captcha image

A password will be e-mailed to you.

Meteorolodzy obliczyli, ile razy częściej w porównaniu z 1980 r. pojawiają się teraz powodzie, burze, fale upałów, susze i związane z nimi pożary – i te liczby są porażające. To skutek globalnego ocieplenia, które już teraz odczuwamy na własnej skórze.

Pamiętacie może, jak pod koniec lutego 2018 pisałam o potężnym rozchwianiu klimatu Arktyki wskutek globalnego ocieplenia, co m.in. umożliwiło przepchnięcie mroźnego powietrza znad bieguna nad Polskę, podczas gdy w Arktyce zapanowały dodatnie temperatury? Kilka słów poświęciłam w tym tekście realnym skutkom tych zmian, jakich my tutaj, w Polsce, już doświadczamy lub niebawem doświadczymy – i właśnie ten fragment wywołał najwięcej emocji w komentarzach. Pisałam o wzroście liczby ekstremalnych zdarzeń pogodowych, takich jak burze, powodzie, trąby powietrzne, susze czy fale saharyjskich upałów.

A teraz wiadomo już dokładnie, jak bardzo wzrosła liczba ekstremalnych zjawisk pogodowych na świecie. Mam przed sobą dokument przygotowany przez 27 europejskich akademii nauk, w tym Polską Akademię Nauk, z którego jasno wynika, że nasz klimat się zmienił i to tylko w ciągu mojego życia – i ja to naprawdę widzę! Dokument ten potwierdza związek między szybkim tempem ocieplenia się Arktyki a falą mrozów, jaka dotknęła w lutym 2018 Europę i USA z powodu rozchwiania przepływu prądu strumieniowego w atmosferze – dokładnie tak, jak pisałam.

U nas jeszcze wiosna nie ruszyła na dobre, ale niech tylko rozkwitnie w pełni i przyjdzie lato – i zaraz zaczną się, jak ostatnio co roku, szalone burze, lokalne podtopienia albo dla odmiany fale upałów i susze. Ataku rekordowego gorąca niedawno doświadczyła Australia – w styczniu na przedmieściu Sydney odnotowano 47,3 st. C. Dawniej też zdarzały się ekstrema – ale zdecydowanie nie tak często jak teraz.

Temperatury w Europie 20-27 lipca 2010 w odniesieniu do średniej temperatury z tego okresu. Źródło: NASA Terra satellite

Burza goni burzę

Wiecie, należę do tych osób, które pamiętają lata 80., a nawet ich pierwszą połowę (oj, prawie zdradziłam swoją metrykę ?). We wspomnieniach, zwłaszcza tak dawnych, wszystko się zaciera, ale od kilku lat mam coraz silniejsze wrażenie, że dawniej burze nie zdarzały się latem tak często jak teraz. No, na serio nie było tak, żeby codziennie albo co drugi dzień przetaczała się za oknem nawałnica. Można było siedzieć trzy tygodnie nad Wigrami pod namiotem i nic. A teraz takie burzowe serie, ciągnące się niekiedy przez 2-3 tygodnie, są latem w zasadzie na porządku dziennym. Mój pies panicznie boi się burz, więc każdą z burz odnotowuję z uwagą, zwłaszcza że na przełomie lipca i sierpnia jeździmy wspólnie pod namiot na Mazury.

Zdaję sobie sprawę, że to takie starcze gadanie, dlatego nie ujawniałam szeroko moich hipotez, zwłaszcza że nie były poparte rzetelnymi obserwacjami i danymi meteorologicznymi. A tu, proszę bardzo, przyszło potwierdzenie – i to ze strony szacownego ciała, jakim jest European Academies’ Science Advisory Council (EASAC), czyli organizacja zrzeszająca wszystkie akademie nauk z państw Unii Europejskiej oraz ze Szwajcarii i Norwegii.

To ile tych burz i susz?

Dane meteorologiczne pokazują, że na świecie od 1980 roku liczba powodzi i innych zdarzeń hydrologicznych wzrosła CZTEROKROTNIE. Dodajmy, że najsilniejszy wzrost liczby tych ekstremalnych zjawisk nastąpił w ostatnich latach – od 2004 roku uległa ona podwojeniu!

