captcha image

A password will be e-mailed to you.

Czy zwierzęta mogą odczuwać te same emocje co my? Czy potrafimy te emocje prawidłowo rozpoznać, nie myląc na przykład strachu z rozbawieniem? To będzie opowieść o tym, jak obsesja jednego naukowca na wiele lat zahamowała nasze rozumienie przeżyć wewnętrznych u innych gatunków.

Trzy lata temu profesor Jan van Hoof odwiedził swoją starą przyjaciółkę, która leżała na łożu śmierci. Była już w bardzo sędziwym wieku, od dłuższego czasu odmawiała jedzenia i picia; nie chciała wstawać ze swojego posłania, nie reagowała na bodźce, ani na zachęty ze strony ludzi, którzy się nią opiekowali. Jednak, kiedy zobaczyła nad sobą twarz profesora, którego znała od ponad 40 lat, nagle się ożywiła. Na jej twarzy odmalowało się poruszenie, podniosła się do starego przyjaciela i przywitała z nim, gładząc go po włosach i obejmując go za szyję. Po chwili spędzonej na wzajemnych czułościach, przyjaciółka Jana van Hoofa ponownie ułożyła się na swoim posłaniu, a po kilku dniach zmarła.

Lata wspólnej znajomości sprawiły, że zareagowała na profesora zupełnie inaczej, niż na wszystkich innych ludzi, którzy ją otaczali. Mimo, że ona i Jan van Hoof nie byli rodziną. Mimo, że nie należeli do tego samego gatunku. Szczerze mówiąc, ich ostatni wspólny przodek chodził po Ziemi jakieś pięć milionów lat temu. Przyjaciółka profesora była bowiem szympansem.

Słynna Mama

Mniej więcej trzy lata temu nagranie uwieczniające opisaną przeze mnie sytuację obiegło internet w mgnieniu oka. Szympansica, która tak czule przywitała starego przyjaciela, miała na imię Mama i zyskała dzięki swojej reakcji swego rodzaju sławę. Jeśli jakimś cudem jeszcze nie widzieliście tego nagrania, obejrzyjcie je zanim przejdziecie do dalszego czytania.

Rozumiemy, co czuła Mama

Film, na którym pokazano spotkanie Mamy oraz Jana van Hoofa, wywołał w widzach falę emocji, natomiast u etologów, w tym przede wszystkim u prymatologów, doprowadził do zupełnie innej reakcji. Badacze tacy jak Frans de Waal czy sam uczestnik wydarzenia – van Hoof najżywiej zareagowali nie na to, że nagranie poruszyło ludzi, ale na to, że tak wielu widzów zdziwiło się, widząc, iż szympans może zachować się w ten sposób. W sposób, który naprawdę nie pozostawia miejsca na nieprawidłowe interpretacje.

Bez aparatury pomiarowej, bez mierzenie ciśnienia krwi Mamy, bez śledzenia aktywności jej mózgu; na podstawie samej tylko reakcji szympansicy my, ludzie, rozumiemy, że samica ta odczuwała emocje. Radość, wzruszenie, ekscytację, a być może mieszaninę wszystkich wymienionych i jeszcze setki innych przeżyć. W sposób niemal automatyczny odczytaliśmy stan emocjonalny Mamy, a mimo to, tak wielu z nas (zarówno naukowców jak i widzów-amatorów) zareagowało sceptycznie. Jeśli nie na samo nagranie, to na jego interpretację.

Po tym, jak zdobyło ono popularność, wiele osób (ponownie – zarówno badaczy, jak i osób niezwiązanych z nauką) zaprotestowało, wskazując, że nie wolno nam nadinterpretować tego, co zobaczyliśmy na filmie. Że nie wolno nam popełnić pierwszego grzechu przeciw etologii, czyli grzechu antropomorfizmu. Że wolno nam nazwać mimikę Mamy, wolno nam opisać jej mowę ciała, ale nie możemy zgadywać, co ona czuła, bo przecież nie wiemy „co siedzi w jej głowie”.

Co siedzi w ich głowach?

