Tekst jest elementem płatnej współpracy z wydawnictwem Insignis
To jest taki tekst, który powinien się zaczynać od „Waltera Isaacsona nikomu nie trzeba przedstawiać”. No ale bez przesady – Isaacson to nie Shakespeare, znać warto, ale nie trzeba. A warto, bo pisze niezwykle solidne biografie. Rozbudowane, z bardzo szerokim kontekstem. Biografie, które nie są po prostu opisem życia bohatera, tylko świetną historią, która wokół niego się obraca.
Pisaliśmy u nas o biografii Leonarda da Vinci, która nieustająco polecamy, więc z tym większą radością sięgnąłem po najbardziej chyba naukową z książek Isaacsona – biografię noblistki Jennifer Doudny zatytułowaną „Kod życia”. Sięgnąłem i nie zawiodłem się.
Bo Isaacson świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że Doudny to nie da Vinci, Steve Jobs ani Albert Einstein. Wibitna naukowczyni żyje w czasach, w których samotni odkrywcy już w nauce praktycznie nie istnieją. Owszem, można być nadal naukowym celebrytą, ale wielkich naukowych osiągnięć samemu nie da się uzyskać.
Dlatego „Kod życia” to tak naprawdę cała kolekcja małych biografii osób, które doprowadziły do jednego z najważniejszych odkryć w historii nauk przyrodniczych. Chodzi o CRISPR/Cas (tu pisaliśmy o tej metodzie: „Nobel z chemii 2020…”, „Pierwsze udane użycie nożyczek do DNA…”), czyli wykorzystującej mechanizmy molekularne metodzie zmieniania genomu komórek. Narzędzie o fundamentalnym znaczeniu, które sprawiło, że rzeczy kiedyś w genetyce bardzo trudne stały się proste. Niektórzy twierdzą, że wręcz zbyt proste.
Choć to nadal porządna, chronologicznie ułożona biografia, to czytając miałem wrażenie odkrywania jakiejś historii w typie kryminału. Mamy tu ślepe uliczki śledztwa mającego odkryć, dlaczego w genomie bakterii są takie dziwaczne, powtarzające się, palindromiczne sekwencje. Są dociekliwi śledczy, których nikt nie docenia, przemądrzałe dziady, które traktują protekcjonalnie połowę ludzkości oraz bezwzględni biznesmeni.
W trakcie lektury wiele razy łapałem się na tym, że można by z tej opowieści stworzyć naprawdę dobry serial. Taki w nowoczesnym typie, z wyrazistymi postaciami i szerokim tłem społecznym. Tylko obawiałbym się, że scenarzyści mogliby nie docenić napięcia związanego z oceną metody CRISPR przez DARPA albo emocji towarzyszących tarciom między biohakerami a biokonserwatystami i próbować dodawać jakieś klasyczne rozwiązania dodające dramatyzmu.
A to zupełnie niepotrzebne – przynajmniej w książce. Tu widzimy, jak skomplikowany jest świat współczesnej nauki, jak trudno działać na styku biznesu i uczelni, jak często zdarza się, że sensowne i ważne działania pozostają niezauważone, a do publiczności trafiają te, które trafiać nie powinny.
Książka „Kod życia” powstała w czasie pandemii COVID-19 i to wydarzenie spina ją wyraźną klamrą. Nic zresztą dziwnego, bo główna bohaterka, Jennifer Doudna, od razu zaangażowała się w badania nad nowym wirusem. Wiele jest w „Kodzie życia” nawiązań do pandemii i innych wydarzeń, których ostatnio byliśmy świadkami – to książka na wskroś współczesna i aktualna. W końcu odkrycie CRISPR jako metody biotechnologicznej to raptem 2012 rok, a kolejne jej zastosowania w leczeniu konkretnych chorób pojawiają się właśnie teraz.
Wielką wartością książki Isaacsona jest jej warstwa popularnonaukowa. CRISPR nie jest bardzo trudny do zrozumienia, ale trzeba nieco podstaw genetyki i sporo skupienia, by pojąć jak działa. „Kod życia” dba o to, żebyśmy stopniowo zdobyli podstawy. A gdy już je mamy, pokazuje dochodzenie do odkrycia funkcji CRISPR tak, że poznajemy je wraz z badającymi je naukowcami. Nie czujemy się znużeni czy „edukowani” – po prostu krok po kroku zaczynamy rozumieć, jak ten mechanizm działa i dlaczego jest tak ważny.
Jest też kwestia, którą trudno pominąć przy opowiadaniu o takich badaniach – granice etyczne, bezpieczeństwo, ograniczenia. Z jednej strony instynktowny strach przed ingerencją w ludzki genom, z drugiej bardziej rozbudowana kwestia potencjalnych nierówności społecznych, jakie może wywołać odpłatne poprawianie ludzi. Dobrze, że Isaacson o tym mówi. Jeszcze lepiej, że robi to w wyważony i mądry sposób.
Zarezerwujcie sobie nieco czasu na „Kod życia” – jak to u Waltera Isaacsona czeka Was jakieś 700 stron lektury. Można to czytać czysto biograficznie. Można też (co mnie szczególnie pociągnęło) potraktować jako potężną porcję wiedzy popularnonaukowej podanej w postaci obyczajowo-kryminalnej opowieści. W każdym razie, jeśli szukacie lektury na lato, to właśnie ją znaleźliście.
You must be logged in to post a comment.