W porównaniu z 1980 rokiem Ziemia doświadcza teraz PONADWUKROTNIE WIĘCEJ fal upałów, susz i związanych z nimi pożarów lasów. Liczba burz jest DWUKROTNIE WIĘKSZA niż 38 lat temu. To naprawdę robi wrażenie!

Wzrosły też straty, jakie ludzkość ponosi wskutek tych zjawisk. Dokładnie policzyli to Amerykanie (Europejczycy nie zdołali zsumować swoich wydatków) i wyszło im, że straty poniesione w wyniku burz podwoiły się – z niespełna 10 mld dol. w 1980 roku do niemal 20 mld dol. w 2015 roku.  W Europie pocieszające jest to, że mimo wzrostu liczby powodzi straty, jakie wywołują, pozostają na stałym poziomie dzięki lepszym zabezpieczeniom przeciwpowodziowym (ciekawe, czy dotyczy to również Polski?).

Największe powodzie w Europie w latach 1985-2009 zestawione pod względem niszczycielskiej siły (severity) oraz wielkości (magnitude). Źródło: Z. Kundzewicz “Large floods in Europe 1985-2009”

A co z Golfsztromem?

Sporo miejsca w dokumencie EASAC zajmuje kwestia osłabienia czy nawet groźby ustania Golfsztromu, czyli Prądu Zatokowego, który przenosi ciepło z tropikalnych rejonów Atlantyku ku wybrzeżom Europy Zachodniej i dalej w stronę Arktyki. Golfsztrom wpływa na klimat północno-zachodniej Europy, podnosząc w niej temperatury. Prowadzony przez naukowców monitoring tego prądu oceanicznego sugeruje jego osłabienie w ostatnim czasie. Badania z 2015 roku sugerowały, że prąd osłabł o 15-20 proc. w ciągu ostatnich 200 lat.

Zaraz, czy skądś tego nie znamy? Taki scenariusz pojawił się w filmie katastroficznym „Pojutrze” Rolanda Emmericha z 2004 roku, który to film opiera się na całkiem niezłych wyjściowych danych naukowych, ale popełnia grzech totalnej przesady i choć go lubię, nie mogę go traktować poważnie. No, ale w „Pojutrze” wskutek ustania Golfsztromu w Europie i Ameryce zapanowują arktyczne mrozy (oczywiście tak przesadzone, jak tylko się da).

Tym niemniej we wspomnianym już dokumencie opublikowanym przez europejskie akademie nauk pojawia się wątek dyskusji o tym, czy Prąd Zatokowy może ustać wskutek zwiększonego przepływu słodkiej wody, co z kolei jest efektem m.in. szybkiego topnienia pokrywy lodowej Grenlandii.

I powiem Wam, że naukowcy z EASAC nie mają dla nas żadnych konkretnych wieści – ostrożnie piszą o dużym „znaczeniu danych pochodzących z monitorowania oceanograficznego, które pozwolą stworzyć wiarygodną prognozę wpływu globalnego ocieplenia na AMOC”. AMOC to atlantycka południkowa cyrkulacja termohalinowa, czyli cyrkulacja wód Atlantyku zależna od zasolenia i temperatury, której element stanowi Golfsztrom. Gdyby prąd rzeczywiście ustał, Europa zaliczyłaby przykre dla nas wszystkich ochłodzenie klimatu. Szczęście w nieszczęściu globalnego ocieplenia? No nie wiem, bo rozchwianie klimatu nie pozwala stwierdzić, co tak naprawdę mogłoby nas czekać.

Po tych wszystkich wynurzeniach mam jeden główny wniosek: żyjemy już w klimacie innym niż klimat, jaki panował w Polsce mojego dzieciństwa. Klimacie, który jest coraz bardziej gwałtowny i nieprzewidywalny. I trudno nawet powiedzieć, czy za kilkadziesiąt lat będzie nieznośnie gorący czy po kanadyjsku zimny. Stoimy przed samymi znakami zapytania.

Polecamy też:

Właśnie teraz w Arktyce załamuje się klimat. I co z tego wynika?

 

Nie ma więcej wpisów