Zarówno reakcje widzów, jak i nieufność przedstawicieli nauki wobec nazywania świata wewnętrznego zwierząt skłoniły jednego z prymatologów do reakcji. Prymatologiem tym był, wspomniany już, Frans de Waal, a reakcją – seria publikacji, które dotyczyły emocji zwierząt i zostały opublikowane mniej więcej miesiąc temu. De Waal pisze w nich między innymi, że nie ma takiej ludzkiej emocji, której nie dałoby się znaleźć w świecie zwierząt.

I wtedy to już naprawdę zawrzało. Z jednej strony pojawiły się okrzyki: „a miłość, a odraza, a poczucie winy, a empatia?!”, z drugiej zaś – zawołania odwołujące się do koncepcji tak zwanego czarnego pudełka, która wskazuje, że nie wolno nam nazywać i interpretować świata wewnętrznego zwierząt.

O ile więc reakcje odbiorców filmu o Mamie sprawiły, że de Waal zapragnął zająć stanowisko, o tyle odbiór jego tekstów skłonił mnie do napisania tego artykułu. Nie dam w nim rady poruszyć po kolei zagadnień związanych ze wszystkimi emocjami (występującymi zarówno u ludzi, jak i u zwierząt), ale postaram się pokrótce odpowiedzieć na pytanie, czy u zwierząt można znaleźć wszystkie emocje znane ludziom oraz – dlaczego interpretowanie świata emocjonalnego zwierząt nadal jest tak kontrowersyjne. Na początek zajmijmy się tą drugą kwestią.

Przesada w jedną albo w drugą stronę

Tematyka związana z emocjami zwierząt to typowy medal o dwóch stronach. Z jednej strony, my, ludzie mamy tendencję do nadmiernego antropomorfizowania zwierzęcych przeżyć i do niepoprawnej ich interpretacji, ale z drugiej strony – wciąż jeszcze niesiemy na plecach balast nałożony na nas przez Skinnera – psychologa, który w drugiej połowie XX wieku rozwinął bardzo mocno badania nad behawiorem człowieka i zwierząt.

Krótkie wyjaśnienie: wprawdzie już Darwin pisał o emocjach zwierząt i wykazywał, jak zaawansowane mogą być analogie pomiędzy nimi a emocjami ludzkimi, ale jego doniesienia były najpierw marginalizowane, a potem bagatelizowane lub uznawane za śmieszne czy nienaukowe. Wszystko dlatego, że mniej więcej w latach 40. XX wieku nauka o zachowaniu wkroczyła na ścieżkę, którą określiłabym jako „epoka Skinnera”.

Skinner był jednym z najważniejszych przedstawicieli behawioryzmu. Wniósł on naprawdę wiele do psychologii ludzi i zwierząt, ale też do pewnego stopnia sparaliżował jej dalszy postęp. Skinner kochał nauki ścisłe, był zafascynowany fizyką i bardzo zależało mu na tym, żeby psychologia stała się „poważną nauką”, a zatem taką, w której wszystko można zmierzyć. Ponieważ jednak, jego zainteresowania badawcze skupiały się głównie na uzyskaniu kontroli eksperymentalnej nad zwierzętami, a nie na obserwacji oraz interpretacji ich zachowań, Skinner paradoksalnie stopował rozwój kognitywistyki ewolucyjnej, która miała szansę się rozwinąć dopiero wtedy, gdy przeminął nurt behawioryzmu skupiony wyłącznie na zależności bodziec-reakcja.

Wróćmy jednak do antropomorfizowania emocji zwierząt oraz do dwóch stron medalu.

Jedna strona medalu – przesadna skłonność do antropomorfizowania

Lemur wcale nie jest szczęśliwy, a delfin wcale się nie uśmiecha

Chyba wszyscy kojarzymy filmy ze „słodkimi lemurami”, które niby to ukazują rozkosz odczuwaną przez zwierzę podczas głaskania, a w rzeczywistości przedstawiają przejaw paniki, bezradności i całkowitego przerażenia.

Tego typu filmy powinny nauczyć nas nie tylko, że dzikie zwierzę nie nadaje się na domowego pupila, ale też – że musimy być bardzo ostrożni w wyciąganiu wniosków na temat tego, jak wygląda wewnętrzny świat emocjonalny zwierzęcia, u którego obserwujemy określony rodzaj behawioru. Unoszący ramiona lemur sprawia na nas wrażenie zrelaksowanego, ale w rzeczywistości przeżywa katusze.

