy przed sobą Ganimedesa, największy księżyc gazowego olbrzyma. Wydaje nam się, że dostrzegamy też mniejszy księżyc, Io. Dzieciaki kierują teraz ekran smartfona na kolejne gwiazdozbiory i odczytują ich nazwy.

– Zupełnie jak w planetarium! – zachwyca się Lena.

Faktycznie, w Bieszczadach – wyposażeni w lornetkę i smartfon – czujemy się jak w wypasionym planetarium. I mamy je tylko dla siebie.

Niebo robi się coraz jaśniejsze, Adam już zasnął na tylnym siedzeniu Kodiaqa, Lena ledwo stoi na nogach. Zdecydowanie czas wracać. Tym razem jedziemy spokojnie, by nie obudzić dzieci – tryb jazdy Comfort ustawia adaptacyjne zawieszenie tak, że samochód zdaje się kołysać do snu. Cicho wracamy do naszego domku i odsypiamy nocną wyprawę.

A na koniec ciekawostka. Park Gwiezdnego Nieba „Bieszczady” (łączący się ze słowackim Parkiem Ciemnego Nieba „Połoniny”) to drugi co do wielkości taki park w Europie. W Polsce istnieje jeszcze jeden taki chroniony przed światłem obszar – w Górach Izerskich. Tam też warto zajrzeć. Ale o tym napiszę już innym razem.

Nasza Škoda Kodiaq na terenowym podjeździe na wzgórze obserwacyjne. Fajnie się jechało 🙂 Fot. Łukasz Szczepański/www.lukasz.foto-zdjecia.pl

Artykuł powstał we współpracy z marką Škoda, która na tę wyprawę użyczyła nam samochodu Škoda Kodiaq. Partner nie miał wpływu na tworzone przez nas treści i wyrażane opinie.

Nie ma więcej wpisów