Nawet nie wiecie, ile mitów narosło wokół szpinaku! I że fałszywe są również te informacje, które obalają wcześniejsze fałszywe informacje. Czas na wielkie porządki w naukowych opowieściach o szpinaku. Dziennikarskie śledztwo w tej sprawie przeprowadziła dla nas nieoceniona Marta Alicja Trzeciak.
Informacja nigdy nie podróżowała tak szybko, jak obecnie. To dobrze. I źle. Prawdziwą zmorą naszych czasów jest udostępnianie danych, które – w najlepszym razie – są nie do końca sprawdzone. Mało komu chce się szukać źródła i oceniać jego rzetelność. Nie czujemy się odpowiedzialni za to, co podajemy dalej. Wystarczy na początku zdania powiedzieć „podobno” i już można puścić wodze fantazji. Niestety, „dobra historia” i „prawdziwa historia” nie zawsze mają wspólny mianownik.
Mity i nauka
Wydawałoby się, że nauka jest gruntem, o który możemy być najbardziej spokojni. Że – co jak co, ale jeśli jakieś słowa padają z ust naukowca, to musi być prawda. Niestety, to nie do końca tak działa. Naukowcy też są ludźmi i popełniają błędy. Co więcej, jeśli błędna informacja zostaje podana przez przedstawiciela nauki, może stać się mitem, który przeżyje nawet samego badacza.
Prawda czy fałsz?
Zacznijmy od krótkiej zgadywanki:
- Szpinak jest świetnym źródłem żelaza. Prawda czy fałsz?
- Szpinak wcale nie jest bogaty w żelazo, a błędne postrzeganie go jako „bomby żelazowej” wynikało z tego, że ktoś kiedyś źle postawił przecinek w wynikach. Prawda czy fałsz?
- W promowaniu szpinakowego mitu ogromną rolę odegrał Popeye, który twierdził, że warzywo to zawiera dużo żelaza. Prawda czy fałsz?
Niespodzianka: żadne z powyższych zdań nie jest prawdziwe [1].
Śledztwo publikacyjne
Historia, którą dzisiaj Wam opowiem wymagała ode mnie przeprowadzenia prawdziwego „śledztwa publikacyjnego”. I o ile zazwyczaj wiąże się ono z przeglądem najnowszych doniesień naukowych, o tyle dziś wymagało zajrzenia do publikacji z XIX wieku. Czułam się mniej więcej tak:
Szpinak i żelazo
Zapewne większość z Was przynajmniej raz w życiu słyszała, że szpinak jest świetnym źródłem żelaza. Niestety, to nieprawda. Owszem, szpinak – podobnie jak wiele innych zielonych warzyw – zawiera spore ilości tego pierwiastka (około 2,71 mg na 100 g [2]), jednak duża jego część jest całkowicie niedostępna dla naszego organizmu i nie ulega przyswojeniu, a to dlatego, że w liściach szpinaku znajdują się związki (przede wszystkim szczawiany), które wiążą się z żelazem i tym samym hamują jego absorpcję.
Fake!
W takim razie, skąd wzięło się przeświadczenie o tym, że szpinak jest świetny dla anemików i wszystkich, którzy chcą przyswoić dużo żelaza? Wyjaśnienie tej zagadki miało się pojawić w 1981 roku, kiedy to profesor Terence John Hamblin opublikował w uznanym czasopiśmie naukowym British Medical Journal prześmiewczy tekst pod tytułem „Fake!” [3]. Hamblin pisze w nim, że żelazowy mit wynika z tego, iż wiele dekad wcześniej badacze, którzy chcieli określić zawartość żelaza w tym warzywie pomylili się i… postawili przecinek w złym miejscu [3].
Popeye i żelazowy mit
Zdaniem Hamblina, sam pechowy przecinek nie wystarczył, by pomyłka urosła do rangi ogromnego mitu. Prawdziwą winą za powstanie „szpinakowej legendy” badacz obarczył… Popeye’a – popularnego bohatera komiksów, stworzonego w latach 30. XX wieku przez Elziego Crislera Segara. Popeye był walecznym marynarzem, który po spożyciu puszki szpinaku zyskiwał nadludzką siłę i mógł skutecznie walczyć z wrogami. A to wszystko dzięki temu, że razem ze szpinakiem Popeye miał rzekomo przyswajać ogromne ilości żelaza. Tak przynajmniej wydawało się Hamblinowi. Pozwolił on sobie nawet na satyryczny rysunek oraz kąśliwą uwagę wobec Popeye’a na łamach artykułu w BMJ: „Popeye zrobiłby lepiej, jedząc puszki [a nie szpinak]” [3].