Delfin pływający w zamkniętym basenie wydaje się być „taki uśmiechnięty”, ale tak naprawdę rzekomy uśmiech, który u niego obserwujemy w żaden sposób nie odzwierciedla jego faktycznych emocji, ponieważ zwierzęta te nie porozumiewają się ze sobą za pomocą mimiki twarzy, jak czynią to ludzie.

Rzekomo uśmiechnięty delfin

Zbyt pochopne wnioski

Opisane powyżej przypadki to przykłady kompletnie nietrafionej interpretacji. Zwierzę, które podejrzewaliśmy o okazywanie prawdziwej emocji („uśmiechający się” delfin) tak naprawdę wcale ich nie przeżywało. Lub też: zwierzę, które uznaliśmy za szczęśliwe („zrelaksowany” lemur) w rzeczywistości było przerażone. Te błędy wynikają oczywiście nie ze złej woli, ale z nadmiernego zaufania do tego, co podpowiada nam intuicja, która może sprawdzać się u przedstawicieli naszego własnego gatunku, ale niekoniecznie działa poprawnie w odniesieniu do innych gatunków, jakie wyewoluowały w całkowicie odmiennych warunkach, a ich świat emocjonalny podlegał zupełnie innym wpływom.

Nadinterpretacja

Poza tym, że czasami bardzo mylimy się w ocenie zwierzęcych emocji, zdarza nam się również nadinterpretować to, co u nich obserwujemy. Na przykład – czy pies w nowej lśniącej obroży rzeczywiście jest z niej dumny i obnosi ją po domu po to, aby się nią pochwalić? Czy może jego zachowanie jest przez nas nadinterpretowane i on wcale nie odczuwa jako takiej dumyz przedmiotu, który otrzymał, lecz raczej – jest zadowolony z atencji, którą w tych okolicznościach obdarza go opiekun i cała rodzina?

„Uroczy” chomik

Czasami więc dostrzegamy u zwierząt emocje, których one wcale nie odczuwają (uśmiech delfina). W innych przypadkach nasz ludzki radar interpretacyjny popełnia inny rodzaj błędu. A mianowicie – pomija te przejawy behawioru, które u nas nie występują lub wyglądają zupełnie inaczej.

Przykład? Pewnie każdy z Was był kiedyś w galerii handlowej i zaszedł pod sklep zoologiczny, w którym sprzedawano chomiki. Nierzadko zdarza się ujrzeć, jak któreś z tych zwierząt biega dookoła klatki jak nakręcone lub wspina się na tylne łapki i przez wiele kwadransów, a nawet godzin „kopie tunel” w szklanym rogu terrarium. Ludzie wtedy zwykle śmieją się, ponieważ uważają, że to zabawne – taki mały uroczy chomik tak usilnie przebiera łapkami albo fika koziołki.

Tymczasem, zwierzę przejawia właśnie tak zwaną stereotypię, czyli ciągłe powtarzanie rytualnych ruchów, które często mają swój początek w prawidłowym behawiorze (chomik w naturze kopie nory), ale w obserwowanych warunkach absolutnie nie są prawidłowe i mogą prowadzić do poważnych problemów (uszkodzenie pazurów, łap, wycieńczenie itp.).

Ostrożność przede wszystkim

W związku z powyższym, musimy zawsze bardzo uważać, zanim wyciągniemy zbyt pochopne wnioski na temat wewnętrznego świata zwierząt. Z tego powodu ostrożność w unikaniu antropomorfizacji jest jak najbardziej uzasadniona. Ale przyjrzyjmy się też drugiej stronie medalu.

Druga strona medalu – obsesyjne unikanie antropomorfizowania

Śmieje się, czy wydaje sygnały wokalne? 

Czy antropomorfizacja zawsze jest zła? Czy nazywanie emocji zwierząt rzeczywiście musi być uznawane za nieprawidłowe, niepoważne, nienaukowe? Są tacy badacze, którzy tak właśnie uważają. Ale są też tacy, którzy się z nimi nie zgadzają.

Omówmy te różnice na przykładzie. Kiedy zaufany opiekun połaskocze szympansa, ten zareaguje dokładnie tak samo jak ludzkie dziecko. Będzie chichotał, wyrywał się, ale gdy tylko łaskotanie ustanie – upomni się o więcej. Przedstawiciele pierwszego nurtu etologii (skrajni przeciwnicy antropomorfizowania) powiedzą, że nie wolno nam mówić, iż szympans się „śmiał”, „cieszył”, „był rozbawiony” lub „radosny”. Wolno nam jedynie powiedzieć, że wydawał sygnały wokalne, że ekspresja jego twarzy zmieniła się w określony sposób, że wykonywał takie, a nie inne ruchy ciała. Druga grupa badaczy (zwolennicy uzasadnionego antropomorfizowania) nazwałaby sprawy po imieniu: opiekun łaskotał szympansa, więc ten się śmiał.

Poniżej opiekunka rozbawiła szympansa swoim zachowaniem:

Balast Skinnera

Badacze, którzy za wszelką cenę unikają antropomorfizowania, zawsze i wszędzie będą mu przeciwni. Nawet po obejrzeniu nagrania z Mamą i Janem van Hoofem pojawiły się głosy badaczy mówiących, że nie wolno nam w tym wypadku mówić o „wzruszeniu” czy „przyjaźni”. Wolno jedynie opisać zewnętrzne przejawy behawioru bez wyciągania jakichkolwiek wniosków dotyczących świata wewnętrznego Mamy oraz tego, co faktycznie ona przeżywała.

Złoty środek?           

Czy dwa opisane powyżej podejścia można jakoś pogodzić? Czy możemy interpretować emocje zwierząt, ale w sposób rozsądny i pełen pokory wobec różnic, jakie nas dzielą? Czy możemy zarazem uniknąć błędów typu „uśmiech delfina” i „rozkosz lemura”, jak i odpuścić sobie opisywanie behawioru zwierząt w taki sam sposób, w jaki opisalibyśmy pracę maszyny?

Według mnie, tak. Za mała jestem, by wchodzić w polemikę z wieloletnimi badaczami zwierzęcych zachowań, ale pozwolę sobie zaproponować system, który moim zdaniem może dobrze się sprawdzić u tych z nas, którzy zarazem chcą docenić głębię zwierzęcych przeżyć, jak i uniknąć błędu nadinterpretacji. To system, w którym należy się posługiwać dobrze znanymi w biologii terminami: homologia oraz analogia.

Narządy homologiczne i analogiczne

Wszyscy zapewne dobrze pamiętamy z lekcji biologii, że narządy oraz części ciała zwierząt należy rozpatrywać nie tylko w kontekście funkcjonalnym, ale też w kontekście ewolucyjnym – niektóre z nich można więc określić jako homologiczne, zaś inne jako analogiczne. Jeżeli za przykład posłuży nam skrzydło nietoperza, to wiemy, że dłoń człowieka będzie wobec niego narządem homologicznym, natomiast skrzydło ważki – analogicznym.

Homologiczne i analogiczne przejawy emocji

Proponuję, by na przejawy emocji u ludzi i zwierząt spojrzeć w podobny sposób. Czasami pomiędzy ludźmi a zwierzętami obserwujemy dużą analogię (uśmiech człowieka i „uśmiech” delfina), która jednak nie oznacza, że przedstawiciele obu tych gatunków przeżywają w tym momencie coś podobnego, ponieważ te przejawy zewnętrzne nie mają takich samych korzeni. Innym razem możemy się pokusić o odnajdowanie prawdziwej „homologii” – na przykład wtedy, gdy obserwujemy „radosną wokalizację” szympansa i śmiech człowieka. Są też przypadki, w których u przedstawicieli dwóch gatunków emocja jest taka sama i rozwinęła się z tych samych podstaw, ale objawia się w zupełnie inny sposób. Przykład? Radosny pies merda ogonem, a radosny człowiek śmieje się w głos.