Nieudana demaskacja
Niestety, okazuje się, że „obnażenie prawdy”, jakiego dokonał Hamblin w swoim tekście, przypomina raczej „demaskację”, której domagał się od Behemota i Fagota Arkadiusz Apołłonowicz Siemplejarow podczas słynnego przedstawienia w Varietes („Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa). Innymi słowy – zdemaskował raczej swoje potknięcia niż cudze [4]. Przyjrzyjmy się sprawie dokładniej.
Nie żelazo, lecz witamina A
Po pierwsze, twórca postaci walecznego marynarza nigdy nie twierdził, że Popeye spożywa to liściaste warzywo ze względu na zawartość żelaza. Owszem, komiksowy bohater miał zachęcać dzieci do jedzenia warzyw, takich jak szpinak, ale z jego ust nigdy nie padło ani jedno słowo na temat żelaza. Przeciwnie. W jedynym odcinku, w którym Popeye wyjaśnia, dlaczego w zasadzie tak obsesyjnie zajada się szpinakiem, za powód podaje wysoką zawartość… witaminy A w jego liściach [4].
Niewinny Popeye
Popeye twierdził więc, że „szpinak jest pełen witaminy A, która czyni ludzi silnymi i zdrowymi”. Szczerze mówiąc, nie minął się bardzo z prawdą. Rzeczywiście, szpinak jest bardzo dobrym źródłem beta-karotenu [2], który w ustroju przekształca się w witaminę A [5]. W takim razie, dlaczego profesor Hamblin obarczył poczciwego marynarza winą za propagowanie żelazowego mitu? Cóż, wygląda na to, że sam padł ofiarą tego, o co oskarżał Popeya, czyli podawania dalej niesprawdzonych informacji…
Sieć oskarżeń
Niestety, w akapicie, w którym Hamblin przytacza informacje na temat szpinakowego mitu, nie pojawia się ani jeden przypis [3]. Tym samym, trudno ustalić, skąd mogło się wziąć jego błędne przekonanie o zgubnej roli Popeye’a w promowaniu nieprawdy. Jednakże, zdaniem kryminologa, doktora Mike’a Suttona, który również starał się wyjaśnić pochodzenie tego mitu, profesor Hamblin posiłkował się wcześniejszą publikacją uznanego eksperta nauk o żywności i żywieniu – profesora Arnolda Bendera [4]. Bender miał być pierwszym naukowcem, który publicznie zasugerował, że Popeye twierdzi, iż szpinak jest świetnym źródłem żelaza. Uczynić to miał w roku 1972, na łamach swojego wykładu inauguracyjnego, będącego wstępem do publikacji ważnego podręcznika dotyczącego żywienia: The Wider Knowledge of Nutrition [4, 6].
Czyli na obecnym etapie wyjaśnienie szpinakowej legendy wygląda następująco:
No to grzebiemy dalej.
Błąd przecinka?
Dotarłam do publikacji z 1972 roku, w której profesor Bender miał uznać Popeye’a za winnego zarzucanych mu czynów. I rzeczywiście, imię nieszczęsnego, fikcyjnego marynarza zostaje w niej wymienione [6]. Ale to nie koniec. Bo przecież szpinakowa legenda ma drugi wątek. Wątek przecinkowy. Arnold Bender pisze, że mit związany z rzekomą wysoką zawartością żelaza w szpinaku wynika z tego, że dawno temu (dokładniej – w roku 1871) niemiecki chemik – doktor Emil Theodor von Wolff – opublikował rezultaty analizy, z której błędnie wynikało, że szpinak zawiera wyjątkowo dużo żelaza. Profesor Bender wskazuje, iż błąd ten był następstwem tego, że któryś z pracowników źle wstawił przecinek, przez co opublikowano rezultat dziesięciokrotnie większy niż w rzeczywistości [4, 6]. Czyli na obecnym etapie nasz wykres głuchego telefonu wygląda następująco:
Dalsze oskarżenia Bendera
W swojej mowie „obnażającej” szpinakowy mit Arnold Bender dodaje jeszcze jedną ciekawą informację. Mianowicie, wskazuje, że chociaż von Wolff odpowiada za pierwotny błąd przecinkowy, to dwóch innych autorów przyczyniło się do tego, że nieprawdziwa informacja zakorzeniła się na dobre w świecie nauki. Tym razem cień jego oskarżeń pada na Carla von Noordena i Hugona Salomona, czyli na dwóch autorów popularnego podręcznika do dietetyki z roku 1920. Bender twierdzi, że to właśnie oni posiłkowali się błędnymi wynikami von Wolffa i spopularyzowali nieprawdziwą informację na temat zawartości żelaza w szpinaku [4, 6]. To oznacza, że pajęczyna oskarżeń stworzona przez Arnolda Bendera rozrasta się do następującej postaci:
Co tu się „odbenderowało”?