„Homologiczna” radość

Takie ujęcie emocjonalnego świata zwierząt jest, według mnie, zarówno bezpieczne, jak i pozwala uniknąć postrzegania zwierząt jak maszyn. Pozwala nam również na głęboką refleksję. Bo przecież to, że słoń nie potrafi się uśmiechnąć jak my, nie oznacza, że nie potrafi on odczuwać radości czy szczęścia. Jego radość jest bowiem „homologiczna” do naszej. Ma te same korzenie, choć wygląda zupełnie inaczej. Jeśli podamy słoniowi jabłko, nie oczekujemy, że wyciągnie po nie przednią kończynę, jak uczynilibyśmy to my. Wiemy, że słoń wyciągnie do przodu trąbę i właśnie trąbą uchwyci smakołyk.

Fot. Michael Jastremski

Tak samo jest z emocjami. To, że my przejawiamy je w odmienny sposób, nie oznacza, że inne zwierzęta ich nie posiadają. Z tego też powodu zakładanie, że zwierzęta nie posiadają tak bogatego świata emocjonalnego jak my, tylko dlatego, że nie potrafimy go dobrze odczytać, jest co najmniej obarczone ryzykiem dużego błędu. To tak, jakby psy twierdziły, że człowiek nie potrafi się cieszyć, bo nie widać, żeby machał ogonem.

Najbezpieczniejsza odpowiedź

A zatem, czy to prawda, że – jak twierdzą badacze tacy, jak Frans de Waal czy Carl Safina – nie ma takiej ludzkiej emocji, której nie dałoby się znaleźć w świecie zwierząt? Zdaje się, że najbezpieczniejsza możliwa odpowiedź brzmi: nie mamy podstaw, by podejrzewać, że u zwierząt nie występują te same rodzaje emocji, co u nas. Nie mamy podstaw, by twierdzić, że zwierzęta nie czują miłości, odrazy, nienawiści, a nawet – ulubionej przez nas empatii. Owszem, nie wiemy, czy te emocje przybierają takie same formy, postaci i intensywności jak u nas, ale z drugiej strony – czy możemy z pełnym przekonaniem wypowiadać się na temat świata emocjonalnego drugiego człowieka? Jaką mamy pewność, że drugi przedstawiciel naszego własnego gatunku czuje dokładnie to samo, co my w danej sytuacji? Żadną. Możemy polegać jedynie na zewnętrznych przejawach tych emocji (werbalnych lub niewerbalnych).

Inny nie znaczy gorszy

Oczywiście, należy się spodziewać, że świat emocjonalny zwierząt wygląda bardzo różnie w zależności od gatunku czy stopnia złożoności budowy układu nerwowego. Wszystko jednak wskazuje na to, że jak w przypadku każdej innej zmiennej – różnice pomiędzy człowiekiem a innymi przedstawicielami świata ożywionego mają charakter ilościowy, a nie jakościowy.

Co więcej, różnice te wcale nie muszą układać się na wyimaginowanej liniowej osi – takiej, na jakiej kiedyś stawialiśmy siebie, a daleko w tyle – przedstawicieli innych gatunków. W przypadku historii ewolucjonizmu nastał moment, w którym uświadomiliśmy sobie, że „drzewo życia” jest raczej poplątanym krzewem o wielu odnogach, a nie prostą strzałą wiodącą od jednokomórkowców do człowieka. Być może to jest moment, w którym powinniśmy podobnych porządków dokonać na gruncie etologii i kognitywistyki. Może zamiast odpowiadać na pytanie: „czym ludzkie emocje różnią się od zwierzęcych?”, powinniśmy zacząć pytać: „czym różni się świat emocjonalny słonia od delfina, szympansa od goryla, psa od kota?”. Albo po prostu – odpuścić sobie te porównania.

Jak nie popełnić błędu?

Wydaje się, że najbezpieczniejszym sposobem podejścia do tematu emocji zwierząt jest posługiwanie się swego rodzaju algorytmem. Po pierwsze, każde zwierzę powinno być analizowane w oparciu o wiedzę na temat jego korzeni ewolucyjnych, środowiska, w jakim żyje, grup społecznych, jakie tworzy, a także w odniesieniu do kontekstu sytuacyjnego, w którym przejaw emocji został zaobserwowany. Im bliżej dwa gatunki są ze sobą spokrewnione, a także w im bardziej zbliżonych warunkach funkcjonowały, tym mniejsza szansa na to, że oceniając emocje w sposób intuicyjny, popełnimy błąd. To właśnie dlatego rozumienie emocji szympansów przychodzi nam z dość dużą łatwością i nie musimy się uciekać do terminów typu „wokalizacja”, a zamiast nich możemy stwierdzić, że szympans po prostu „się śmieje”.

Po drugie – nasza interpretacja powinna być oparta na doświadczeniu i głębokiej wiedzy dotyczącej tego konkretnego gatunku, a nawet tego konkretnego osobnika. Inaczej należy ocenić słowa zwiedzającego w ZOO, który widzi orangutana po raz pierwszy w życiu i twierdzi, że zwierzę „nienawidzi” swojego towarzysza, bo pokazało mu tylną część ciała, a inaczej – słowa badacza, który spędził z danym gatunkiem, a może i z danym stadem połowę swojego życia.

Po trzecie – im więcej wiemy, tym lepiej rozumiemy zwierzęta. Niestety, w etologii niekiedy jesteśmy zmuszeni opierać się na dowodach anegdotycznych lub na jednostkowych obserwacjach, ponieważ pewne zachowania i reakcje są bardzo trudne do zaobserwowania – zwłaszcza w niekontrolowanych warunkach, jakie panują w naturalnym środowisku zwierząt. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy je całkowicie odrzucić. Wskazana jest natomiast ostrożność.

Po czwarte – przestańmy choć na moment stawiać siebie w centrum zainteresowania. Owszem, jesteśmy dla samych siebie naturalnym punktem odniesienia, ale pogódźmy się z tym, że nie wszystko kręci się wokół Homo sapiens i czasami lepiej jest zapytać: „czy mój pies jest szczęśliwy?”, niż upierać się przy starym, dobrym: „czy mój pies mnie kocha, czy zależy mu tylko na jedzeniu?”.

Po piąte i ostatnie – jeśli naprawdę chcemy poznać odpowiedzi na pytania dotyczące świata emocjonalnego zwierząt, pozostańmy otwarci na informacje, które do nas docierają. Nie zakładajmy z góry, że coś nie jest prawdą tylko dlatego, że nie pasuje do założenia, jakie poczyniliśmy na samym początku.

Aby to wyjaśnić, na zakończenie posłużę się przykładem. Frans de Waal przytacza historię pewnego wykładu prowadzonego przez uznanego psychologa dziecięcego, który nie zostaje wymieniony z nazwiska. Badacz ten był przekonany o całkowitej wyższości ludzkiej emocjonalności nad emocjonalnością zwierzęcą i za nic w świecie nie chciał się dać przekonać, że na polu porównań mogą istnieć przynajmniej pewne podobieństwa. Jako przykład podał empatię, która jest rozwinięta u ludzi, a u zwierząt – jak twierdził, nie. Trop ten okazał się być jednak fałszywy, ponieważ kilka dobrze ocenianych badań dowiodło, że zwierzęta jak najbardziej potrafią być empatyczne. Wtedy badacz, nadal przekonany o słuszności swoich poglądów, miał wykrzyknąć: „małpa nigdy nie wskoczy do jeziora, żeby ocalić inną małpę!”. Tym samym, strzelił sobie w kolano, ponieważ istnieją liczne udokumentowane przypadki naczelnych, które ruszały na ratunek tonącym bliskim, a następnie ginęły, gdyż małpy człekokształtne generalnie nie potrafią pływać.

Ostrożność i zrozumienie okoliczności

Świat zwierzęcych emocji to spora niewiadoma. Nie wszystko możemy tu zmierzyć i obiektywnie ocenić. Ale zdaje się, że podobnie jest z naszymi własnymi uczuciami. I wygląda na to, iż recepta na zrozumienie drugiej istoty pozostaje taka sama, niezależnie od jej umiejscowienia na drzewie filogenetycznym: najpierw zrozumieć okoliczności, w jakich się rozwijała i w jakich żyje, a dopiero potem podejmować ewentualne próby interpretacji jej behawioru.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o emocjach zwierząt, polecamy Wam książki: „Bystre zwierzę” Fransa de Waala oraz „Misterium życia zwierząt” Karstena Brensinga, której recenzję znajdziecie na naszym blogu.

Nie ma więcej wpisów