Zanim jednak pogrążymy się na dobre w tych wszystkich szpinakowych powiązaniach, muszę przerwać i napisać Wam coś zabawnego. Otóż – żadna z podanych przez Bendera informacji nie jest prawdziwa. Po pierwsze, w pracy von Wolffa wcale nie pojawia się błąd przecinka (podana tam zawartość żelaza w szpinaku: 50 mg/100 g jest po prostu nieprawidłowa i nie stałaby się bardziej poprawna, nawet gdyby jeździć przecinkiem w lewo i w prawo. Prawidłowa zawartość żelaza w szpinaku to 2,8 mg/100 g) [7, 9, 11]. Po drugie, w swoim podręczniku Noorden i Salomon w ogóle nie powoływali się na pracę tego niemieckiego badacza. W ich publikacji nie ma ani jednej ryciny czy tabeli, która pochodziłaby z pracy von Wolffa [8, 9]. A zatem – co tu się „odbenderowało”?
Holender jasny!
Wszystko wskazuje na to, że za powstanie mitu szpinakowego odpowiada naukowy głuchy telefon, czyli powtarzanie zasłyszanych informacji bez odpowiednio skrupulatnego sprawdzania ich. W swojej mowie inauguracyjnej z 1972 roku Bender podaje, że jest wdzięczny niejakiemu profesorowi den Hartogowi z Holandii, ponieważ to właśnie on miał wyśledzić, skąd wziął się szpinakowy mit [4, 6].
Nie pojawia się tu jednak żadne odwołanie do konkretnej publikacji czy wyników badań [4, 6]. Wszystko wskazuje na to, że Arnold Bender pewnego razu po prostu rozmawiał z holenderskim profesorem, który uraczył go ciekawą opowiastką na temat rzekomego złego wstawienia przecinka w wynikach. Profesor Bender łyknął historię z dziecięcą naiwnością i z równie dziecięcym zapałem – podał ją dalej, nie sprawdzając wcześniej ani jednej informacji. W efekcie – chciał obnażyć szpinakowy mit, a zamiast tego, stał się twórcą nowego mitu, znacznie większego i jeszcze trudniejszego do wykorzenienia.
Jak więc było naprawdę?
Powiedzmy sobie otwarcie, że nigdy nie dowiemy się ze stuprocentową pewnością, jak dokładnie wyglądało powstawanie szpinakowego mitu. Przede wszystkim dlatego, że zbyt wiele wątków i zbyt wielu ludzi przyczyniło się do jego powstania oraz rozpropagowania [1]. Istnieje jednak kilka kluczowych postaci oraz kilka ważnych przesłanek, które pozwalają nam z dużym prawdopodobieństwem ustalić, co się wydarzyło.
Nieprawidłowa metoda badawcza
Najprawdopodobniej wszystko zaczęło się od tego, że w XIX wieku, kiedy doktor von Wolff opublikował swoje wyniki, posługiwano się niedoskonałymi metodami, które już wkrótce zostały uznane za nieprawidłowe [4, 9]. Stosowano tak zwaną metodę popiołową, która obarczona była bardzo dużym marginesem błędu. Faktem jest więc, że podane przez von Wolffa wartości były nieprawidłowe (przypomnę – z jego publikacji wynikało, że surowy szpinak zawiera 50 mg żelaza), ale nie miało to nic wspólnego z błędnym wstawieniem przecinka [4, 9]. Tak wysokie wartości mogły wynikać z kilku czynników. Wśród nich najbardziej prawdopodobne to:
- zanieczyszczenie analizowanych próbek metalami, z których wykonane były naczynia, jakimi się posługiwano podczas badania,
- zanieczyszczenie próbek związkami żelaza znajdującymi się w pyle laboratoryjnym, w tym pochodzącymi z węgla, który wykorzystywano w procesie ogrzewania próbek,
- obecność związków żelaza w odczynnikach stosowanych przy metodzie popiołowej [4, 9].
Naukowa legenda miejska, czyli po prostu fake news
Chociaż Arnold Bender odegrał kluczową rolę w propagowaniu szpinakowego mitu, należy podkreślić, że nie jest on jedynym odpowiedzialnym za jego powstanie i zakorzenienie w naszej świadomości. Znajduje się tu znacznie więcej wątków oraz postaci, które mogły przyczynić się do tego, że wiara w żelazową legendę przetrwała do dziś [1].
Przede wszystkim, już w 1907 roku amerykański chemik, profesor Henry Clapp Sherman uznał wcześniejsze wyniki i stosowaną w przeszłości metodę popiołową za nieprawidłowe [4, 10]. Mimo to, w kolejnych dekadach nadal cytowano w podręcznikach stare rezultaty. Poza tym, jeśli wierzyć profesorowi Benderowi (w tych okolicznościach nie jest to takie łatwe), to on „tylko” opublikował istniejącą już wcześniej treść mitu, który sam w sobie powstał wcześniej. Wygląda więc na to, że szpinakowy mit niepostrzeżenie stał się jedną z naukowych legend miejskich (albo mitów). Te zaś, mają to do siebie, że trudno ustalić, kto był ich pierwotnym autorem i w jaki dokładnie się rozprzestrzeniały.
Osiem szklanek wody, witamina C i czarna wołga
Dlaczego naukowe mity tak silnie zapadają nam w pamięć i są tak chętnie powtarzane? Czemu nadal tyle osób wierzy w to, że witamina C zapobiegnie przeziębieniu, że należy pić osiem szklanek wody dziennie oraz – że najwięcej ciepła ucieka przez głowę? Dlaczego mit o wysokiej zawartości żelaza w szpinaku wydaje się być nieśmiertelny, mimo że na gruncie naukowym obalono go ponad sto lat temu?
Wydaje się, że pewne informacje stają się po prostu elementem naszej wiedzy ogólnej, a jako takie, przenikają do opinii publicznej i przestają być przez nas weryfikowane. Przykładowo, „każdy” wie, że woda wrze w stu stopniach i zamarza około zera, dlatego nikt z nas nie przeszukuje starych ksiąg w poszukiwaniu raportu z pierwszego doświadczenia, w toku którego ustalono te wartości.
W pułapce rzetelności
Ale czy nauka nie powinna być odporna na takie zagrożenia? Przecież wszystkie artykuły, które ukazują się w czasopismach recenzowanych, muszą być tworzone zgodnie ze ściśle ustalonymi wymogami. Każda informacja, jaką podajemy w tekście, powinna być poparta cytowaniem – odwołaniem do innych prac naukowych.
Tak, zgadza się. I dopóki cytowane prace podają prawidłowe wartości, wszystko jest w porządku. Ale co, jeśli powołujemy się na artykuł, w którym zawarto błędne informacje? Wtedy grozi nam efekt domina – jeden błąd sprzed kilku dekad może rozpocząć lawinę nieprawidłowych cytowań, którą bardzo trudno będzie zatrzymać.
Ale przecież nie możemy popadać w paranoję. Wyobraźcie sobie, jak wyglądałaby publikacja, w której ktoś chciałby opisać działanie nowego skutecznego leku na raka. Zanim dotarłby do omówienia mechanizmu jego działania, musiałby najpierw udowodnić, że organizm człowieka rzeczywiście zbudowany jest z komórek, że część z nich może podlegać nowotworzeniu, albo powoływać się na artykuły, w których po raz pierwszy opublikowano informacje na temat cyklu komórkowego. To nie tylko bardzo uciążliwe. Przy obecnym tempie rozwoju nauki jest to wręcz niemożliwe. Nie mówiąc o tym, że współcześnie kładzie się raczej nacisk na publikowanie zwięzłych i konkretnych artykułów, a nie tasiemcowych telenoweli, w których wstęp zajmuje kilkanaście stron. A zatem – czy jest jakieś rozwiązanie?
Odpowiedzialność
Wydaje się, że zarówno na gruncie naukowym, jak i w naszym codziennym życiu nie ustrzeżemy się całkowicie przed powstawaniem mitów oraz legend miejskich. Pewne błędne informacje nadal będą powtarzane – po prostu dlatego, że są atrakcyjne.
Jest jednak coś, co możemy zrobić. Mianowicie – zwrócić większą uwagę na odpowiedzialność za to, co mówimy, piszemy, a zwłaszcza – za to, co udostępniamy. Oczywiście, nikt nie ma czasu i możliwości weryfikowania wszystkiego, co do nas dociera. Ale na pewno możemy się dwa razy zastanowić zanim rozpowszechnimy jakąś informację.
Proponuję również stosować się do bardzo prostej zasady – nigdy nie zaczynać zdania od „podobno”. To bardzo wygodne słowo, po którym możemy powiedzieć w zasadzie wszystko: dodać szczyptę swojej wyobraźni do nieciekawej rzeczywistości, ale jednocześnie nie skłamać. Zabłysnąć na moment w towarzystwie, a potem po prostu umyć ręce od tego, co palnęliśmy.
Udostępnij
Być może mit szpinakowy nie jest najgroźniejszą legendą w historii ludzkości, ale pozwala on zwrócić uwagę na ciekawy mechanizm. Skoro błąd, który narodził się w XIX wieku – kiedy informacja rozprzestrzeniała się w żółwim tempie – tak silnie zakorzenił się w naszej świadomości, to z jakim ryzykiem mamy obecnie do czynienia? Zapewne nikt nie ucierpiał od tego, że zjadł dużo szpinaku, ale pamiętajmy, iż mity dietetyczne są jednymi z najgroźniejszych, ponieważ mogą wpływać na ludzkie zdrowie i życie. W końcu – ilu z Was słyszało o tym, że od czasu do czasu warto zrobić sobie detoks sokowy lub odkwasić organizm? Albo zacząć jeść zgodnie ze swoją grupą krwi? A ilu pacjentów padło ofiarą „cudownych diet”, które miały wyleczyć ich z poważnych chorób? Przykłady można mnożyć bez końca. I o ile kiedyś – aby zapoczątkować mit lub legendę, trzeba było opublikować treści w czasopiśmie o dużym zasięgu, o tyle dziś wystarczy tylko jedno kliknięcie.
Mam nadzieję, że będziecie o tym pamiętać następnym razem, gdy zechcecie podać dalej jakąś sensacyjną informację i palec choć na moment zatrzyma się Wam w powietrzu, zanim naciśnięcie rozkoszny napis „udostępnij”.
Cześć! Jeśli ten tekst Ci się spodobał, do czegoś się przydał lub coś wyjaśnił – to świetnie. Wkładamy w nasze materiały dużo pracy starając się, by były rzetelne i jasne. Jeśli chcesz, możesz w zamian podarować nam wirtualną kawę. Dziękujemy 🙂
Bibliografia
- Mielewczik, M., & Moll, J. (2019). Spinach in Blunderland: How the myth that spinach is rich in iron became an urban academic legend. Annals of the History and Philosophy of Biology, 21, 61-142.
- Food Data Central (2019). Vegetables and Vegetable Products. Spinach. 4.01.2019.
- Hamblin, T. J. (1981). Fake. British medical journal (Clinical research ed.), 283(6307), 1671.
- Sutton, M. (2016). How the spinach, Popeye and iron decimal point error myth was finally bust. HealthWatch Newsletter, (101), 7.
- Biesalski, H. K., Chichili, G. R., Frank, J., Von Lintig, J., & Nohr, D. (2007). Conversion of β‐carotene to retinal pigment. Vitamins & hormones, 75, 117-130.
- Bender, A. (1972). The Wider Knowledge of Nutrition. Inaugural Lecture. October, 24.
- Wolff, E.T. (1871). Aschen-Analysen von landwirthschaftlichen Producten, Fabrik-Abfällen und wildwachsenden Pflanzen. Berlin. Wiegandt & Hempel.
- von Noorden, C., & Salomon, H. (1920). Handbuch der Ernährungslehre: Allgemeine Diätetik (Vol. 1). Springer-Verlag.
- Sutton, M. (2017). The Spinach, Popeye, Iron, Decimal Error Myth is Finally Busted. Dysology. 11.12.2017.
- Sherman, H. C. (1907). Iron in food and its functions in nutrition. Bulletin.
You must be logged in to post a comment.